– Zadzwoniła do mnie sąsiadka, że ludzie z ZGL przyszli i majstrują przy drzwiach. Okazało się, że bezprawnie weszli do mieszkania, które zajmowałam. To było w czerwcu. Drugi raz weszli we wrześniu, zablokowali drzwi. Nawet nie wiem, gdzie są moje rzeczy – relacjonuje Jolanta Kosidło. Już złożyła w prokuraturze zawiadomienie o naruszeniu miru domowego. – Jak trzeba będzie, pójdę do Strasburga – zapowiada kobieta.
Jolanta Kosidło mówi wprost: będzie do upadłego walczyć z urzędnikami o godność dla siebie i syna. O mieszkance Radzynia zrobiło się głośno na przełomie roku, gdy wyprowadziła się z mieszkania socjalnego wynajmowanego w ZGL, po tym jak jej niepełnosprawnego syna pogryzły pająki. Jolanta od lat toczy z ZGL batalię o wyremontowanie mieszkania, które na Bulwarach przejęła po rodzicach. Lokal był jednak w takim stanie, że nie nadawał się do dłuższego mieszkania. Na ścianach był grzyb, podłogi były przegniłe, a po mieszkaniu biegały szczury i pająki.
Kto kogo oskarża
Pani Jolanta, zdaniem ZGL, nie jest już właścicielem mieszkania na Bulwarach. – Nie wiem, na jakiej podstawie. Nie dostałam żadnej decyzji. Nie odbyło się żadne postępowanie sądowe dotyczące pozbawienia mnie praw do lokalu – zapewnia Kosidło. Tymczasem w czerwcu, zaalarmowana sygnałami sąsiadów, pojawiła się pod drzwiami mieszkania i była świadkiem, jak pracownicy ZGL wchodzili do jej lokalu.
Dyrektor ZGL twierdzi tymczasem, że naruszenia żadnego miru nie było i cytuje przepisy, zgodnie z którymi on, jako zarządca, ma większe prawa do lokalu niż osoba, która je opuściła. – Nie możemy pomóc pani Kosidło w remoncie, bo ona opuściła ten lokal i już w nim nie zamieszkuje – twierdzi Marek Niewęgłowski. Upiera się również przy twierdzeniu, że remont łazienki, jaki kobieta poczyniła w mieszkaniu na własny koszt w czasie, gdy tam była, nie był zrobiony za zgodą ZGL.
Sprawa bulwersuje
Za Jolantą Kosidło ujął się Sławomir Sałata, prezes Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych. – Byłem na komisji rewizyjnej, na której omawiana była między innymi sprawa pani Kosidło. Jest mi bardzo niezręcznie zajmować stanowisko w tej sprawie, ale nie mogę być obojętny. Pani Kosidło od 1994 roku ma umowę najmu. Okna wymieniła sama za 15 tys. zł, bo nie doczekała się pomocy od ZGL. Zakład po fakcie zrekompensował jej koszty w czynszu. Piec, który wymienili pracownicy zakładu, rozszczelnił się po kilkukrotnym użyciu i kobieta mieszkała w zimnym mieszkaniu do czasu interwencji mediów. Łazienkę wyremontowała na własny koszt. A na komisji rewizyjnej przedstawiono ją jako osobę uciążliwą. Pani Kosidło musi być uciążliwa, nie ma wyjścia – twierdzi Sałata.
Dialogu nie ma. Burmistrz zarządził przejęcie lokalu
Dyrektor ZGL informuje, że Jolanta Kosidło otrzymała propozycję zajęcia innych lokali będących w zasobach ZGL. Jeden przy ul. Ostrowieckiej o powierzchni 30 mkw., drugi przy ul. Pomiarowej – 45 mkw.
Kobieta pisze pisma do władz miasta w swojej sprawie. Twierdzi jednak, że nie otrzymuje odpowiedzi. Złożyła więc skargę na działania burmistrza do rady miasta. Ta, podczas piątkowego posiedzenia, została uznana za bezzasadną. Burmistrz polecił dyrektorowi ZGL przejąć mieszkanie. Ma być podzielone na dwa mniejsze, wyremontowane i przyznane nowym najemcom.
Więcej przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa, nr 41
Joanna Danielewicz
Napisz komentarz
Komentarze