Sprawa Artura K. ruszyła w Sądzie Rejonowym w Białej Podlaskiej 11 października. Chodziło o zdarzenie z 10 września 2018 roku, kiedy to weterynarz, myśląc, że dzwoni do rolnika z gminy Podedwórze, zadzwonił do dziennikarza Wspólnoty Parczewskiej, który nosi takie samo nazwisko, jak rolnik. Weterynarz spytał: - Mamy u pana pobrać krew. Podłożyć od kogoś, czy będziemy się szarpać? Dziennikarz rozmowę nagrał, napisał artykuł, poinformował wojewodę lubelskiego i organa ścigania. Weterynarz tłumaczył się z całego zajścia przed sądem.
31 stycznia sąd uznał, że weterynarz jest winny zarzucanego mu czynu, t.j. niedopełnienia obowiązków służbowych, przez co działał na niekorzyść interesu publicznego. Sędzia Marta Załęska argumentowała bowiem, że nie można uznać stanowiska obrony, która przeczyła temu, że weterynarz w danym przypadku nie pełnił funkcji publicznej. Powołała się na decyzję powiatowego lekarza weterynarii w Parczewie. – Sąd uznał tę funkcję za bezsporną. Powiatowy lekarz weterynarii z przyczyn organizacyjnych nie mógł wykonywać ustawowych zadań inspekcji, co za tym idzie scedował te uprawnienia na oskarżonego. Sąd uznał więc, że w przedmiotowej sprawie oskarżony działał na podstawie upoważnienia wynikającego z ustawy o inspekcji weterynaryjnej – uzasadniała sędzia. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 4 lutego
Napisz komentarz
Komentarze