Na plac Wolności wjechał w pełni sił. – Dobrze być tu wreszcie w dzień – uśmiecha się Adrian Beściak z Rzeszowa. Rzeczywiście, kiedy witaliśmy go przed rokiem, było już ciemno. Wtedy w ramach drugiej edycji akcji The Best Trip "W drodze po pomoc" pokonywał trasę liczącą 600 km.
W środę 16 sierpnia miał za sobą już 1800 kilometrów. Przed nim było jeszcze zaledwie 513. Bo tegoroczna wyprawa 21-latka to wyprawa dookoła Polski. Z rodzinnego miasta Adrian wyruszył 2 lipca. Po co okrąża kraj? Jak zwykle, by pomóc. Tym razem dla 6-letniej Karolinki Wolanin z Narola. To podopieczna Fundacji Aktywnej Rehabilitacji w Rzeszowie. Jest chora na przepuklinę oponowo-rdzeniową i od urodzenia porusza się na wózku. Przez całą wyprawę trwa zbiórka pieniędzy na rzecz dziewczynki. Ludzie z całej Polski wpłacają pieniądze na konto i licytują gadżety na fanpage`u.
– Karolinka potrzebuje pieniędzy na nowy wózek. Niestety, jego koszt jest bardzo wysoki, od 5 do nawet 30 tys. zł. Poza tym pieniądze przydadzą się na rehabilitację. Jej rodzina ma trudną sytuację materialną – mówi Adrian. – Kilka miesięcy temu jej tata, jedyny żywiciel rodziny, spadł ze schodów, doznał urazu mózgowo-czaszkowego i od tamtej pory też porusza się na wózku. Wiem jak nikt inny, że osoby niepełnosprawne potrzebują więcej pieniędzy na życie. Wiem też, że uzbierane pieniądze w stu procentach zostaną wykorzystane zgodnie z przeznaczeniem. Na pomoc dla Karolinki przeznaczona jest cała zebrana kwota. Na razie mamy 28 tys. zł. Ale mam apetyt na więcej.
Z maty karateki na wózek
Apetytu, o którym wspomina, nie brakowało mu nigdy. Miał go na sukces, na sport, na życie. Był młody, ambitny i miał to coś. Od szóstego roku życia trenował wschodnie sztuki walki. Najpierw było mistrzostwo Podkarpacia, potem Polski, Europy i w końcu świata. Jak sam mówi, w karate w kategorii junior osiągnął tyle, ile się da.
A potem przyszedł czerwiec 2011 roku. Była przejażdżka motorowerem z kolegą, chwila nieuwagi, wypadek. Miał 15 lat. Pamięta, że leżał na drodze, czekał na karetkę i już wiedział, że coś nie tak, skoro nie czuje połowy ciała. Lekarze stwierdzili uraz rdzenia kręgowego. Paraliż od klatki piersiowej w dół skazał go na wózek. Załamanie – na szczęście – nie trwało długo. – Pomyślałem: nie ma co. Mam dopiero piętnaście lat, trzeba wziąć się w garść i żyć na sto procent – wspomina.
W oswajaniu nowej sytuacji pomogli bliscy i Fundacja Aktywnej Rehabilitacji. Po trzech miesiącach od wypadku, po którym lekarze dawali mu małe szanse na przeżycie, już grał w koszykówkę.
Dziś Adrian ma 21 lat i sam jest instruktorem Fundacji. Tak jak kiedyś inni mu, tak teraz on pokazuje osobom na wózkach, że niepełnosprawność to jedynie inny sposób poruszania się. Udowadnia, że na wózku da się normalnie żyć, uprawiać sport i spełniać marzenia: te własne i te cudze.
Ja też mogę spełniać swoje marzenia
Mówi, że pomaganie to megasilny narkotyk, który uzależnia bardziej niż heroina. – Jak się go raz zażyje, to potem wciąż się chce – uśmiecha się. – Połączyłem swoją pasję pomagania z drugą, czyli sportem. Stąd The Best Trip.
Na trasie nie ma lekko. Do wyprawy przygotowywał się od stycznia, trenując pięć razy w tygodniu, ale do dwóch jej elementów przygotować się nie mógł. – Najgorsze są tiry. Kiedy obok przejeżdża z prędkością 100 km na godzinę ważący około 40 ton pojazd, pęd powietrza jest naprawdę niebezpieczny. No i jeszcze jedno. Upały. W najgorętszy dzień temperatura powietrza wynosiła 38 stopni, a asfaltu 53 stopnie. Z każdym odepchnięciem czułem, jak opony przylepiały się do asfaltu – opowiada.
