Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 22 listopada 2024 01:07
Reklama
Reklama

Pomaganie jest jak silny narkotyk

2313 – tyle kilometrów pokonał, by pomóc siedmiolatce. Po drodze przekonywał, że warto żyć na maksa i że niepełnosprawność to normalność.
Pomaganie jest jak silny narkotyk

Na plac Wolności wjechał w pełni sił. – Dobrze być tu wreszcie w dzień – uśmiecha się Adrian Beściak z Rzeszowa. Rzeczywiście, kiedy witaliśmy go przed rokiem, było już ciemno. Wtedy w ramach drugiej edycji akcji The Best Trip "W drodze po pomoc" pokonywał trasę liczącą 600 km.

W środę 16 sierpnia miał za sobą już 1800 kilometrów. Przed nim było jeszcze zaledwie 513. Bo tegoroczna wyprawa 21-latka to wyprawa dookoła Polski. Z rodzinnego miasta Adrian wyruszył 2 lipca. Po co okrąża kraj? Jak zwykle, by pomóc. Tym razem dla 6-letniej Karolinki Wolanin z Narola. To podopieczna Fundacji Aktywnej Rehabilitacji w Rzeszowie. Jest chora na przepuklinę oponowo-rdzeniową i od urodzenia porusza się na wózku. Przez całą wyprawę trwa zbiórka pieniędzy na rzecz dziewczynki. Ludzie z całej Polski wpłacają pieniądze na konto i licytują gadżety na fanpage`u.

– Karolinka potrzebuje pieniędzy na nowy wózek. Niestety, jego koszt jest bardzo wysoki, od 5 do nawet 30 tys. zł. Poza tym pieniądze przydadzą się na rehabilitację. Jej rodzina ma trudną sytuację materialną – mówi Adrian. – Kilka miesięcy temu jej tata, jedyny żywiciel rodziny, spadł ze schodów, doznał urazu mózgowo-czaszkowego i od tamtej pory też porusza się na wózku. Wiem jak nikt inny, że osoby niepełnosprawne potrzebują więcej pieniędzy na życie. Wiem też, że uzbierane pieniądze w stu procentach zostaną wykorzystane zgodnie z przeznaczeniem. Na pomoc dla Karolinki przeznaczona jest cała zebrana kwota. Na razie mamy 28 tys. zł. Ale mam apetyt na więcej.

Z maty karateki na wózek

Apetytu, o którym wspomina, nie brakowało mu nigdy. Miał go na sukces, na sport, na życie. Był młody, ambitny i miał to coś. Od szóstego roku życia trenował wschodnie sztuki walki. Najpierw było mistrzostwo Podkarpacia, potem Polski, Europy i w końcu świata. Jak sam mówi, w karate w kategorii junior osiągnął tyle, ile się da.

A potem przyszedł czerwiec 2011 roku. Była przejażdżka motorowerem z kolegą, chwila nieuwagi, wypadek. Miał 15 lat. Pamięta, że leżał na drodze, czekał na karetkę i już wiedział, że coś nie tak, skoro nie czuje połowy ciała. Lekarze stwierdzili uraz rdzenia kręgowego. Paraliż od klatki piersiowej w dół skazał go na wózek. Załamanie – na szczęście – nie trwało długo. – Pomyślałem: nie ma co. Mam dopiero piętnaście lat, trzeba wziąć się w garść i żyć na sto procent – wspomina.

W oswajaniu nowej sytuacji pomogli bliscy i Fundacja Aktywnej Rehabilitacji. Po trzech miesiącach od wypadku, po którym lekarze dawali mu małe szanse na przeżycie, już grał w koszykówkę.

Dziś Adrian ma 21 lat i sam jest instruktorem Fundacji. Tak jak kiedyś inni mu, tak teraz on pokazuje osobom na wózkach, że niepełnosprawność to jedynie inny sposób poruszania się. Udowadnia, że na wózku da się normalnie żyć, uprawiać sport i spełniać marzenia: te własne i te cudze.

Ja też mogę spełniać swoje marzenia

Mówi, że pomaganie to megasilny narkotyk, który uzależnia bardziej niż heroina. – Jak się go raz zażyje, to potem wciąż się chce – uśmiecha się. – Połączyłem swoją pasję pomagania z drugą, czyli sportem. Stąd The Best Trip.

Na trasie nie ma lekko. Do wyprawy przygotowywał się od stycznia, trenując pięć razy w tygodniu, ale do dwóch jej elementów przygotować się nie mógł. – Najgorsze są tiry. Kiedy obok przejeżdża z prędkością 100 km na godzinę ważący około 40 ton pojazd, pęd powietrza jest naprawdę niebezpieczny. No i jeszcze jedno. Upały. W najgorętszy dzień temperatura powietrza wynosiła 38 stopni, a asfaltu 53 stopnie. Z każdym odepchnięciem czułem, jak opony przylepiały się do asfaltu – opowiada.

