Siemieński Staw powstał pod koniec XVI wieku, choć niektóre źródła podają i początek XVII wieku, jako sztuczne rozlewisko rzeki Tyśmienicy. Groblę na rzece mieli wykonać jeńcy tatarscy, spiętrzając w ten sposób wodę. Wraz z majątkiem ziemskim przetrwał w niemal niezmienionej formie, aż do wieku XX., należąc do kilku rodów ziemiańskich. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości majątkiem zarządzał Jan Zaorski. Po tym jak jego syn August zginął w 1920 r. w bitwie pod Raszynem, dobra odziedziczyła córka Augusta Zaorskiego Zenobia. W roku 1932 zbiornik zapisał się w historii jako lądowisko balonu „Polonia”, biorącego udział w zawodach o puchar Gordona Bennetta. Ze stawem wiąże się z nią jednak jeszcze tragiczna historia pewnej miłości…
Jak jeńcy tatarscy groblę budowali
Dawno temu w miejscu, gdzie dzisiaj znajduje się staw, rozciągały się łąki i grząskie bagna. Droga do Parczewa wiodła poprzez mokradła i często była dla wędrowców trudna do przebycia. Aby ułatwić przejazd wozów, co roku utwardzano ją pniami drzew z okolicznych lasów. Największy problem był jednak wiosenną i jesienną porą, kiedy rzęsiste deszcze na nowo zalewały tutejsze tereny i droga mimo prowizorycznego mostu niestety była nie do przebycia. Ludzie mówią, że jednego razu zdarzyło się i tak, że nawet królewska karoca utknęła w grzęzawisku, ale chłopi z Siemienia zdołali ją wyciągnąć.
W tym czasie ziemiami rządziła można rodzina Branickich. Głowa rodu niegdyś był pułkownikiem husarskim, który dość często wyruszał na wojenne wyprawy, z których przywoził bogate łupy i tak wzbogacał z każdym rokiem swój majątek. Jednym z takich łupów, okazało się… pięćdziesięciu jeńców tureckich.
Branicki nie był już młody, postanowił więc spokojnie osiąść na stałe w Siemieniu. Jego jedynym dzieckiem była córka Anusia, którą zapragnął uczynić najbogatszą panią w okolicy. To właśnie z jej powodu postanowił czerpać korzyści majątkowe nawet z mokradeł i trzęsawisk. Wpadł więc na pomysł usypania grobli w poprzek rzeki, by powstał ogromny staw, jakiego jeszcze nikt w województwie nie widział. Postanowił skorzystać z pracy jeńców tureckich. Zaczęła się ciężka praca niewolników.
Wszyscy przykuci łańcuchami, wozili piach spod Miłkowa, gdzie było go pod dostatkiem. Codziennie pracowali od świtu do nocy, a bacznym okiem nadzorowali ich ziemscy pachołkowie. Nieważne było, czy z nieba leje się rzęsisty deszcz, czy też żar, który nierzadko powodował zawroty głowy. W mrozie, śniegu, tatarscy jeńcy dzielnie budowali groblę na rzece.
Spotkanie Anusi i Iwo
Wśród pojmanych znajdował się młody Serb o imieniu Iwo, z którym jako jedynym mogli porozumieć się dozorcy. To on tłumaczył i przekazywał innym niewolnikom polecenia, dzięki temu miał wśród nich posłuch i poważanie. Z czasem dzięki temu zaczęto mu dawać coraz więcej swobody, z jego nóg ściągnięto w końcu i łańcuch, którym był przykuty do taczki, co sprawiło że Iwo zyskał więcej ochoty do pracy, czasem nawet nucąc tęskne tatarskie pieśni. (...)
Czarne chmury zawisły nad miłością
Nad uczuciem zawisły jednak ciemne chmury. Wszystko z powodu postanowienia pana Branickiego, że nadszedł już czas, aby jego ukochana córka Anusia wyszła za mąż. Upatrzył sobie kandydata, w niemłodym już towarzyszu wojennych wypraw. Mężczyzna był zamożny i pochodził ze szlacheckiej rodziny. Ojciec uznał, więc że to idealny przyszły mąż dla Anusi. Ta z początku nie traktowała sprawy poważnie, wręcz wyśmiewała kandydata. Branicki jednak stanowczo postawił sprawę, uznał, że jedynym odpowiednim partnerem jest dla niej jego przyjaciel. Anusia załamała się, bo wiedziała że odwrotu od tej decyzji nie ma.
Iwo, widząc codziennie bledszą i smutniejszą twarz ukochanej, początkowo nie domyślał się nawet, co jest przyczyną jej strapień. Służba dworska przekazała mu jednak w końcu wiadomość o postanowieniu pana Branickiego. Gdy się o tym dowiedział, poczuł jakby słońce na zawsze nad nim zgasło. Przeraził się, że jego jedyna prawdziwa miłość wyjdzie za mąż, a on już do końca życia nie będzie mógł nawet na nią spojrzeć. Termin wesela był jednak już ustalony, miało się odbyć w czerwcowe święto Piotra i Pawła. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 14 lipca
Napisz komentarz
Komentarze