Mimo tych niedogodności i drobnych kontuzji, nie poddaje się. Bo siłę mu dają: po pierwsze – świadomość, że pomaga. Po drugie – czteroosobowa ekipa, która z nim podróżuje. Po trzecie – nieznani mu ludzie, którzy zatrzymują go na trasie i pozdrawiają. Po czwarte – osoby, które wpłacają pieniądze na konto Karolinki. Po piąte – to, że motywuje do działania innych niepełnosprawnych. Po szóste – że pokazuje, że niepełnosprawność to też normalność. Po siódme – wiara, że ktoś w górze nieprzypadkowo sprawił, że jego kariera została taka dramatycznie przerwana. Po ósme i najważniejsze – mama.
– Chcę jej pokazać, że niepełnosprawny syn nie znaczy gorszy syn. Że on także może spełniać swoje marzenia – mówi inicjator The Best Trip.
Iść przed siebie
Ale myli się ten, kto sądzi, że życie Adriana to pasmo samych sukcesów. Przyznaje, mimo młodego wieku dużo przeszedł: najpierw problemy z chorobą alkoholową taty, potem rozwód rodziców, jego wypadek, samobójstwo brata. – Załamać się, usiąść w czterech ścianach i oczekiwać pomocy od innych – to potrafi każdy. Ale iść przed siebie mimo przeciwności losu – to jest sztuka. Te słowa powiedział mi parę lat temu nasz paraolimpijczyk, złoty medalista z Londynu Rafał Wilk. Trzymam się ich. I pokazuję, że nie ma rzeczy niemożliwych. Wystarczy tylko chcieć.
Dowodów na efektywność swoich działań ma mnóstwo. – Po ostatniej wyprawie odezwał się do mnie czterdziestokilkuletni mężczyzna, który od trzydziestu lat jest sparaliżowany. Połowę tego czasu spędził w domu. Po moich akcjach zrobił prawo jazdy, znalazł pracę i poznał swoją przyszłą żonę – podaje przykład.
To dla nas zaszczyt
Ale tym przykładem są także bialczanie, którzy dołączyli do niego podczas pokonywania ostatnich kilometrów do miasta nad Krzną. Zarażeni siłą 21-latka z dumą biegli i jechali u jego boku.
– Rok temu Adrian też przejeżdżał przez nasze miasto. Kiedy się o tym dowiedzieliśmy, postanowiliśmy go wesprzeć. Tak jak w roku ubiegłym, tak i w tym nie mogło nas tu zabraknąć. Mimo sezonu urlopowego udało nam się skrzyknąć kilka osób. Spotkanie z takimi ludźmi to wielka wartość – mówi Grzegorz Sieciński z Klubu Biegacza Biała Biega.
Jak dodaje jego kolega Dariusz Trębicki, szóstka biegaczy dołączyła do 21-latka przy znaku wjazdowym do miasta. – Przebiegliśmy więc z nim około trzech kilometrów. To taki nasz malutki wkład w jego akcję. Na pewno wesprzemy ją także przelewami i mamy nadzieję, że w ten sposób zachęcimy do zrobienia tego samego innych – mówi Trębicki.
Adrianowi od Cicibora towarzyszyli też motocykliści z Klubu Motocyklowego Grom. – Staramy się być wszędzie tam, gdzie trzeba kogoś wesprzeć. Podziwiam tego młodego człowieka, który przejechał tyle kilometrów wózkiem napędzanym wyłącznie siłą własnych mięśni. Dla nas móc go eskortować to zaszczyt – mówi prezes honorowy klubu Zdzisław Kozłowski.
Determinacja i ciężka praca
By wyprawa przebiegała zgodnie z planem, czuwa m.in. Marcin Miszkiel, fizjoterapeuta. – Niektórzy, patrząc na Adriana, mogą pomyśleć, że ma tylko niepełnosprawne nogi, więc tak naprawdę jego podróż to żaden wielki wyczyn. Tymczasem on nie ma czucia od linii sutkowej. Właściwie w pełni władzy jest tylko jego obręcz barkowa – wyjaśnia Miszkiel. – Kiedy przechyli się do przodu, może wybić sobie zęby o własne kolano, bo składa się jak scyzoryk. To, co robi, jest wynikiem wyłącznie jego ogromnej determinacji, jego ciężkiej pracy. I tym udowadnia, że to, jak wygląda nasze życie, zależy wyłącznie od nas.
Możemy pomóc
Pieniądze na rzecz Karolinki można wpłacać na konto jej mamy:
Edyta Wolanin, Kadłubiska 14a, 37-610 Narol.
Bank Pekao SA w Lubaczowie:
nr 52 1240 2584 1111 0010 2458 7195, z dopiskiem „W drodze po pomoc – The Best Trip 2016”.
Napisz komentarz
Komentarze