Mimo tych niedogodności i drobnych kontuzji, nie poddaje się. Bo siłę mu dają: po pierwsze – świadomość, że pomaga. Po drugie – czteroosobowa ekipa, która z nim podróżuje. Po trzecie – nieznani mu ludzie, którzy zatrzymują go na trasie i pozdrawiają. Po czwarte – osoby, które wpłacają pieniądze na konto Karolinki. Po piąte – to, że motywuje do działania innych niepełnosprawnych. Po szóste – że pokazuje, że niepełnosprawność to też normalność. Po siódme – wiara, że ktoś w górze nieprzypadkowo sprawił, że jego kariera została taka dramatycznie przerwana. Po ósme i najważniejsze – mama.

– Chcę jej pokazać, że niepełnosprawny syn nie znaczy gorszy syn. Że on także może spełniać swoje marzenia – mówi inicjator The Best Trip.

Iść przed siebie

Ale myli się ten, kto sądzi, że życie Adriana to pasmo samych sukcesów. Przyznaje, mimo młodego wieku dużo przeszedł: najpierw problemy z chorobą alkoholową taty, potem rozwód rodziców, jego wypadek, samobójstwo brata. – Załamać się, usiąść w czterech ścianach i oczekiwać pomocy od innych – to potrafi każdy. Ale iść przed siebie mimo przeciwności losu – to jest sztuka. Te słowa powiedział mi parę lat temu nasz paraolimpijczyk, złoty medalista z Londynu Rafał Wilk. Trzymam się ich. I pokazuję, że nie ma rzeczy niemożliwych. Wystarczy tylko chcieć.

Dowodów na efektywność swoich działań ma mnóstwo. – Po ostatniej wyprawie odezwał się do mnie czterdziestokilkuletni mężczyzna, który od trzydziestu lat jest sparaliżowany. Połowę tego czasu spędził w domu. Po moich akcjach zrobił prawo jazdy, znalazł pracę i poznał swoją przyszłą żonę – podaje przykład.

To dla nas zaszczyt

Ale tym przykładem są także bialczanie, którzy dołączyli do niego podczas pokonywania ostatnich kilometrów do miasta nad Krzną. Zarażeni siłą 21-latka z dumą biegli i jechali u jego boku.

– Rok temu Adrian też przejeżdżał przez nasze miasto. Kiedy się o tym dowiedzieliśmy, postanowiliśmy go wesprzeć. Tak jak w roku ubiegłym, tak i w tym nie mogło nas tu zabraknąć. Mimo sezonu urlopowego udało nam się skrzyknąć kilka osób. Spotkanie z takimi ludźmi to wielka wartość – mówi Grzegorz Sieciński z Klubu Biegacza Biała Biega.

Jak dodaje jego kolega Dariusz Trębicki, szóstka biegaczy dołączyła do 21-latka przy znaku wjazdowym do miasta. – Przebiegliśmy więc z nim około trzech kilometrów. To taki nasz malutki wkład w jego akcję. Na pewno wesprzemy ją także przelewami i mamy nadzieję, że w ten sposób zachęcimy do zrobienia tego samego innych – mówi Trębicki.

Adrianowi od Cicibora towarzyszyli też motocykliści z Klubu Motocyklowego Grom. – Staramy się być wszędzie tam, gdzie trzeba kogoś wesprzeć. Podziwiam tego młodego człowieka, który przejechał tyle kilometrów wózkiem napędzanym wyłącznie siłą własnych mięśni. Dla nas móc go eskortować to zaszczyt – mówi prezes honorowy klubu Zdzisław Kozłowski.

Determinacja i ciężka praca

By wyprawa przebiegała zgodnie z planem, czuwa m.in. Marcin Miszkiel, fizjoterapeuta. – Niektórzy, patrząc na Adriana, mogą pomyśleć, że ma tylko niepełnosprawne nogi, więc tak naprawdę jego podróż to żaden wielki wyczyn. Tymczasem on nie ma czucia od linii sutkowej. Właściwie w pełni władzy jest tylko jego obręcz barkowa – wyjaśnia Miszkiel. – Kiedy przechyli się do przodu, może wybić sobie zęby o własne kolano, bo składa się jak scyzoryk. To, co robi, jest wynikiem wyłącznie jego ogromnej determinacji, jego ciężkiej pracy. I tym udowadnia, że to, jak wygląda nasze życie, zależy wyłącznie od nas.

