Treści sformułowane w akcie oskarżenia były szokujące. Markowi zarzucono, że od sierpnia 2018 do grudnia 2018 fizycznie i psychicznie znęcał się nad 3,5-letnią Milenką, córką żony z pierwszego związku w ten sposób, ze szarpał, uderzał, wyzywał słowami obelżywymi, poniżał, krytykował i zastraszał. Ale to nie wszystko, gdyż miał też szczypać i wykręcać rączki synkowi 8-miesięcznemu Oliwierowi, który jest wspólnym dzieckiem małżonków.
Miał też wspólnie z Olą prezentować córce treści pornograficzne w ten sposób że w obecności małoletniej odbył z jej matką stosunek seksualny. Ola usłyszała zarzuty znęcania się nad córką, zaniedbywanie obowiązków wychowawczych poprzez niezapewnienie małoletniej właściwego wyżywienia i odbycie stosunku przy dziecku. Dziewczynka miała być bita ręką i kapciem po buzi i pupie, ciągana za włosy, szarpana, zamykana w ciemnej łazience, karana pokrzywą, zaciągana do szopy, zmuszana do zjadania wymiocin, straszona że zostanie oddana obcym.
Przemoc jest tam codziennie
Zawiadomienie w związku z podejrzeniem stosowania przemocy wobec małoletniej przez jej matkę złożyli pracownicy socjalni. Następnie policja poprosiła o przekazanie wszelkiej dokumentacji, w tym dokumentów dotyczących sytuacji w rodzinie pod kątem prowadzonego postępowania. Na czym ośrodek pomocy społecznej oparł swoje wystąpienie? - "Informacje na których podstawie zdecydowano o powiadomieniu policji pochodziły od sąsiadów" – napisano w uzasadnieniu. – Z nami nikt nie rozmawiał o tym, nikt się o to nie pytał, mimo, że mieliśmy kuratora i asystenta rodziny. Pracownicy socjalni jak wynika z ustaleń sądu właściwie oparli się wyłącznie na zasłyszanych informacjach od tych osób, bo przecież proces wykazał, że nic więcej nie było, żadnych innych dowodów – mówi matka dzieci, Aleksandra Kukawska.
Małżonków obciążały zeznania czterech kobiet z tego samego bloku. Kluczowe okazały się te złożone przez jedną z nich, jak się okazało, mocno z nimi skłóconą. - Wychowywaliśmy się w jednej wiosce i znaliśmy się od dzieciństwa. Przez jakiś czas pomagałam jej, sprzątałam, prałam, opiekowałam się dziećmi. Ale w pewnym momencie zaczęło mnie to przerastać, musiałam zajmować się przecież własnym domem i córką, potem urodził się Oliwier – wyznaje Ola. To według niej była pierwsza przyczyna nieporozumień. Drugą był incydent związany z problemami z prawem partnera jej sąsiadki. – Ubzdurała sobie, że Marek wydał go policji, co nie jest prawdą. Potem wszystko się tylko nasilało, a do gminy szedł donos za donosem. Wystarczyło, że dziecko zapłacze, albo upadnie – dodaje.
Prokuratura wersję sąsiadek obdarzyła wiarygodnością, zgromadziła informacje z GOPS, w tym kserokopię Niebieskiej Karty, jaką małżonkowie mieli założoną z uwagi na ich burzliwe relacje, zapoznała się z dokumentacją, zgromadzoną przez sąd w sprawie opiekuńczej i dokonała oględzin zabezpieczonych nośników. Były to nagrania, mające dokumentować znęcanie się nad Milenką. W toku śledztwa przesłuchała też m.in. pracowników socjalnych, którzy wskazywali na niestabilną sytuację w rodzinie, nieadekwatne metody wychowawcze, problemy alkoholowe Marka i niewłaściwe relacje między małżonkami. Ani asystent ani kurator nie zauważyli jednak osobiście śladów stosowania przemocy wobec dzieci.
Nigdy nie odnotowali ich też pracownicy ośrodka zdrowia, personel szpitalny, wzywani na interwencje domowe policjanci ani nauczycielki z przedszkola dziewczynki. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia z 12 października
Napisz komentarz
Komentarze