W 2013 r. głośno zrobiło się o filmie "Dzień kobiet", który wyreżyserowała Maria Sadowska. Jedna ze scen pokazuje klienta sklepu "Motylek", który umiera. Zarządcy nie zamykają sklepu. Denata przykrywają plastikiem, a pracownikom wydają rozporządzenie, żeby handlować dalej, jak gdyby nigdy nic. Okazuje się, ze obraz może przerysowany, ale jednak coś z prawdy w nim jest, o czym przekonują się coraz częściej również mieszkańcy naszego regionu.
Do naszej redakcji zgłosiła się Joanna, która 3 września po godzinie 19 udała się na zakupy do Biedronki mieszczącej się w centrum handlowym SAS. – Wracałam z synem z basenu. Postanowiliśmy wstąpić do marketu kupić chleb – opowiada. – Nagle Michał gorzej się poczuł. Zrobił się blady, opadł z sił i zrobiło mu się niedobrze. Zapytałam pracownika sklepu, czy mogę skorzystać z toalety. Odpowiedział, że nie. Taki sam komunikat usłyszałam od kierownika sklepu, który stwierdził, że obok znajduje się apteka i to właśnie tam powinniśmy się udać – relacjonuje oburzona kobieta. W trakcie dyskusji Joanna zażądała danych kierowniczki sklepu, dowiedziała się, że ujawnienie imienia pani kierownik sklepu nie jest możliwe z powodu RODO, a matka może ewentualnie zadzwonić na infolinię. – To skandal. Mój syn wymiotował do plastikowego kubeczka, który akurat miałam przy sobie. Rzuciłam zakupy, wzięłam dziecko na ręce i przeciskając się przez stojących w kolejce ludzi, wyszłam. Na koniec usłyszałam, żeby zabrać ze sobą kubeczek – kwituje oburzona matka.
Cały artykuł przeczytacie w aktualnym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, nr 42
Napisz komentarz
Komentarze