W naszym regionie nie brakuje miejsc owianych legendami. Są kamienne baby, które mają być zaklętymi w głazy dziewczętami. Są wzniesienia, pod którymi miały zniknąć kościoły i cerkwie. Są i miejsca, gdzie równo o północy ukazują się duchy, upiory i zjawy. Południowe Podlasie obfituje w pamiątki po dawnych wierzeniach oraz wciąż żywe są tu opowieści o nadprzyrodzonych zjawiskach.
Jednym z miejsc, gdzie podobno do dziś dzieją się rzeczy niewyjaśnione jest uroczysko Muszaryniec, często zwane też Mucharyńcem. Znajduje się na pograniczu gmin Sławatycze i Tuczna, na styku trzech wsi: Sajówka, Krzywowólka i Matiaszówka, w lasach krzywowolskich.
Uważaj, bo zgubisz drogę
Z lotu ptaka Muszaryniec jest niemal idealnym bagiennym kręgiem wokół torfowej wyspy. Z relacji mieszkańców pobliskich miejscowości wynika, że kilka dekad temu na środku wyspy nie rosły żadne drzewa prócz karłowatych sosenek i wodnej roślinności. Jeszcze do niedawna nie zaglądała tu też zwierzyna, wręcz przeciwnie nawet ona omijała miejsce szerokim łukiem. „Tylko nie idź na Muszaryniec!” słyszały dzieci z okolicznych wsi. Zresztą nie tylko dzieci, mało który dorosły zapuszczał się w te strony w pojedynkę. W pewnym momencie, temat uroczyska stał się tematem tabu wśród lokalnej społeczności. Dzisiaj już niewielu mieszkańców potrafi o nim opowiedzieć.
Jedną z nielicznych jest pani Dorota Sobczuk, która od dzieciństwa związana jest z tym miejscem. – U nas na wsi i dwadzieścia i pięćdziesiąt lat temu w ogóle nie rozmawiało się o Muszaryńcu. Starsi ludzie nie chodzili w tamte strony, nie rozmawiali też o tym miejscu, wiedzieli swoje, ale nie chcieli o tym mówić. Z pewnością bardziej wierzyli w zabobony i rzeczy nadprzyrodzone i prawdopodobnie ze strachu, po prostu nie rozmawiali na ten temat. Moja ciekawska natura jednak nie dawała spokoju, bo zawsze się słyszało „Tylko nie idź na Muszaryniec, bo tam prowadza, bo tam straszy, bo zabłądzisz”. I przyznaję, że na własnej skórze się o tym przekonałam. Znam tutejsze lasy jak własną kieszeń, od dziecka chodzę na grzyby, po drzewach jestem w stanie rozpoznać, gdzie jestem i w którą stronę iść, by wyjść z lasu, a w okolicach Muszaryńca zabłądziłam. Nie dość, że czas mi uciekł aż do samego wieczora to jeszcze zamiast w stronę domu, to wyszłam w stronę Matiaszówki – opowiada mieszkanka Sajówki. Ludzie powiadają, że to złe licho plącze ścieżki i zwodzi na manowce.
Kompasy wariują
Pierwszy raz o Muszaryńcu pani Dorota usłyszała od swoich dziadków. – Nie wiem skąd się wzięła ta nazwa, nikt tego nigdy nie powiedział i nie wyjaśnił, choć ostatnimi czasy zainteresowanie miejscem wśród przyjezdnych było duże. Natrafiłam nawet kiedyś na artykuł Japończyka, który obserwuje ułożenie terenu na mapach satelitarnych i zainteresował go właśnie Muszaryniec – przyznaje kobieta. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia z 18 maja
Napisz komentarz
Komentarze