Ojciec Tadeusza Mikinnika - Konstanty urodził się w 1926 r. w Mołodecznie na obecnej Białorusi. Dziadek ze strony ojca - Grzegorz Mikinnik, który był ziemianinem. Ożenił się z Katarzyną z Potockich. Konstanty młodo został półsierotą, gdyż jego matka przedwcześnie zmarła. Miał dwóch braci i siostrę.
Z tego względu w wychowywaniu dzieci Grzegorzowi, pomagała ciotka. Kiedy zaczęły się zsyłki ciotka wraz z mężem i dziećmi została wywieziona na Sybir. Przywiązany do ciotki Konstanty, postanowił sprowadzić ją i jej familię do Polski, udało się tego dokonać w 1957 r.
Mordy w okolicach Bełza
Tadeusz Mikinnik miał okazję spotkać się ze swoim dziadkiem Grzegorzem, tylko raz, w 1955 r., kiedy pojechał wraz z mamą odwiedzić go w Mołodecznie. – Pojechaliśmy do Mińska, a następnie wujek zabrał nas do Mołodeczna. Pamiętam, że była bardzo mroźna zima i nasypało dużo śniegu – wspomina Tadeusz Mikinnik.
Dodaje, że dziadkowi Grzegorzowi i ojcu Konstantemu również groziła wywózka na Sybir, ale dziadek powiedział w urzędzie, że jeżeli dostanie pozwolenie na pozostanie w swoim majątku z dziećmi, to syna Konstantego, gdy ten osiągnie pełnoletniość, wyśle do wojska. Sowieci na to przystali. Konstanty wstąpił do sowieckiej armii, ale był w niej miesiąc, gdyż wkrótce dołączył do polskiej armii. Następnie został strzelcem pokładowym w samolotach. W czasie II wojny światowej został ranny w nogę. Po wojnie przeszedł do cywila. Kolejno wstąpił do milicji i służył w Bełzie, na obecnej Ukrainie.
W latach 1946-47 Konstanty był świadkiem mordów na Polkach przez grupy banderowców. – Kobiety miały odcinane piersi, ciężarnym rozcinano brzuchy i wyjmowano płody, dziewczyny były gwałcone, torturowane i mordowane w okrutny sposób. Powtarzał, że do dziś ma te obrazy przed oczami, a mówił mi o tym wiele lat później, kiedy dorosłem – opowiada Tadeusz Mikinnik.
Komendant lotniska
– Mój ojciec ożenił się z wdową po żołnierzu Armii Krajowej – moja mamą - Marianną, więc w milicji robiono mu nieprzyjemności i mówiono, że ożenił się z wdową „po bandycie”. Wtedy tato się wkurzył i odszedł z milicji, a wstąpił do wojska. Z tego powodu przeprowadziliśmy się do Jeleniej Góry - mówi. Tam Konstanty pracował w Wojskowej Komisji Rekrutacyjnej. Następnie rodzinna Mikinników przeniosła się do Dęblina, gdzie Konstanty został dowódcą radiostacji dalszej, potem przeniesiono go do pracy na lotnisku. Wtedy familia dostała mieszkanie w twierdzy carskiej przy dęblińskim lotnisku. Następnie Konstanty Mikinnik został komendantem lotniska w Białej Podlaskiej w 1956 r. i pełnił tę funkcję do czasu powstania pułku. W wojsku służył do 1960 r., wtedy przeszedł na rentę, gdyż miał problemy ze zdrowiem. Później dorabiał jako zaopatrzeniowiec w RUCH-u.
(...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia z 11 stycznia
Napisz komentarz
Komentarze