Pierwsza połowa rozczarowała tych co oczekiwali szalonej gry. Ci co się na futbolu znają wiedzieli, że ani jedni, ani drudzy nie zaryzykują. Początek drugiej połowy był najlepszy dla widowiska jaki mógł być. Czyli bramkę zdobyli Hiszpanie co zmusiło Anglików, do bardziej otwartej gry. No i zaczęło się „meczycho”. Świetne decyzje trenerów. Gary Southgate wprowadził Cole Palmera i ten wyrównał. Luis de la Fuente wprowadził Mikela Oyarzabala i ten przechylił szalę zwycięstwa. Wydaje mi się, że wybicie piłki z linii bramkowej przez Dani Olmo w końcowych minutach meczu podkreśla jego ogromny wkład w ten tytuł. Hiszpania grała to Euro jak z nut i nic dziwnego, że po raz czwarty sięgnęła po tytuł Mistrza Europy. Tym samym jest pierwszą reprezentacją, która cztery razy to zrobiła. Skoro wygrali już wcześniej dwa przedwczesne finały z Niemcami i Francją to nie wypadało przegrać w tym faktycznym. Co do Anglii to czapki z głów przed Garym Southgatem. Po raz drugi raz z rzędu w finale ME. Lepszy wynik ma tylko Alf Ramsey bo zdobył 1966 Mistrzostwo Świata. Jakakolwiek krytyka poczynań Garego to bluźnierstwo. Trendy w europejskiej piłce są jasno wyznaczone, każdy gra taki futbol na jaki go stać i jaki mu pasuje. My możemy się jedynie zachwycać albo nie. To ja się zachwycam i wam proponuje.
Mistrzem Europy po raz czwarty La Furja Roja więc ku jej chwale taki pewien utwór popularnej przewrotnie angielskiej grupy Queen – We Are the Champions
Napisz komentarz
Komentarze