Jędrzej nie należał do najsprytniejszych łowców. Miał jedynie starą strzelbę, jednorurkę, którą odziedziczył po dziadku. Lubił wyjść czasem nad staw, by na dworskich zbiornikach ustrzelić kaczkę lub dwie. Łup zanosił do karczmy, gdzie sprzedawał dzikie ptaki Żydowi. Myśliwska rodzina nie należała do bogatych, często brakowało im, by mieć co do garnka włożyć. Tymczasem Jędrzej by rozwijać swoją pasję, potrafił ostatni grosz oddać na ładunki. Denerwowało to jego małżonkę, która nie miała jednak większego wpływu na męża. Często też pokpiwała sobie z niego, powtarzając z szyderczym śmiechem słowa starego porzekadła: „Na rybę i na ptaka to trza próżniaka”.
A Jędrzej? No cóż, od jakiegoś czasu coraz rzadziej przynosił do domu upolowaną zwierzynę, gdyż nie trafiał celnie. Wyglądało to nawet tak, jakby kaczki żartowały sobie z umiejętności myśliwskich chłopa. Z tego powodu rodzinie żyło się jeszcze gorzej, a Jędrzej uznał, że po prostu szczęście go opuściło. Pewnego razu do chałupki na skraju puszczy trafił wędrowiec. Nie wiadomo skąd przybył i gdzie podąża. Ubrany był w długi ciemny płaszcz, a na głowie nosił czarny kapelusz. Z oczu dziwnie mu patrzyło, jednak nauczeni staropolskim zwyczajem, przyjęli nieznajomego pod swój dach, bowiem noc się zbliżała, a na dworze zrobiło się już chłodno. Jesień chyliła się ku końcowi, nadchodziły zimowe, długi noce.
Korek, co szczęście przynosił
Jędrzejowie, witając gościa zwrócili się do niego słowami „Gość w dom, Bóg w dom”. Nieznajomy wzdrygnął się na te słowa, zakrztusił się nawet i przez dłuższy czas towarzyszyła mu czkawka. Zasiedli wszyscy razem do stołu, choć skromnie to jednak pięknie nakrytego. Posili się tym, co mieli. Jedynie ogień z kominka niepokojąco to gasł, to zapalał się na nowo. W pewnym momencie gość, który przez całą wieczerzę przyglądał się z frapującą miną jędrzejowej strzelbie, zapytał chłopa czym się trudni. – Poluję trochę czasem na kaczki – odparł gospodarz. – I nie ma pan ostatnio szczęścia, prawda? – dopytywał gość, co szczerze zdziwiło Jędrzeja.
Nikt poza żoną nie wiedział przecież, że ostatni czas polowań to seria prawdziwych niepowodzeń. – Ano nie mam. To stara strzelba – odparł. Nieznajomy z lekkim, tajemniczym uśmiechem na bladej twarzy zapewnił, że zna na sposób na powodzenie w polowaniach. To wzbudziło jeszcze większe zdziwienie u gospodarzy, choć ciekawość i chęć poprawy swojej sytuacji, natychmiast kazał im zapytać o ten sposób. Po tym wędrowiec sięgnął do swojej torby i wyjął z niej… korek, który podał myśliwemu. – Przecież to zwykły korek od jakiegoś gąsiorka – wymamrotał Jędrzej, który był pewien, że mężczyzna robi sobie z niego żarty. Ten jednak z poważną miną zapewnił, że to właśnie ta mała rzecz ma zapewnić gospodarzowi szczęście w łowach a zwierzyna sama będzie podchodziła pod strzelbę.
Wówczas Jędrzej już nieco bardzie przekonany do dziwnego pomysłu, nie wierząc do tej pory w żadne gusła i czary, zapytał ile sobie gość za niezwykły korek życzy. – Ależ nic, daję go panu za darmo. Musi pan jedynie obiecać, że będzie miał go zawsze przy sobie – odrzekł spokojnym głosem jegomość. Zdumienie myśliwego było ogromne, jednak bez dłuższego zastanowienia przystał na propozycję nieznajomego i schował korek do kieszeni. Rozmawiali jeszcze dłuższą chwilę, po czym mężczyzna wstał od stołu i mimo panujących na dworze ciemności, postanowił udać się w dalszą podróż. Gospodarze nie protestowali, chcąc jak najszybciej się go pozbyć.
Diabelskie sztuczki
Minęło parę dni od spotkania, Jędrzej prawie już zapomniał o całej sprawie. Pewnego chłodnego ranka wyruszył na polowanie, mając nadzieję, że tym razem mu się powiedzie. Towarzyszył mu wierny pies. W drodze nad staw wymacał w kieszeni korek, podarowany przez mężczyznę w czerni. – Ano ciekawe, czy mi naprawdę w polowaniu pomoże – mruknął, ciągle nie za bardzo wierząc w niezwykłą moc korka. Gdy dotarł nad stawy, ledwie się zatrzymał i zdjął starą strzelbę z ramienia, gdy w wodnych zaroślach coś zafurkotało. W tym samym momencie z zarośli wyfrunęła najpierw jedna kaczka, za chwilę następna i jeszcze jedna. Całe stadko wylądowało na wodzie, naprzeciw Jędrzeja. Ten stanął osłupiały, nie wiedząc do końca co się dzieje. Nie myślał nawet o tym, by do ptaków strzelać. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 21 lipca
Napisz komentarz
Komentarze