Obecnie prace Ewy Borowskiej można obejrzeć w Siemiatyczach. Część z nich była pokazywana wcześniej w Galerii Podlaskiej w Białej Podlaskiej przed pandemią, w 2020 r. Tytuł wystawy to „Raport zanikania”. Wernisaż odbędzie 21 października o godz. 18 w sali Muzeum Regionalnym. Cykl składa się z trzydziestu prac wykonanych pastelami. – Kiedy przypominam sobie wszystkie poprzednie wystawy, to kluczowym słowem zawsze była podróż i otaczający świat roślinny. Inspirację czerpię z literatury, poezji, podróży i przekraczania pewnych granic związanych z pokonywaniem drogi umysłowej, ale też dosłownie przemierzaniem kraju czy państw zagranicznych. Ostatnio wenę zyskuję dzięki spacerom z psem na łonie natury – przyznaje Ewa Borowska. Zauważa, że nie jest to bezpośrednie malowanie w plenerze, ale odbieranie nastroju, który z otoczenia na nią wpływa. - Z kolei tytuł „Raport zanikania” wymyślił mój kolega, ale chodzi o to, by przekazać, że znikamy. Budujemy swoją historię, ale pewne obrazy się zacierają. Jak staramy się je sobie przypominać to pojawiają się przekształcone i we fragmentach. Sami jesteśmy postrzegani różnie, tak też świat wokół nas się zmienia – stwierdza artystka. Podkreśla, że dla niej podróż nie jest ucieczką, ale lubi planować i wyjeżdżać, ale nie żeby coś zobaczyć a przeżyć. - Sam fakt rozpoczęcia podróży jest już dla mnie odpoczynkiem od codzienności. Borykanie się codziennością jest dla mnie trudne, więc kiedy wsiadam do pociągu czy samolotu jestem w innym wymiarze. Lubię moment podróży, wtedy nie zawsze ważne jest czy przeżyję coś wyjątkowego, ale to, że coś się wokół mnie zmienia – zaznacza twórczyni.
CZYTAJ TEŻ: Wyższe mandaty dla kierowców były potrzebne [SONDAŻ]
Dobrze czuje się w grafice i malarstwie
Urodziła się w Warszawie, ale jej rodzice wybudowali dom w Białej Podlaskiej, więc dzieciństwo i młodość spędziła tutaj. Później wyjechała na studia do Lublina, potem zamieszkała w Warszawie, ale ostatecznie wróciła do Białej Podlaskiej. Miło wspomina dzieciństwo, bo rodzice starali się by było ono spokojne i szczęśliwe. Mieszkała w domu z ogrodem, z różami i sadem. Często też wyjeżdżała z ojcem poza miasto. Po rodzicach odziedziczyła wrażliwość na piękno. Bardzo wcześnie zaczęła malować i rysować, ale nie sądziła, że zostanie malarką. Jednak, wygrała olimpiadę z historii sztuki, więc bez egzaminu dostała się na studia w Instytucie Wychowania Artystycznego UMCS w Lublinie. Dyplom obroniła w pracowni Danuty Kołwzan-Nowickiej w 1981 r. Bardzo często wyjeżdżała jako nastolatka do Warszawy, w czym wspierali ją rodzice. Dzięki temu, znała wszystkie wystawy pokazywane w stolicy. Odwiedzała Zachętę i Muzeum Narodowe, gdzie potrafiła spędzić cały dzień. Malowała też w liceum. Rodzice nie odwodzili jej od twórczości, wręcz przeciwnie, zachęcali do rozwijania pasji. W LO im. I.J. Kraszewskiego, do którego uczęszczała prowadziła grupę młodzieży, z którą wspólnie organizowała wystawy artystyczne. Wówczas eksperymentowała z technikami, łączyła różne masy, tworzyła prace strukturalne, grafikę. Na studiach wybrała specjalizację z grafiki, uczyła się drzeworytu, technik metalowych. – W pracach malarskich do dziś łączę plamę i kontur. Zdecydowanie wolę papier niż płótno. Namalowałam sporo prac techniką akrylową, ale jeszcze jest to dla mnie ziemia nieznana. Natomiast świetnie się czuję malując pastelami, rysując czy tworząc akwarele. Dużo pracuję w tej technice. Pastele maluję palcami, nie rozcieram niczym innym. Dzięki temu, bezpośredniemu kontaktowi czuję się inaczej, jakbym się otwierała – zdradza Ewa Borowska. Dodaje, że lubi mocny kolor, ale najchętniej tworzy subtelne obrazy. – Wydaje mi się, że malarstwo to czas na refleksję i pokazanie swoich przemyśleń. Malarstwo wymaga indywidualnego odbioru oraz ciszy