Zastanawiam się często o co chodzi z celebrowaniem odejścia starego i przyjścia nowego roku. Dlaczego ten przełom w datach ma oznaczać jakieś deklaracje z naszej strony? Czy jest to jakaś ważna chwila, inna od pozostałych dni w całym roku? Może jest to sposób na zapanowanie nad tym co dzieje się wokół nas. Idąc tym tropem zawsze można mieć nadzieję, że skończy się coś co jest nieznośne i uwiera, a zacznie to na co czekamy, co sprawi że będziemy w końcu szczęśliwi. Wyznaczanie takich sztucznych granic pozwala wszystko uporządkować. Sztuczne granice, murki, linie, grube kreski odpowiadają za nasze wątłe poczucie bezpieczeństwa i złudną świadomość kontroli czegokolwiek. Rok kalendarzowy jak zamknięte, kartonowe pudełko z dnem i wieczkiem obwiązane kolorową kokardą, dla pewności.
Pomyślałam więc, może i ja zamknę pewien okres w moim życiu? Może złożę jakieś ważne obietnice, podejmę zobowiązania? Daleko mi w przemyśleniach od tak popularnych przedsięwzięć jak choćby dieta czy rzucanie palenia (to z resztą mam już jakiś czas za sobą). Myślę sobie, że coś się jednak znowu kończy. Coś ulatuje, przechodzi do historii, w szumie sylwestrowych balów chowa się cichutko w koperty, które lada moment będą pożółkłe, dawne i nieaktualne. Wszystko staje się jedynie wspomnieniem, zyskuje spokój tracąc rozbujaną bezsensownie dynamikę. Daleko mi w tych odczuciach do głębokiego pesymizmu. Co to, to nie. Jestem typem niepoprawnej optymistki, która trzyma pion nawet wtedy, a może zwłaszcza wtedy, gdy wypada śmiać się przez oczy pełne łez.
Wracając do sedna, co się kończy? Ano, kończy się pierwszy rok pracy w nowym miejscu. Rok szczególny pod tym względem, że wyjątkowo trudno było mi się rozstać z poprzednią zawodową przygodą, związaną z prowadzeniem, ale i co najtrudniejsze, zamknięciem jedynej spółdzielni socjalnej w Białej Podlaskiej. Po czterech latach "glorii i chwały" Bialskich Cudów przyszło mi jako ostatniej zejść z pokładu i zamknąć drzwi, za najważniejszym dla mnie i tworzących spółdzielnię kobiet, projektem społecznym w naszym mieście. Szczerze mówiąc nie sądziłam że będzie to w ogóle możliwe. Udało się odciąć pewne więzy w mojej własnej głowie i choć decyzja ta należała do najtrudniejszych w moim życiu, dzisiaj stwierdzam, iż była właściwa. Spoglądam z refleksją na ten niezwykle trudny czas wierząc, że to co się w Bialskich Cudach "zadziało", było bardzo ważnym elementem mojego rozwoju jako człowieka.
Kończy się rok, w którym tak naprawdę wszystko się zaczęło, rok wielkiej burzy politycznej i mojej własnej, niemedialnej. Wszystkie przeszkody i bariery, momenty, które miały mnie zabić, a sprawiły że jestem silniejsza.
Cały artykuł przeczytacie w aktualnym numerze Słowa Podlasia, nr 1
Napisz komentarz
Komentarze