W Sądzie Rejonowym w Białej Podlaskiej, 11 października ruszył proces weterynarza. Chodzi o zdarzenie z 10 września 2018 roku, kiedy to weterynarz, myśląc, że dzwoni do rolnika z gminy Podedwórze, zadzwonił do dziennikarza Wspólnoty Parczewskiej, który nosi takie samo nazwisko, jak rolnik. Weterynarz spytał: - Mamy u pana pobrać krew. Podłożyć od kogoś, czy będziemy się szarpać? Dziennikarz rozmowę nagrał, napisał artykuł, poinformował wojewodę lubelskiego i organa ścigania. Teraz weterynarz tłumaczy się z całego zajścia przed sądem.
Artur K. na terenie powiatu parczewskiego był wyznaczony do wykonywania czynności urzędowych związanych ze zwalczaniem ASF. Przed sądem odmówił składania wyjaśnień w sprawie. Odpowiadał jedynie na pytania swojego pełnomocnika. Stwierdził, że nie kwestionuje, że rozmowa, jaką nagrał dziennikarz miała miejsce. – Chodziło o gospodarstwo, w którym była tylko jedna sztuka ( świnia – przyp. red.) przeznaczona do likwidacji. Ta sztuka była łapana i kłuta w przeciągu dwóch miesięcy cztery razy. Była też kłuta tego dnia (10 września) rano, a w środku dnia dowiedziałem się, że będzie dodatkowe pobieranie. Chodziło tylko i wyłącznie o zaoszczędzenie stresu zwierzęciu. Krew pobierana jest 20-centymetrową igłą z okolic serca. To dla zwierzęcia niebezpieczny i bolesny zabieg – tłumaczył weterynarz. Dodał, że normalnie, gdy w stadzie jest więcej świń, badanie jest rozłożone na różne sztuki, natomiast tam, gdzie hodowane jest jedno zwierzę, za każdym razem to ono poddawane jest zabiegom. – Nie było żadnych złych intencji w tej propozycji – dodaje weterynarz.
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 15 października
Napisz komentarz
Komentarze