Wszystko zaczęło się na Kresach Wschodnich, czyli części polskiego terytorium w latach międzywojennych. – Stamtąd w czasie ostatniej wojny zostali wypędzeni moja babcia z mamą, jej rodzeństwem oraz pradziadkiem. Pozostawili dorobek życia dwóch pokoleń. Sowieccy bandyci zabrali im też najbliższą osobę: syna, męża i ojca w jednej osobie – wspomina dziś Ryszard Modelewski.
NKWD aresztowało jego dziadka Ludwika Szostało, a kilkanaście miesięcy później został on zamordowany. Nikt z bliskich nie wiedział, w jakich okolicznościach to się stało. Trapiło to najbliższą rodzinę dziadka, a w późniejszych latach także jego wnuka. Modelewski przez długie lata poszukiwał informacji o szczegółach tamtego tragicznego wydarzenia. Pytał wśród krewnych, przeglądał publikacje prasowe z tamtego okresu i książki historyczne. – Chciałem dowiedzieć się, dlaczego go to spotkało. Był przecież tylko piekarzem i jednocześnie kościelnym w swojej parafii – tłumaczy bialczanin.
Po rewizji zabrali dziadka... na śmierć
Regina, mama Modelewskiego i córka Ludwika Szostało, urodziła się w 1933 roku i do wiosny 1945 roku mieszkała w ówczesnym polskim miasteczku Kosowie Poleskim. Do tragicznego zdarzenia z udziałem jej ojca doszło w listopadzie 1944 roku. Kobieta długo miała w pamięci tamte obrazy i przekazywała je dzieciom.
– Z opowiadań babci Jadwigi i mamy wiedziałem, że do ich domu wtargnęli żołnierze NKWD, którzy przeprowadzili rewizję i aresztowali dziadka. Wyprowadzili go jak bandytę. Przez kilkanaście dni był przetrzymywany w więzieniu znajdującym się blisko ich posiadłości. Mama, jako jego najstarsze dziecko, codziennie godzinami wpatrywała się przez okno domu w wysokie mury oplatane drutami kolczastymi, licząc, że zobaczy ukochanego ojca, że zaraz do niej wróci. Jako 11-letnia dziewczynka wiedziała na pewno, że ojciec był dobrym człowiekiem, że nic złego nie może się mu stać. Nie rozumiała jednak jeszcze, że dobry człowiek, patriota, to dla sowieckiej władzy śmiertelny wróg. Babcia nosiła paczki do więzienia, ale nie wiadomo, czy w ogóle mu je przekazywano – mówi pan Ryszard.
Jedenastolatka nie doczekała powrotu swojego ukochanego taty do domu. Ostatni raz zobaczyła go podczas wyprowadzenia, w asyście żołnierzy, z bramy więziennej na ulicę. Choć żal rozrywał serce, nie mogła z nim porozmawiać. Patrzyła tylko z daleka, jak szedł z innymi więźniami do stojącego na ulicy samochodu ciężarowego i co chwilę spoglądał na dom, gdzie pozostała jego rodzina.
– Widziała, jak sołdat kolbą karabinu bił i popychał jej ojca, a on upadał na ziemię. Mimo tego cięgle uparcie się oglądał. Jakby czuł, że córka patrzy i tęskni za nim i że może już więcej do niej nie wrócić. Ostatni raz obejrzał się, gdy był już na pace samochodu, pomachał ręką i zniknął. Tak wielokrotnie mówiła mi mama, zawsze ze łzami w oczach. To był dla niej straszny widok, trauma, która pozostała na całe życie – wspomina dziś Modelewski.
W poszukiwaniu śladów...
Od tamtej pory ślad po Ludwiku Szostało zaginął. Mimo licznych prób poszukiwania przez żonę, nic nie udało się ustalić. W 1991 roku kobieta zmarła. – W tamtym czasie babcia z mamą, mimo wielu zabiegów i składania wniosków, też przy mojej pomocy, nie otrzymały żadnej rekompensaty za skradzione przez sowietów nieruchomości na byłym terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Ówczesne władze nie wykazywały chęci współpracy w zakresie potwierdzenia repatriacji oraz dotarcia do dokumentów o losach dziadka – ubolewa bialczanin.
