Można o nagraniu i pracy Anety Pszczoły-Dołęzkiej mówić w kategoriach estetycznych, ale zainteresowanie nim wiąże się też z czymś, co tkwi dużo głębiej i dotyczy bardzo odległych czystej estetyce i zachwytowi obszarów. Bo to nie jest tylko walc i tylko studniówka. I taniec, i jego wykonawców, a przede wszystkim autorkę choreografii można potraktować jako pewien symbol – ogólnych, choć nieuświadomionych potrzeb, problemów, wewnętrznego znużenia zjawiskami, z którymi może nie mamy już siły walczyć, ale które frustrują.
Punkt 1. Po co studniówka?
Ten bal ma trochę wspólnego z dawnymi balami, na których młodzi, wchodzący w życie ludzie prezentowali się towarzystwu po raz pierwszy. Teraz już nikt o tym nie pamięta, a studniówka z pewnością nie jest pierwszą imprezą w życiu licealistów, na którą mogą się elegancko ubrać.
Nagrania z poprzednich lat pokazują figury i kroczki, ale też zbliżenia twarzy licealistów. Żaden psycholog nie zostawi wątpliwości: to są ludzie naprawdę dumni, przejęci. W końcu umiejętność tańczenia nie jest dziś wcale standardem. Na statystycznym polskim weselu przy pierwszych dźwiękach walca parkiet zazwyczaj pustoszeje, połowa pozostałych na nim gości nie tańczy, ale się porusza, a większość walcujących to pary w wieku 50+. I oto ktoś robi z tego wartość. Ubiera dziewczęta w białe sukienki jak z Soplicowa, każe przebierać chłopcom nóżkami i jeszcze robić to wszystko w zespole.
Punkt 2. Po co nauczyciel?
Jak się to udaje jednej nauczycielce, zwłaszcza że przecież "na mieście" słyszy się przede wszystkim to, że młodzież jest trudna, niewdzięczna, leniwa i w ogóle niezainteresowana szkołą?
Małgorzata Jagiełło, właścicielka bialskiej szkoły tańca Boogie Town, mówi: – Widziałam i walca, i poloneza w wykonaniu uczniów tego liceum, i jestem pod ogromnym wrażeniem. Walc z tego roku i z poprzednich lat ma naprawdę skomplikowane układy. To nie jest powtarzalny schemat. Zwróciłam uwagę na czytelność figur: to, że my, widzowie, je czytamy, jest dowodem nie tylko warsztatu, ale i pasji nauczyciela. No i ta świetnie dobrana muzyka.
Punkt 3. Po co pasja?
– My, nauczyciele, jesteśmy tak zmęczeni naciskami z każdej strony, że pasja jest ostatnią rzeczą, na jaką możemy sobie w pracy pozwolić – mówi zastrzegająca sobie prawo do anonimowości nauczycielka z bialskiej szkoły. – Jesteśmy skazani na trudnych uczniów, trudnych rodziców, absurdy kolejnych reform i walkę o każdy grosz. Wymagania wobec nas rosną, z wynagrodzeniem jest już gorzej – dodaje.
Trudno znaleźć w Białej Podlaskiej specjalistę, który ujawniając swoje nazwisko, wypowie się na ten temat. – Trudno się dziwić – komentuje doktor Maria Katarzyna Grzegorzewska, pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego, autorka licznych publikacji na temat nauczycielskiego stresu. – Z doświadczenia wiem, że poruszanie kwestii nauczycielskiego zaangażowania to jest wkładanie kija w mrowisko. Zastanawia mnie jednak przede wszystkim to, dlaczego jest to środowisko tak niesolidarne, i nie mówię tu o poziomie związków zawodowych, ale o najniższym szczeblu – pokoju nauczycielskiego. Spodziewam się, jaką burzę wywołają te słowa, ale moje badania dowodzą jeszcze jednej rzeczy: nauczyciel aktywista to często problem dla dyrektora – wtedy, gdy jest nim człowiek-urzędnik, a nie człowiek-menedżer.
Punkt 4. Po co oklaski?
– Mam czworo dzieci, w tym roku trzecie miało studniówkę w jednej ze szkół w naszym powiecie, za dwa lata ma najmłodsze – mówi pani Anna z Wisznic. Jestem znużona już tą sytuacją, gdy najważniejszą częścią studniówki są przemówienia VIP-ów: wójta, proboszcza, prezydenta. Oczywiście rozumiem ideę patronatu, konieczność uczenia szacunku wobec starszych, nauczycieli, ale wydaje mi się, że nie działa na korzyść szkoły pompowanie przemowami, w których ja od kilku lat słyszę od różnych osób wciąż to samo: że ważny moment, że dobrej zabawy, ale zaraz matura... Nie tylko młodzież, ale i rodziców to nudzi. A przecież człowiek na stanowisku powinien chyba mieć tyle szacunku do ludzi, do których przemawia, by powiedzieć im coś mądrego, a nie slogany i banały.
Walc ze Staszica pokazał, że kto inny powinien tu być oklaskiwany. I również za to należą się Anecie Pszczole-Dołęzkiej słowa uznania, bo może jest to próba wyjścia z cienia pasjonatów, którym ciężka praca nie przeszkadza w szukaniu potencjału w młodych ludziach.
Więcej na ten temat w najnowszym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, 6/2018
Gabriela Kuc-Stefaniuk
Napisz komentarz
Komentarze