W każdym większym mieście czy mniejszej miejscowości lub wiosce jest charakterystyczne miejsce, o których powstaniu krążą wśród lokalnej społeczności ciekawe opowieści. Ile w nich prawdy? Nie wiadomo, wiadomo natomiast, że takie historie to nieodłączny element kultury i tradycji, która przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. W Terespolu jest nawet kilka takich tajemniczych miejsc, a jednym z nich jest Barania Jama, znana przede wszystkim mieszkańcom. Na temat jej powstania krążą dwie legendy. Zaczniemy więc od dłuższej i jak na nasze oko, mniej prawdopodobnej.
Wszystko działo się bardzo dawno temu, kiedy carskie wojska oblegały tutejsze tereny, a młodzi chłopcy i mężczyźni zaciągali się do wojska, by dzielnie walczyć w obronie ojczyzny. Nie inaczej postąpił jeden z mieszkańców miejscowości Łobaczew, zostawiając w domu swoją piękną i młodą żonę. Był kochającym mężem, który jak tylko mógł dbał o swą małżonkę, był jej skłonny uchylić nieba. Niestety, jak się okazało, kobieta nie czekała wiernie na powrót swojego męża. W czasie, gdy ten walczył o przyszłość kraju, ona szukała pocieszenia w ramionach innego mężczyzny. Po dłuższym czasie do domu wrócił jej małżonek. Szybko zorientował się o zdradach żony, wpadł w furię i urządził jej karczemną awanturę. O tej kłótni rodzinnej długo opowiadali sąsiedzi młodej pary. Młodzieniec mimo szczerych chęci nie mógł wybaczyć tego okrutnego ciosu, jaki zadała mu własna małżonka. Nie zagrzał więc na długo miejsca w domu przy boku niewiernej partnerki. Wciąż trwała wojna, dlatego mężczyzna postanowił powrócić na front.
Po pewnym czasie okolicę obiegła wieść, że młody żołnierz został porwany do rosyjskiej niewoli. Odniesione w walce rany przyczyniły się do rychłej śmierci mężczyzny. Usłyszała i o tym żona zmarłego, która teraz miała wolną drogę do ułożenia sobie życia ze swoim kochankiem. Owdowiała kobieta z uśmiechem na twarzy biegała na kolejne spotkania. Jednak po pewnym czasie, z jej twarzy zniknął uśmiech. Zaczęto też widywać ją poturbowaną, z siniakami na rękach i twarzy. Wszyscy zastanawiali się, kto jest tak bezdusznym oprawcą młodej wdowy. Nie znaleziono jednak podejrzanego. Gdyby tego nie było dość, również i inni mieszkańcy Terespola zaczęli chodzić z sińcami na ciele. Zagadka była więc coraz trudniejsza do rozwikłania. Wkrótce jednak udało się ją rozwiązać. (...)
Druga wersja opowieści o powstaniu Baraniej Jamy opowiada o powodzi, jaka dawno, dawno temu nawiedziła Terespol. Miała to być największa w historii miasta powódź, która nie oszczędziła na swoje drodze nic. Cała pradolina Bugu została zatopiona. Wyjątek stanowiła obecna ulica Wojska Polskiego, gdzie znajdowała się ogromna jama, która prawdopodobnie pochodziła jeszcze z czasów lądolodu. Powódź była niezwykle gwałtowna, nikt nie był na nią przygotowany, toteż woda wyrządziła ogromne szkody. Zalane były ulice, domy, całe gospodarstwa. Miejsca, które wydawałoby się, że są bezpieczne także dosięgła niszczycielska siła wody. Ludzie ewakuowali się na tratwach, wyjątkowo zabierano również zwierzęta. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 25 lutego
Napisz komentarz
Komentarze