Już jako dziecko wykazywała zdolności twórcze. Za każdym razem kiedy wracała ze szkoły, nie jadła od razu obiadu i nie odrabiała lekcji, a rysowała i malowała. – Jak już byłam spełniona, zaczynałam inne czynności. Moi rodzice byli bardzo tolerancyjni, więc wspierali moją pasję. Mama też miała talent do tworzenia, gdyż bardzo chętnie szyła ubrania wszystkim członkom rodziny i przyjaciołom. Często też aranżowała wnętrze domu, które ciągle się zmieniało. To też po niej odziedziczyłam, bo również z dużą częstotliwością wprowadzam zmiany w swoim mieszkaniu - opowiada Danuta Koszołko. W tym roku wzięła pędzel i sama pomalowała ściany. Pasję do sztuki miał też jej tato, który zajmował się podkuwaniem koni, a z kolei hobby dziadka był taniec. Kiedy kończąc szkołę podstawową zastanawiała się, jaką dalszą edukację wybrać, profesor od rysunku przekonał ją, że ma zdolności artystyczne, więc powinna ukończyć liceum plastyczne. Z tego względu wybrała Technikum Sztuk Plastycznych w Nałęczowie. Rodzice przystali na ten wybór. Tata pojechał z nią do Nałęczowa, by sprawdzić, w jakich warunkach będzie mieszkać jego córka. Mieszkała na stancji w willi Zofijówka naprzeciw technikum, przy ul. Lipowej.
– Czas spędzony w szkole średniej to najpiękniejszy okres w moim życiu. Spotykałam ciekawych ludzi z artystyczną duszą, miło wspominam też kadrę pedagogiczną. Tworzyliśmy w pracowni i na plenerach wyjazdowych na przykład w Kazimierzu Dolnym. Nie mieliśmy profesjonalnych modeli, więc pozowaliśmy sobie nawzajem – wspomina. Nie tylko uczyła się malować i rysować, ale też miała zajęcia z tworzenia zabawek, w tym lalek i z rzeźby. – Mam olbrzymi sentyment do Nałęczowa, chętnie bym tam zamieszkała. Staram się odwiedzać tę miejscowość przynajmniej raz na pięć lat. Kiedy tam jestem, zaglądam do szkoły i chodzę na cmentarz, by pomodlić się przy grobach zmarłych profesorów – wyjawia.
Po szkole średniej zdawała do Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, ale się nie dostała. Dlatego zgłosiła się na staż, który odbyła w szczecińskim teatrze Pleciuga oraz w gdańskim teatrze. Tam zajmowała się tworzeniem lalek. Spędziła w teatrach w sumie rok. – Czasami myślę, że jestem starą duszą, która wszystko przeżyła, a teraz bada, jak było wcześniej. Dlatego, że wciąż lubię poznawać nowe miejsca i ludzi oraz zdobywać wiedzę – podkreśla. Następnie prowadziła Dom Kultury „Piast” w Białej Podlaskiej, z przerwami przez cztery lata, w tym czasie została też właścicielką pierwszej bialskiej galerii sztuki przy ul. Parkowej.
Następnie podjęła pracę w Słowie Podlasia. W redakcji zajmowała się makietowaniem gazety i pisała artykuły. W tygodniku spędziła siedem lat. To była jej najdłuższa praca. Potem wyjechała do Warszawy, gdzie mieszkała przez ponad dwadzieścia lat. Współpracowała z wydawnictwem Profi, dla którego projektowała okładki książek. Była też wolnym strzelcem w agencji reklamowej Dino, gdzie zajmowała się projektowaniem logo dla firm. W tym czasie malowała też obrazy, które pokazywała na osiedlowych wystawach dla przyjaciół, w ogrodzie. Łącznie powstało ich ponad pięćdziesiąt. – Wszyscy moi znajomi mają moje prace w swoich domach – zaznacza.
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia z 25 stycznia
Napisz komentarz
Komentarze