Antosia pojedzie do USA operować wadę serca, która zagraża jej niespełna dwuletniemu życiu. Dziś jest to faktem, ale jeszcze dwa miesiące temu, było utopią i równocześnie koszmarem, który spędzał sen z powiek rodziców Antosi. Zanim zbiórka osiągnęła upragniony milion, około 20 lutego na jej koncie było w granicach 200 tys. zł, zaledwie jedna piąta kwoty, którą rodzice musieli zgromadzić do 29 marca. - Jesteśmy przerażeni faktem, że w tak krótkim czasie musimy zebrać tak olbrzymie pieniądze – mówiła wówczas Słowu Podlasia Agnieszka Bober, mama dziewczynki. Przyznała, że nic innego teraz w życiu jej rodziny nie jest tak ważne, jak akcja dla Antosi.
Słodycz prosto z serca
Gabriela Matwiej, mieszkanka gminy Wohyń pamięta, że wszystko zaczęło się od ciasta. Jak się zresztą później okaże, ciasto w całej historii zbiórki dla Antosi, odegra znaczącą rolę.
- W Internecie pojawiła się tablica z licytacją różnych przedmiotów na cel zbiórki dla Antosi. Postanowiłam, że wystawię na licytację ciasto – opowiada pani Gabriela. Ciasto wylicytował darczyńca z terenu kraju. - Wpłacił wylicytowaną kwotę i poprosił mnie, żebym ciasto zawiozła Antosi – mówi mieszkanka gminy Wohyń. - Pojechałam. To było moje pierwsze spotkanie z Antosią i jej rodziną. Zobaczyłam na własne oczy, jaki dramat przeżywają. Wiedziałam, że trzeba coś wymyślić, by zbiórkę pchnąć do przodu.
Pomysł na "Słodką niedzielę dla Antosi" nie był autorski. - Przyznaję, podkradłam go z jakichś innych akcji, które obserwuję na terenie naszego kraju – śmieje się pani Gabriela. - Pozostało pytanie, jak to zrobić w czasie pandemii. Do głowy przyszła mi nasza parafia i tu wielki ukłon dla księdza proboszcza, bo mocno się zaangażował. Zgodził się na wystawienie stoiska po niedzielnych mszach świętych i sam informował wiernych, że takie przedsięwzięcie będzie. Ja zrobiłam plakat, wrzuciłam do Internetu i się zaczęło. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia z 30 marca
Napisz komentarz
Komentarze