Najpierw, ze względu na napiętą sytuację na granicy polsko-białoruskiej i kryzys migracyjny, od 1 września do 1 grudnia ubiegłego roku w 183 miejscowościach przygranicznych obowiązywał stan wyjątkowy. Obecnie zgodnie z rozporządzeniem Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji z 30 listopada w obszarze nadgranicznym obowiązuje zakaz przebywania. Wiąże się to też m.in. z ciągłą obecnością wojsk na tych terenach.
Do naszej redakcji zgłosił się Lech Ścibor-Rylski. Mieszkaniec Kodnia zwraca uwagę na problem, z którym w związku z tym boryka się ludność nadbużańskich gmin.
Zniszczone drogi, rozjeżdżone łąki
To fatalny stan lokalnych dróg, które niszczone są przez stacjonujące na granicy polsko-białoruskiej wojsko.
– Chodzi o ok. 800-metrowy odcinek w Kodniu III, prowadzący m.in. do mojego domu. Rozumiem konieczność pozostawania żołnierzy na granicy, ale chciałbym, aby ktoś zrozumiał i mnie. Wojskowe pojazdy rozjeździły błoto do tego stopnia, że droga praktycznie przestała istnieć. Nawet teraz, gdy chwycił mróz, nie da się nią jechać ze względu na ogromne koleiny. Drogi więc już praktycznie nie ma, a to oznacza, że do domu mojego i sąsiada nie dojedzie ani karetka, ani straż pożarna, a każda wyprawa do sklepu w Kodniu to kilkukilometrowe brnięcie po błocie – opisuje nam sytuację pan Lech i dodaje: – Zarówno my, jak i żołnierze oraz funkcjonariusze straży granicznej jeździmy po rżysku, które jest obok. Co jednak będzie, kiedy rolnik zaorze to pole?
W tej sprawie kontaktował się nawet z gen. Jarosławem Gromadzińskim, dowódcą 18 Dywizji Zmechanizowanej, której żołnierze stacjonują w okolicach Kodnia.
– Po mojej pierwszej wiadomości obiecał, że wojsko zacznie naprawiać drogi w styczniu. I rzeczywiście, zaraz po Nowym Roku przyjechała równiarka wojskowa i drogę zepsuła do reszty. Wtedy generał obiecał, że wojsko będzie rozsypywać tłuczeń i prosił o cierpliwość. Kiedy przesłałem generałowi kolejną wiadomość wraz ze zdjęciem zniszczonej drogi, już się nie odezwał. Zobaczymy, może będzie ten tłuczeń, ale na zamarzniętą ziemię nie można go wysypać, a w błoto tym bardziej – mówi mieszkaniec Kodnia, który problem zgłosił też gminnym władzom.
Podobnych skarg jest jednak więcej, bo chodzi też m.in. o 3-kilometrowy odcinek drogi przez Łęgi Okczyńskie w gminie Kodeń. Mieszkańcy tych okolic również napisali w tej sprawie do wójta Jerzego Trocia. Petycję podpisał m.in. Tadeusz Bocian.
– Drogę remontowaliśmy w ostatnich latach z funduszy własnych i z pomocą gminy. Ostatni odcinek utwardziliśmy latem ubiegłego roku. Ponieśliśmy nie tylko koszty finansowe, ale jako mieszkańcy włożyliśmy w to dużo pracy. Kilka miesięcy później pojawiło się wojsko ze swoimi dziesięciotonowymi ciężarówkami, które drogę zniszczyły i jest ona teraz praktycznie nieprzejezdna. Te ciężarówki kursują rano i wieczorem, wożąc po kilku żołnierzy na zmianę warty. To jest kuriozum. Czy nie można do przewozu osób wykorzystać mniejszych i lżejszych samochodów? – denerwuje się pan Tadeusz.
Co na to władze i wojsko?
Gmina Kodeń już podjęła interwencję w tej sprawie. – Problem z rozjeżdżonymi przez wojsko drogami występuje nie tylko w naszej gminie, ale na całym terenie nadbużańskim. Rozmawiałem już na ten temat z wójtem gminy Sławatycze, gdzie również mieszkańcy zgłaszają podobne problemy. Podejmiemy w tej sprawie wspólne działania – mówi wójt Jerzy Troć.
(...)
Żyjemy jak na poligonie
Mieszkańcy nadbużańskich terenów sygnalizują też jednak inne problemy, zwłaszcza rozłożony nad brzegiem Bugu drut żyletkowy.
– Ta concertina już w niektórych miejscach jest pod wodą, za jakiś czas pewnie zostanie zerwana przez płynące kry albo powalone drzewa. Tworzy to niebezpieczeństwo zatorów na rzece, a to już realne zagrożenie dla naszych domów. Jeśli ktoś podejmuje decyzje o położeniu drutu żyletkowego na brzegu rzeki, nie zwracając uwagi na to, że jest to teren, zagrożony powodzią, to jest to działanie całkiem bezmyślne – mówi gorzko Tadeusz Bocian i dodaje: – Nadbużańskie wioski, to białe plamy na mapie Polski, mieszkańcy zawsze byli tu pozostawieni samym sobie. Teraz, gdy Państwu Polskiemu potrzebna infrastruktura, aby bronić granic Unii Europejskiej, bez żadnej refleksji korzysta się z tego, co mieszkańcy z trudem stworzyli, w zamian nie oferując żadnego zadośćuczynienia.
(...)
Mieszkańcy z przerażaniem patrzą na to, co dzieje się decyzją rządu nad Bugiem.
– Żyjemy tu obecnie jak na poligonie. Cały czas, w dzień i w nocy, jeżdżą samochody wojskowe, latają helikoptery. Poza tym Bug jest niedostępny dla lokalnej ludności oraz dla turystów. Najbardziej boli nas fakt, że od lat z mozołem budowaliśmy turystykę w naszych nadbużańskich gminach. Cieszyliśmy się, że są szlaki rowerowe, ruszyły też kajaki, a nasze tereny odżyły. Otworzono wiele agroturystyk i pensjonatów. Niestety ten stan wyjątkowy i teraz zakaz przebywania odciął nas od turystów i źródła dochodu – mówi z kolei mieszkanka Sławatycz i właścicielka jednego z ośrodków agroturystycznych.
(...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia z 18 stycznia
Napisz komentarz
Komentarze