Na razie nikomu nie postawiono zarzutów a prowadzący postępowanie nie wykluczają żadnej możliwej wersji zdarzenia. - Wciąż czekamy na pomoc prawną zza granicy oraz na opinię uzupełniającą z zakresu profilu psychologicznego pokrzywdzonej. Każdy nowy wątek, jaki się pojawia jest przez nas wszechstronnie analizowany. Jest to czasochłonna procedura – tłumaczy Adam Hunek, zastępca prokuratora rejonowego w Parczewie. Nie informuje jednak, o jakie wątki chodzi. Pewne jest jedno, sprawa jest ogromnie zawiła i chyba najtrudniejsza w historii parczewskiej prokuratury.
Przypomnijmy. Pod koniec kwietnia 2017 roku pracownicy kolei jadąc pojazdem szynowym po torach w Królewskim Dworze, w lesie między Parczewem a Milanowem dostrzegli ciało kobiety. Zwłoki leżały między torami a lasem. Chcieli wezwać pogotowie, ale na pomoc było za późno, gdyż 32-latka już nie żyła. Przybyły na miejsce prokurator zarządził sekcję zwłok. Ustalono, że kobieta jechała pociągiem relacji Warszawa-Lublin.
Policjanci przesłuchali wszystkich świadków, którzy podróżowali feralnym składem. Nikt jednak nie zauważył niczego niepokojącego. Zabezpieczone nagrania z kamer, które znajdowały się na trasie pociągu i z miejsc, w których młoda kobieta mogła przebywać przeanalizowali technicy, ale oni także nie znaleźli niczego, co mogłoby wskazać jakikolwiek trop i dać choćby cień szansy na wyjaśnienie tajemniczej śmierci. Odpowiedzi nie dały też przeprowadzone przez Instytut Badań i Ekspertyz Sądowych w Krakowie badania kryminalistyczne.
Półtora roku temu śledczy zwrócili się do Wielkiej Brytanii o wsparcie, bo prawdopodobnie tam kobieta przez pewien czas pracowała. Odpowiedzi na niektóre pytania otrzymali już kilka miesięcy temu, ale szczegółów nie zdradzają. Na pozostałe wyjaśnienia wciąż czekają, choć sądzili, że dostaną je najpóźniej do końca 2019 r. Mają nadzieję, że tamtejszym służbom uda się m.in. odtworzyć treści rozmów, sms-ów i numery z którymi 32-latka mogła się łączyć podczas zagranicznego pobytu.
Napisz komentarz
Komentarze