Czarnek wskazuje przede wszystkim na wymiar merytoryczny nauki przez internet. Nawet najlepiej przeprowadzona lekcja zdalna nie da uczniom tyle, co zajęcia stacjonarne i bezpośredni kontakt z nauczycielem. Po powrocie dzieci i młodzieży do szkół, wszelkie braki edukacyjne miałyby wyrównać zajęcia dodatkowe. Resort planuje wprowadzić w placówkach oświatowych jedną godzinę lekcyjną tygodniowo, w której można uczestniczyć dobrowolnie. Program miałby być prowadzony przez dwa i pół miesiąca. Koszt takich dodatkowych zajęć w szkołach to 187 milionów złotych.
Kolejnym negatywnym skutkiem nauki zdalnej są problemy psychologiczne występujące u dzieci i młodzieży. Uczniowie, zamknięci w swoich pokojach, wiele godzin spędzają przed komputerem czy tabletem. Mają zaburzony rytm dnia, nie widują się z rówieśnikami. Aby temu zaradzić, ministerstwo chce opracować kompleksowy model wsparcia. W tym celu podjęło współpracę z psychologami z UKSW, UW, Wyższej Szkoły Ekonomii i Innowacji, którzy po przebadaniu uczniów z 1200 wybranych losowo szkół, pomogą w przygotowaniu gotowego rozwiązania.
Trzeci obszar to zdrowie fizyczne i kondycja najmłodszych Polaków, które po tak długim okresie nauki zdalnej i ciągłym siedzeniu przy biurku, mogą być zaniedbane. Tu pomóc mają Akademie Wychowania Fizycznego. MEiN, dzięki współpracy z nimi, ma przygotować program „Aktywny powrót do szkoły. WF z AWF.”, realizowany na terenie całego kraju. Ten zaś ma pochłonąć 42 miliony złotych.
O tym, kiedy uczniowie powrócą do szkolnych ławek, zadecyduje tak naprawdę koronawirus i sytuacja epidemiologiczna w naszym kraju. „Jeśli te tendencje spadkowe będą się utrzymywać, to kwiecień jest naprawdę realnym terminem powrotu do nauki stacjonarnej” - ocenił Przemysław Czarnek, dodając, że „każdy tydzień, każde dwa tygodnie, każde pięć tygodni nauki stacjonarnej w tym roku jest na wagę złota”.
Napisz komentarz
Komentarze