Dariusz Sierhej pochodzi z Krzewicy, a w Międzyrzecu Podlaskim ukończył szkołę budowlaną. Prowadzi dwie firmy, zajmuje się też szeroko pojętym sportem, który łączy z działalnością charytatywną. Jest prezesem fundacji Armageddon Challenge, zawodnikiem MMA oraz społecznikiem m.in. pomysłodawcą akcji „Pomaganie przez bieganie, zamieniamy km na złotówki".
20 lutego wyruszył z Ustronia na najdłuższy w Polsce szlak górski, czyli liczący ok. 500 kilometrów Główny Szlak Beskidzki. Jego celem było, by pokonać go samodzielnie w zimowych warunkach. Wszystko po to, by po raz kolejny sprawdzić swoją wytrzymałość, ale także po to, by pomóc małej Antosi Dąbrowskiej w walce o zdrowie i życie. W jaki sposób? Każdego dnia sportowiec relacjonował swoją wędrówkę w mediach społecznościowych i namawiał do wsparcia zbiórki na leczenie dziewczynki.
16 dni w śniegu i mrozie
7 marca po szesnastu dniach Dariusz Sierhej zakończył swoją podróż w Bieszczadach, w miejscowości Wołosate, tuż przy granicy z Ukrainą. Droga nie była łatwa, przede wszystkim ze względu na panujące warunki pogodowe. Jak to w górach, były one zmienne, bywało niemal wiosennie, a innym razem rozpętywała się zamieć śnieżna z wiatrem w granicach 100 km/h i widocznością ograniczoną do 5-10 metrów. Temperatura odczuwalna nieraz spadała do minus 20 stopni Celsjusza.
Dariusz Sierhej, łącznie na szlaku spędził 179 godzin, pokonując średnio ok. 35 km dziennie. - Bywało, że przez kilka dni robiłem górskie maratony, pokonując średnio 42 km, ale bywały również dni, kiedy tych kilometrów zrobiłem mniej niż 30. Każdy dzień był wyzwaniem i w każdym dniu spotykały mnie trudności. Na wielu odcinkach musiałem przecierać szlak, bo zimą jest on bardzo rzadko uczęszczany. Zdarzało się, że miejscami brodziłem w ponad metrowej warstwie śniegu. Dużym wyzwaniem było też przejście 70-kilometrowego odcinka przez Beskid Niski, który jest owiany złą sławą wśród wędrowców czy pokonanie 30 km w Bieszczadach, gdzie pełno jest dzikich zwierząt, można natrafić na niedźwiedzia. Przyznaję, że ten odcinek przechodziłem z duszą na ramieniu – opowiada Dariusz Sierhej. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia z 16 marca
Napisz komentarz
Komentarze