Wiktoria Nasiłowska urodziła się w 1950 r. i pochodzi ze wsi Pościsze. Przez lata zajmowała się razem z mężem sadownictwem, obecnie jest na emeryturze. Ma czworo dzieci, jedenaścioro wnuków i dwie prawnuczki. Mieszka w Zaściankach w gminie Międzyrzec Podlaski. Jest kierownikiem zespołu ludowego „Leśne Echo” z Zaścianek, a dziś opowiada nam zawiłe historie jej rodziny z czasów II wojny światowej Rodzice Ireny, czyli mamy naszej rozmówczyni, to Helena i Józef Janiuk, a rodzice taty Kazimierza to Wiktoria i Dominik Sobotowie.
W czasie II wojny światowej, kiedy panowała epidemia tyfusu, na tę chorobę umierały całe rodziny, a niekiedy, nawet całe wsie. Babcia naszej rozmówczyni - Wiktoria zaraziła się tyfusem od partyzanta. Ten został przyniesiony do domu Sobotów, gdyż był chory i ranny. Kobieta opiekowała się nim przez dłuższy czas. Partyzanci po przyniesieniu swego druha, obiecali, że nocą zabiorą go do lekarza. Jednak, z jakiegoś powodu nie mogli na czas przyjść. Z tego względu Wiktoria opiekowała się rannym, robiąc mu kompresy i podając wodę, gdyż nie był w stanie jeść. Mężczyzna w tym czasie gorączkował i wołał: „Mama! Mama!”. Wiktoria nie spodziewała się, że może się zarazić. W dodatku nie wyobrażała sobie, by zostawić chorego, bez żadnej pomocy. AK-owcy zjawili się dopiero następnej nocy. Chcieli zawieść żołnierza do lekarza w Krzewicy.
Partyzanta pochowali w lesie
Niestety, ten w czasie podróży zmarł. Pochowano go w lesie, w pobliżu domu rodziny Sobotów. Po tym zdarzeniu Wiktoria zaczęła się źle czuć. Mimo pomocy lekarza, którą otrzymała, wkrótce zmarła. Był 1941 rok, kobieta odeszła w wieku 33 lat. Osierociła dwóch synów, w tym ojca Wiktorii – Kazimierza, który wówczas był nastoletnim chłopcem. Wdowiec - Dominik Sobota, jeszcze przed wojną, wpadł pod wóz ciągnięty przez konia. Przez to miał niesprawne nogi, które źle się zrosły po złamaniu, więc chodził o kulach. Stąd, po śmierci Wiktorii w domu zapanowała bieda. Wcześniej Wiktoria sama orała z synami pole, pomagał jej w tym Józef Janiuk, który był sąsiadem Sobotów. Potem został teściem Kazimierza Soboty, gdyż ten ożenił się z jego córką Ireną. Rodzinna legenda mówi o tym, że rodzina Janiuków ochroniła się przed zarażeniem tyfusem, jedzeniem kisielu z owsa.
Józef zajmował się wykonywaniem drobnych prac na rzecz Żydów, więc usłyszał od nich, że to najlepszy sposób by nie zachorować. Od tego momentu codziennie rodzinie podawał kisiel z owsa, chociaż po niedługim czasie wszyscy mieli dość tego posiłku. Przekazywał też owies swoim przyjaciołom. W tamtej rodzinie też nikt nie zachorował, chociaż w izbie obok z powodu epidemii, zmarła cała familia.
(...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia z 1 lutego
Napisz komentarz
Komentarze