– Tu nie trzeba naukowców, badań i kosztownych wyliczeń, by stwierdzić, że nasze środowisko jest coraz bardziej zanieczyszczone – mówi Stanisław Franczuk, mieszkaniec Łosic, od 30 lat zajmujący się hodowlą pszczół. Dużą winę tutaj ponoszą rolnicy i sadownicy, używający środków ochrony roślin niezgodnie z instrukcją i bez przestrzegania wymaganych okresów karencji.
Nie wszyscy przestrzegają przepisów
Jak podaje Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa, jednym z podstawowych wymogów integrowanej ochrony roślin jest ochrona organizmów pożytecznych oraz stwarzanie warunków sprzyjających ich występowaniu. "W szczególności dotyczy to owadów zapylających i naturalnych wrogów organizmów szkodliwych. Środki ochrony roślin należy tak stosować, aby minimalizować negatywny wpływ chemicznej ochrony roślin na organizmy niebędące celem zabiegu"
Przepisy jasno mówią, że opryski należy stosować zgodnie z instrukcją i z zachowaniem odpowiednich okresów karencji. Ale czy wymogi te faktycznie są przestrzegane? Prezes Oddziału Związku Sadowników RP z Lipna Michał Michaluk uważa, że producenci owoców i warzyw przemysłowych coraz bardziej dbają o przestrzeganie przepisów w zakresie stosowania preparatów chemicznych. Zdaje on jednak sobie sprawę, że w każdej grupie producenckiej są osoby, które przepisów nie przestrzegają.
Pszczoły można łopatą zgarniać
W powiecie łosickim w ostatnim czasie prowadzono szkolenia dla rolników na temat stosowania chemii gospodarczej, w tym właśnie środków ochrony roślin. Tłumaczono im wymogi prawne i zalecenia, jak stosować preparaty. Jednak Stanisław Franczuk w swojej wieloletniej praktyce spotkał się z wieloma odstępstwami od przedstawianych na szkoleniach procedur.
– Środki ochrony roślin stosuje się nie w takim czasie, kiedy powinno. Nagminnie pryska się rośliny bez ograniczeń, a później pszczoły można łopatą zgartać, bo upadają. Dodatkowo nie przestrzega się okresów karencji. Plantacje truskawek pryskane są wieczorem, a rano już zbiera się owoc i sprzedaje. I później ja czy pani te truskawki kupujemy i jemy. Co my jemy? Chemię jemy, nie zdrowe owoce – denerwuje się pszczelarz.
Umowy z oszustami są zrywane
Michał Michaluk próbuje nieco uspokoić konsumentów. – Owoce są badane przez odbiorców pod względem zawartości substancji chemicznych, i jeśli normy są przekroczone, umowy z takimi dostawcami są zrywane. Producenci owoców i warzyw na skalę przemysłową wiedzą o konsekwencjach grożących za nieprzestrzeganie przepisów związanych z używaniem środków ochrony roślin – tłumaczy.
I apeluje, by każdorazowe ujawnienie niewłaściwego stosowania tych preparatów po prostu zgłaszać do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Roślin i Nasiennictwa. Zgłaszać tam też należy przypadki wzmożonego padania pszczół.
Więcej na ten temat w najnowszym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, 5/2018
Joanna Gąska
Napisz komentarz
Komentarze