i spokoju, tak jest w moim przypadku. Nie jest też ono ilustracją do literatury. Nie zagłębiam się też w zawiłą symbolikę, bo każda kreska, plama może być jakimś symbolem np. uczuć. Lubię niedopowiedzenia, kiedy tworzę, ale też gdy odbieram sztukę – zaznacza. W czasie studiów wyszła za mąż i urodziła dziecko. Studiując w Lublinie, mieszkała w Warszawie, a kończąc zajęcia biegła na pociąg jadący do stolicy. Wspomina te czasy bardzo dobrze, gdyż miała grupę znajomych ze studiów, z którymi chodziła na wystawy i spektakle teatralne oraz spotkania Dyskusyjnego Klubu Filmowego. Na studiach miała bardzo dużo zajęć plastycznych, była to rzeźba, malarstwo, grafika trwające po kilkanaście godzin w tygodniu. Pierwsza wystawa Ewy Borowskiej wspólnie z koleżanką odbyła się w Chatce Żaka w Lublinie. – Rzeźba mi nie odpowiadała bo była bardzo ciężka w tworzeniu, ale podobało mi się malarstwo i grafika, uczyły mnie ówczesne sławy rysunku, więc siłą rzeczy zaczęłam się rozwijać pod ich okiem – mówi artystka. Lubi wstawać wcześnie, wypić kawę i włączyć muzykę, która towarzyszy jej w czasie malowania. Najchętniej tworzy, gdy w domu panuje porządek. Potrafi kilkukrotnie wracać do danej pracy i poprawiać ją, gdyż jest coraz bardziej wymagająca wobec siebie i swojej twórczości. Praca twórcza daje jej dużo satysfakcji, ale niekiedy artystka męczy się zastanawiając się nad malowanym obrazem.
Chłonie atmosferę plenerów
Wielokrotnie wyjeżdżała na plenery. – W czasie pleneru staram się chłonąć atmosferę, która tam panuje. Nie jadę nigdy z gotowym płótnem, ale ostatnio będąc w Paryżu namalowałam polską łąkę. Jednak, jadąc na plener skupiam się na poznawaniu innych artystów oraz na nastroju, który tworzą. To dla mnie bezcenne. Często bywa, że po plenerze zaczynam nowy cykl – przekazuje malarka.
Jeździła na plenery pod Łódź, od 2011 r. jeździ na plenery organizowane przez UNESCO, do Grecji i Francji. Przez kilkanaście lat była w Atenach, Patras, Salonikach. Ostatnio w lipcu była w Paryżu. Brała też udział w plenerach organizowanych przez Biuro Wystaw Artystycznych, nadbużańskich, w Zaborku, w Borsukach. Uczestniczy we wszystkich wystawach i plenerach środowiska artystycznego z naszego regionu. Razem z artystami z południowego Podlasia kilkukrotnie jeździła na plenery do Danii. Tam też pokazywała swoje prace.
– Na plenery składa się bogactwo doświadczeń i wrażeń, to z pewnością niezapomniane chwile – zauważa malarka. Wystawy miała też na Ukrainie i w Niemczech. Teraz dostała zaproszenie do Salonu Wielkopolskiego w Poznaniu. Pracowała też przez wiele lat w II LO im. E. Plater jako nauczyciel plastyki, historii sztuki i wiedzy o kulturze. Jako pedagog chciała przybliżyć młodzieży poszczególne wystawy, więc często organizowała wyjazdy do Warszawy i innych miast, tak by młodzi ludzie mieli okazję obejrzeć obrazy prezentowane w galeriach i muzeach. – Starałam się przybliżyć swoim uczniom głównie sztukę współczesną, bo wydaje mi się, że o niej mówi się w czasie edukacji najmniej. Braliśmy udział w projektach organizowanych przez Galerię Narodową Zachęta, przez Zamek Ujazdowski, warsztatach filmowych. To procentowało bo młodzież będąc już na studiach odwiedzała wystawy i pisała do mnie o tym. Mam nadal takie sygnały, więc uważam, że edukowanie w dziedzinie sztuki powinno być stosowane w szerszym zakresie – zauważa Ewa Borowska.
PRZECZYTAJ:
- Rekordowa kwesta na rzecz zabytków na bialskim cmentarzu
- Pani Basia chce wrócić do domu. Pomóżmy jej w tym
- 12-latek zamknął matkę w domu, wziął kluczyki do auta i pojechał z siostrą do kolegi
- GITD chce kupić nowe samochody. Z radarami, by łapać kierowców
- Makabryczne odkrycie w gospodarstwie [ZDJĘCIA]
- Kiedy gmina zmodernizuje drogę w Dokudowie? Mieszkańcy czekają od lat
Napisz komentarz
Komentarze