Pan Stanisław w środę w ubiegłym tygodniu przechadzając się po lesie w okolicy Olszewnicy i Polskowoli zauważył leżącą w krzakach samicę łosia. – Myślałem, że złapała się we wnyki. Podszedłem bliżej, żeby sprawdzić, czy mogę jej pomóc – opowiada pan Stanisław, który w latach 70. i 80. był leśniczym.
Zwierzę na widok człowieka podniosło się i przeszło kilka metrów, by oddalić się w bezpieczne dla niego miejsce. – Była wychudzona i krok miała niepewny. W legowisku, które opuściła, znalazłem liczne ślady odchodów, które wskazywały na silną biegunkę – opowiada mieszkaniec gminy Kąkolewnica.
Kto pomoże choremu dzikiemu zwierzęciu?
Zwierzę było na tyle słabe, że po odejściu na kilka metrów znów położyło się w krzakach. Pan Stanisław wrócił do domu i postanowił zaalarmować służby. – Zadzwoniłem do inspekcji weterynaryjnej, gdzie usłyszałem, że zajęcie się sprawą leży w gestii weterynarza, który ma podpisaną umowę z gminą – opowiada. W gminie pan Stanisław nie otrzymał jednak zapewnienia, że ktoś się sprawą zajmie.
Mężczyzna dzwonił więc do myśliwych, rozmawiał z pracownikami nadleśnictwa, ale bez rezultatu. W ubiegły piątek na temat chorej klempy rozmawialiśmy z nadleśniczym Nadleśnictwa Radzyń Krzysztofem Hołowińskim. Tłumaczył, że interwencja w sprawie chorego zwierzęcia nie leży bezpośrednio w gestii leśniczych.
Swojej roli w zaopiekowaniu się chorym dzikim zwierzęciem nadleśnictwo również w tym konkretnym przypadku nie widzi. Nadleśniczy tłumaczy, że nie ma uprawnień do wydawania dyspozycji dotyczących np. uśmiercenia zwierzęcia, i przyznaje, że sytuacja byłaby łatwiejsza, gdyby zwierzę padło. – Wówczas trzeba usunąć truchło, spisać protokół i pobrać próbki do badań, by stwierdzić, co było powodem upadku – wylicza.
Pomocy nie było, zwierzę zdechło
Opowieść o chorej klempie zdumiała Pawła Duklewskiego, rzecznika Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Po pierwsze, jak twierdzi, nie wiadomo na co zwierzę jest chore, więc w gestii służb jest sprawdzić jego stan i zdiagnozować chorobę. – A jeśli to choroba zakaźna, która może przejść na inne leśne zwierzęta, a nawet bydło domowe? Zagrożenie epidemiologiczne zawsze powinno otrzeźwić wszystkie służby i być sygnałem do podjęcia działań – mówi rzecznik RDOŚ.
A za utrzymywanie dobrostanu leśnego, czyli także monitorowanie sytuacji zdrowotnej zwierząt w lesie, odpowiedzialni są, jak zaznacza Paweł Duklewski, także myśliwi gospodarujący na danym okręgu, jak i właściciel lasu. Niestety, przez sześć dni od momentu znalezienia chorej klempy nie udało się nadać sprawie biegu. Gdy w poniedziałek 19 lutego zadzwoniliśmy do pana Stanisława, okazało się, że zwierzę nie żyje.
Tym razem po naszej kolejnej interwencji w radzyńskim nadleśnictwie sytuacja nabrała tempa. Z panem Stanisławem skontaktowali się pracownicy Nadleśnictwa Radzyń Podlaski. – Mają przyjechać, żebym wskazał im miejsce upadku klempy. Mają udokumentować przypadek i pewnie zrobią porządek z truchłem – poinformował nas pan Stanisław.
Więcej na ten temat w najnowszym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, 8/2018
Joanna Danielewicz
Napisz komentarz
Komentarze