Możemy pomóc

Pieniądze na rzecz Karolinki można wpłacać na konto jej mamy:

Edyta Wolanin, Kadłubiska 14a, 37-610 Narol.
Bank Pekao SA w Lubaczowie:
nr 52 1240 2584 1111 0010 2458 7195, z dopiskiem „W drodze po pomoc – The Best Trip 2016”.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: chyży rójTreść komentarza: niech najpierw szczepią psy i koty będąnce w niewoli w miescie,Dodatkowo właściciele nie sprzątają po swoich niewolnikach,Postawić strażnika miejskiego i niech wali mandaty,od tego jest.Data dodania komentarza: 21.11.2024, 10:57Źródło komentarza: Wścieklizna w natarciu. Wykryto ją u domowego psa i krowyAutor komentarza: chyży rójTreść komentarza: a to dlatego,bo trzeba używać i rozumu a im zabrakloData dodania komentarza: 21.11.2024, 10:48Źródło komentarza: Kierowała po alkoholu. Uderzyła w busaAutor komentarza: AndrzejTreść komentarza: Ja na temat specjalności.Byłem w wojsku 40 lat wstecz, na szkole młodszych specalistów i po niej zostałem dowódcą obsługi R-140 M.Myślałem że nie ma już tej specjalności,a to dlatego że taka radiostacja,tzn,anteny nadawcze wysyłają w eter tyle energii,że każdy może szybciutko zlokalizowac miejsce.Nawet wtedy,w latach 80 mówiono nam że każda rsdt.dużej mocy to ,,świeci jak zimny ogień odpalony z zupełnej ciemności'.Oczywiście były na radiostacji urządzenia do pracy zdalnej,chyba z odległości do 150m,ale nigdy tego nie ćwiczyliśmy.Więc jestem bardzo zdziwiony,że wojsko ciągle szkoli ludzi z alfabetu Morsa,jest to przestarzałe,przy dzisiejszej cyfryzacji.Data dodania komentarza: 21.11.2024, 10:33Źródło komentarza: Mistrz MMA w szeregach terytorialsów. To międzyrzeczaninAutor komentarza: BartekTreść komentarza: Nie sposób nie dostrzec emocji, jakie towarzyszą Twojej wypowiedzi, ale wydaje mi się, że przedstawiasz rzeczywistość w sposób nazbyt uproszczony i jednowymiarowy. Oczywiście, dorosłość wymaga odpowiedzialności, a założenie rodziny jest jej istotnym elementem, ale przecież nie jest to jedyna definicja dojrzałości czy wartości człowieka. To, że ktoś nie ma jeszcze rodziny, nie oznacza, że jego opinie na temat patriotyzmu, obronności czy poświęcenia nie mają znaczenia. Twoja krytyka młodych ludzi, którzy mówią o wojnie czy bohaterstwie, opiera się na założeniu, że każdy, kto nie doświadczył wojny, idealizuje ją i traktuje jako romantyczną przygodę. To spore uogólnienie. Faktycznie, są osoby, które mogą nie rozumieć w pełni, czym jest wojna, ale równie dobrze można powiedzieć, że ktoś, kto nigdy nie służył w wojsku, może mieć bardzo realistyczne i świadome podejście do tych spraw. Nie jest to czarno-białe. Co więcej, podkreślasz, że polska tradycja heroizmu, którą wiążesz z upadkiem I i II Rzeczypospolitej, jest przyczyną problemów naszego kraju. Nie sposób jednak nie dostrzec, że właśnie ta tradycja dała nam bohaterów, którzy walczyli o niepodległość i wolność – nie tylko w zbrojnych konfliktach, ale też w codziennej pracy, działalności politycznej i społecznej. Zgadzam się, że wojna to koszmar – brud, smród, krew i cierpienie. Nikt, kto naprawdę rozumie jej naturę, nie traktuje jej jako romantycznej przygody. Ale czy oznacza to, że nie powinniśmy o niej rozmawiać, przygotowywać się do obrony kraju, czy doceniać poświęcenia tych, którzy byli gotowi walczyć za swoje ideały? Krytyka młodych, którzy szukają swojego miejsca w tradycji wojskowej czy patriotycznej, wydaje się nieco niesprawiedliwa. To nie znaczy, że są naiwni – być może po prostu szukają sensu, który jest głęboko zakorzeniony w naszej historii i kulturze. Ostatecznie, odwaga i odpowiedzialność nie mają jednej definicji. Można być odpowiedzialnym i odważnym w rodzinie, ale również w służbie publicznej, w wojsku, czy po prostu w codziennym życiu. Każdy etap życia ma swoje wyzwania i nie powinniśmy deprecjonować jednych wyborów na rzecz innych.Data dodania komentarza: 21.11.2024, 09:01Źródło komentarza: Mistrz MMA w szeregach terytorialsów. To międzyrzeczaninAutor komentarza: chyży rójTreść komentarza: "dlatego, że", nieuku, zapamiętaj. Nie ma żadnego "dlatego, bo".Data dodania komentarza: 21.11.2024, 08:45Źródło komentarza: Kierowała po alkoholu. Uderzyła w busa
Reklama
Reklama