Mężczyzna na kwarantannę został skierowany ze względu na to, że jego żona pracuje w zakładach mięsnych w Horbowie, gdzie wykryto ognisko koronawirusa. Kobieta również przebywała na kwarantannie, ale krócej bo od 8 lipca do 6 sierpnia. Żona Bogusława miała przeprowadzony pierwszy test 10 lipca, a on 12 lipca.
Terespolanin miał przeprowadzonych w sumie siedem testów. Pierwszy został zrobiony po pięciu dniach kwarantanny i był pozytywny. Drugi też był pozytywny, trzeci nierozstrzygający, czwarty pozytywny, piąty pozytywny, a w szpitalu w Siedlcach wyszły dwa testy ujemne. – Nie byłem wcześniej w szpitalu psychiatrycznym. Trafiłem tam, gdyż wykończyło mnie siedzenie w czterech ścianach. Mieszkamy w bloku i nie mamy balkonu, więc można sobie wyobrazić jak człowiek się czuje po miesiącu nie wychodzenia z domu – mówi Bogusław Drobisz. Dodaje, że prosił sanepid o przeniesienie do izolatorium, by żona mogła wrócić do pracy, gdyż wcześniej od niego uzyskała wynik ujemny. - Przez to, że ja miałem wynik pozytywny, pracodawca żony nie mógł pozwolić jej na powrót do zakładu - tłumaczy mężczyzna.
Nie przyjęli do izolatorium
- Pytałem w sanepidzie dlaczego nie mogą mnie umieścić w izolatorium. Odpowiedzieli, że nie mam objawów choroby, więc nie spełniam kryteriów – streszcza mężczyzna. – W dodatku nikt się nami nie interesował. Nie było komu zrobić zakupów ani pomóc, nie zadzwoniono do nas z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej – przyznaje. Wyjaśnia, że przeszedł chorobę bezobjawowo, a żona przez dwa dni miała objawy grypy, ale później czuła się dobrze. Miał również problem z otrzymaniem potwierdzenia od sanepidu, iż przebywa na kwarantannie. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 1 września
Napisz komentarz
Komentarze