– Przed przeszczepem prowadziłem normalne życie. Biegałem, ćwiczyłem na siłowni, pracowałem. Zakochałem się w Justynie i zostałem ojcem. Nasze życie płynęło spokojnie, aż do czasu, gdy nagle gorzej się poczułem. Było to w październiku 2018 r. – opowiada pan Andrzej. – Moja żona wezwała karetkę i odwieziono mnie do szpitala w Białej Podlaskiej. Niestety lekarze stwierdzili, że to rozległy zawał i nie są w stanie już nic dla mnie zrobić - mówi.
- Okazało się, że mam tętniaki na aorcie w pobliżu serca i brzusznej. Pierwszy pękł. Zostałem przetransportowany do Anina do Instytutu Kardiologii. Tam przeszedłem 6 operacji, a podczas 7 przeczepiono mi serce. Wydawało się, że to już koniec kłopotów, że mam nowe życie – dodaje wzruszony Chromiec.
W rzeczywistości jednak okazało się, że nowe serce to nie tylko nowe życie, ale też branie leków do końca życia i koniec z większym wysiłkiem. – Przyjmuję leki, aby mój organizm nie odrzucił przeszczepu. To dla mnie jedyna szansa, bym mógł dalej funkcjonować. Niestety nie mogę podnosić osób czy rzeczy ważących więcej niż 4 kg. To oznacza, że nie mogę wziąć na ręce nawet swoich dzieci – tłumaczy mężczyzna. Dodaje też, że co miesiąc jeździ na kontrolę do Anina, co 3 miesiące poddaje się biopsji, więc przebywa w szpitalu kilka dni. To wszystko wiąże się z kosztami. – Na same leki wydaję miesięcznie od 500 do 800 zł. Biorę leki na ciśnienie i wiele innych. Co więcej, mam tętniaka na aorcie w żołądku. Zagraża mojemu życiu. Jestem jak tykająca bomba, choć lekarze robią, co mogą. Nie mogę się nawet stresować, żeby tętniak nie pękł – mówi Chromiec.
Pan Andrzej wraz z żoną i czwórką małych dzieci. Utrzymują się z zasiłku 500 plus na dzieci i skromnych zasiłków wypłacanych przez GOPS w Białej Podlaskiej. Nie pracuje, gdyż nie może dźwigać ani się przemęczać. Wymaga opieki, a więc i żona nie może podjąć pracy. Jest jego opiekunem i wspiera męża w codziennych obowiązkach, takich jak np. zrobienie zakupów. Rodzina w maju 2019 złożyła wniosek do urzędu miasta o przydzielenie mieszkania komunalnego. Odpowiedź była pozytywna, ale urzędnicy zaproponowali puste od 13 lat mieszkanie, które wymagało gruntownego remontu.
– Nie stać nas na wynajmowanie mieszkania na rynku komercyjnym. Miesięcznie na czynsz i pozostałe opłaty wydajemy 2500 tys. zł. A przecież musimy jeść, dzieci chodzą do przedszkola i szkoły, potrzebują butów, ubrań, obiadów – żali się. Nie starałem się o rentę chorobową w ZUS-ie, gdyż nie mam wypracowanych lat, na życie zarabiałem, pracując dorywczo na budowie. Na socjalną nie mam co liczyć, gdyż nie zachorowałem w trakcie nauki – zaznacza.
Aby wesprzeć rodzinę, można wpłacać datki na stronie https://zrzutka.pl/chra46?utm_medium=social&utm_source=messenger&utm_campaign=sharing_button
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 31 grudnia
Napisz komentarz
Komentarze