Stanisław Zając mieszka w bloku przy ul. Kopernika 1 od ponad 30 lat. Od 20 lat obserwuje przylatujące co roku na jego osiedle jerzyki. Widzi je bardzo dobrze, bo mieszka na czwartym piętrze, a jego "latający sąsiedzi" pomieszkują przy krawędzi dachu. Jerzyki wlatują w miejsca trudno dostępne, między szpary i dziury blachy trapezowej służącej do ocieplania budynku.
– Przylatują z Afryki zawsze na początku maja. 100 dni przebywają u nas i lecą z powrotem do Afryki. Wlatują w szpary bloku, wysiadują młode, dokarmiają je, lecz przy opuszczeniu gniazd zaczepiają się o blachę i nie mogą się wydostać z tych szczelin. Do niektórych można było się dostać przez okno na wyciągnięcie ręki. W ten sposób moi sąsiedzi uratowali kilka tych ptaszków. Lecz bardzo dużo jerzyków zginęło. Szkoda mi ich było i musiałem coś wymyślić, żeby je uratować. To przecież nasi sprzymierzeńcy. Jerzyki zjadają mnóstwo komarów. Wtedy w mojej głowie pojawił się impuls, że trzeba coś z tym wszystkim zrobić – opowiada pan Stanisław.
Cały artykuł przeczytacie w jutrzejszym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, 18/2018
Michał Karchut
Napisz komentarz
Komentarze