Nie za wiele można było się też niestety dowiedzieć od ludzi żyjących jeszcze w Kosowie Poleskim. Modelewski pamięta jednak kilka takich spotkań. – Niektórzy starsi mieszkańcy, którzy bardzo dobrze pamiętali rodzinę Szostałów, zapraszali wieczorami do swoich domów. Wyglądało na to, że bali się sąsiadów, że ktoś może donieść komunistycznej władzy. W odosobnieniu opowiadali o tamtych mrocznych czasach. Również o zagrabionym przez sowietów naszym rodzinnym majątku, i o dziadku, którego zapamiętali szczególnie z racji pełnionej funkcji kościelnego. Pokazywali stojący nadal, ale już pusty dom, w którym po wojnie przez długie lata była szkoła – opowiada mężczyzna.
Rozmowy z sąsiadami to dopiero początek działań Modelewskiego, który postanowił po śmierci mamy, mając już więcej wolnego czasu, zagłębić się w temat jeszcze bardziej. Droga, jak się potem okazało, była kręta i wyboista. – Różnymi sposobami, w tym oczywiście drogą oficjalną, docierałem do archiwów w Polsce, Rosji, Białorusi, Ukrainie, by dowiedzieć się, gdzie dziadek Ludwik został wywieziony z więzienia w Kosowie Poleskim. Gdzie może być pochowany. Bo może zachował się jakiś nagrobek lub zbiorowa mogiła... Niestety przez lata moje zabiegi nie przynosiły żadnych efektów – opowiada Modelewski.
I wreszcie przełom
Przełom w prywatnym śledztwie bialczanina nastąpił w 2011 roku, kiedy otrzymał odpowiedź na pismo sprzed kilku lat z Polskiego Czerwonego Krzyża w Warszawie. Jak mówi, była to jedyna konkretna informacja, jaką uzyskał. Dołączona była kserokopia oryginalnego pisma w języku białoruskim z Białoruskiego Czerwonego Krzyża o następującej treści: "Szostało Ludwik ur. 1905 r. Kossowo, woj. Brześć, s. Jana , zawód piekarz, który do dnia aresztowania, tj. 9 listopada 1944 r., pracował w kossowskiej piekarni. Dnia 15 stycznia 1945 r. wyrokiem Trybunału Wojennego Wojsk NKWD Obwodu Brzeskiego został skazany z art. 63-1 Kodeksu Karnego SRR na 10 lat pozbawienia wolności w wychowawczych obozach pracy. Zmarł 4 czerwca 1945 r."
Przyczyna zgonu i miejsce pochówku nie zostały jednak wskazane. Za co dokładnie miał pójść do więzienia Ludwik Szostało? Zarzucane mu przestępstwo to nawiązywanie kontaktów przestępczych z uczestnikami zbrojnej grupy polskiego podziemia, które prowadziło działalność antyradziecką z zamiarem przywrócenia granicy Polski z 1939 roku. – Po aresztowaniu długo już nie pożył, ale też nie zmarł śmiercią naturalną. W enkawudowskich papierach na ten temat nic nie ma. Nieoficjalnie dowiedziałem się, że został wywieziony na Syberię do specjalnego obozu w Irkuckiej Obłastji o nazwie Oziornyj na roboty, przy mrozie dochodzącym do 50 stopni. Dziadek pracował przy budowie torów kolejowych. Tam zginął w męczarniach, z głodu, wycieńczenia i tortur – ustalił Modelewski.
Jego mama i babcia nigdy nie poznały prawdy. – Nie dowiedziały się, co sowieci z nim zrobili i dlaczego. Wielokrotnie mówiły mi, że był bardzo dobrym człowiekiem, że ich zdaniem nie angażował się w politykę, ale pomagał ludziom. I to był chyba jedyny powód jego aresztowania. Powtarzały, że niemożliwe było, aby nie dał znać o sobie, gdyby przeżył. Bardzo kochał rodzinę – wspomina nasz rozmówca.
Dalsze losy rodziny po pojmaniu Ludwika Szostało były tragiczne.
Więcej w papierowym i elektronicznym wydaniu "Słowa" nr 24.
Napisz komentarz
Komentarze