Amerykański psychoanalityk i psycholog rozwoju człowieka Erik Homburger Erikson twierdził, że twórczość artystyczna ma możliwość czynienia jednostkę zdrową, dzięki niej osoba ma zdolność poznawania siebie. Poza tym materia artystyczna daje poczucie wolności, bycia sobą i dążenia do własnych celów. Akt twórczy wzbogaca życie wewnętrzne, szczególnie psychikę i intelekt. Tezę tę potwierdza osoba Mariana Demczuka, który w sztuce znalazł wyciszenie i harmonię wewnętrzną.
– Od dawna po głowie chodziła mi myśl, aby wykonać z drewna replikę kościoła w Ortelu Królewskim Pierwszym. Jeszcze jak byłem dzieckiem, chodziłem z babcią z Jusaków Zarzeki, gdzie mieszkaliśmy, do rodziny, do Kościeniewicz. I właśnie po drodze mijaliśmy ten kościół – opowiada pan Marian. – Podążaliśmy pieszo, więc mogłem go dokładnie obejrzeć. Bardzo mi się podobał. Wtedy już wiedziałem, że kiedyś wykonam jego miniaturę z drewna – zaznacza. Dodaje, że przez lata nie miał na to czasu. Dopiero teraz postanowił zrealizować marzenie. Minibudowla przestrzenna wiernie odwzorowuje pierwowzór. – To misterna robota. Część rękodzieła wykonana jest z drewna sosnowego, gont jest olszynowy, a pozostałe elementy są z gruszy. Grusza to twarde drzewo, dlatego można w nim wykonać różne ozdoby, typu kółeczka czy koronkową dekorację górnej wieży. Jeśli chodzi np. o gonty, to wykonuję je z olszynowych sztachet, obrabiam ich powierzchnię na grubościówce, tnę na półmilimetrowe deseczki i z dopiero z takiego materiału wycinam gonty – opowiada pan Marian. Artysta zamierza również przyozdobić kościół dzwonkiem i krzyżem, a także ławeczkami – na wzór prawdziwej budowli.
Mieszkaniec Łomaz przez lata pracował zawodowo. Jak podkreśla, nie miał czasu na zajmowanie się sztuką, ale czuł, że gdzieś w środku drzemie w nim artystyczny potencjał. – Dopiero ok. 8 lat temu postanowiłem pokazać, co umiem. Zająłem się wykonywaniem domków z drewna, kapliczek prawosławnych i rzymskokatolickich, wiatraków, wozów, studni, w tym żurawinowych. Pomysły same przychodziły mi do głowy, nie kopiowałem żadnych budowli – opowiada pan Marian. – Dopiero z czasem nabrałem wprawy. Swoje rękodzieła wystawiałem na dożynkach w całym regionie, jeździłem też na różne wystawy poza województwo. Szczególnie gorąco przyjęto mnie i doceniono w Sławatyczach, Kodniu, Parczewie, Radzyniu Podlaskim i Terespolu. Tam jestem zawsze zapraszany i tam przyjmują mnie z otwartością – zaznacza. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 4 lutego
Napisz komentarz
Komentarze