Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 21 listopada 2024 20:09
Reklama
Reklama baner reklamowy word biała podlaska

Historia ludzi i nadleśnictwa w starych gajówkach zapisana

Niezliczona ilość rozmów i spotkań z ludźmi, tysiące przewertowanych dokumentów i archiwalnych zdjęć, 8 lat skrupulatnej pracy zaowocowało książką "Świat starych gajówek. Ślady i wspomnienia". Jej autor, Adam Szulik, zebrał w jednym miejscu dziesiątki lat historii Nadleśnictwa Międzyrzec. Niedawno wydana publikacja jest kompleksowym źródłem wiedzy nie tylko o gajówkach i ludziach z nimi związanych, ale dzięki niej poznajemy również dzieje naszego regionu. Zachęcamy do lektury.
Historia ludzi i nadleśnictwa w starych gajówkach zapisana
8 lat skrupulatnej pracy zaowocowało książką "Świat starych gajówek. Ślady i wspomnienia". Jej autor, Adam Szulik, zebrał całą historię Nadleśnictwa Międzyrzec

Autor: Paulina Chodyka-Łukaszuk

Adam Szulik to wieloletni urzędnik kilku samorządów – gmin Międzyrzec Podlaski, Drelów i Kąkolewnica – oraz wójt gminy Drelów, pracownik i od 2007 roku sekretarz Nadleśnictwa Międzyrzec oraz od 1981 roku członek Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Międzyrzecu Podlaskim. Od lat pasjonat historii i regionalista, dziś już na emeryturze, właśnie świętuje wydanie kolejnej książki w swoim dorobku. Ta publikacja jest przysłowiową "perłą w koronie".

Adam Szulik właśnie świętuje wydanie książki pt. "Świat starych gajówek. Ślady i wspomnienia", która jest przysłowiową "perłą w koronie" (fot. Paulina Chodyka-Łukaszuk)

Mija bowiem 8 lat, od kiedy Adam Szulik postanowił napisać o historii gajówek Nadleśnictwa Międzyrzec. Przez te wszystkie lata publikacja ewoluowała i ostatecznie stała się kompleksowym zbiorem informacji nie tylko o budynkach i ich mieszkańcach, ale o całym międzyrzeckim nadleśnictwie.

Z dedykacją dla ojca

"Świat starych gajówek. Ślady i wspomnienia" to nie jest zwykła pozycja. To zebrane w jedną całość 8 lat setek rozmów z mieszkańcami gajówek i ich potomkami. Wszystko po to, by poznać historię miejsc, które w wielu przypadkach niestety już nie istnieją. To ogrom zdjęć i dokumentów, do których dotarcie nie zawsze było łatwe. To godziny spędzane w archiwach i na wertowaniu wydań Lasu Polskiego, a wreszcie życzliwość i zaangażowanie wielu osób. O pracy nad książką opowiada nam jej autor, Adam Szulik. 

Gajówka Pustosz w Kolembrodach (fot. Archiwum Adama Szulika)
Stary budynek mieszkalny Służby Leśnej w Żerocinie

– Tytuł książki mówi sam za siebie. Z jednej strony są domostwa, dawne, leśne, zapomniane, niektórych już nie ma, niektóre są w prywatnych rękach, inne nadal są własnością Lasów Państwowych. Ślady i wspomnienia, bo każde miejsce w lesie, które opisałem, odwiedziłem z wyjątkowymi przewodnikami, z inżynierami, którzy opisali mi każdy element gajówki i osady leśnej, rosnące wokół drzewa, także owocowe, które świadczą o życiu tych miejsc. Są to też opowieści ludzi, bardzo życzliwych, którzy podzielili się ze mną swoimi wspomnieniami, którzy użyczyli przepięknych, archiwalnych zdjęć, część wykonanych w okresie międzywojennym czy tuż po niej, a nawet w czasie wojny – przekazuje Adam Szulik.

Jak podkreśla, książkę zadedykował swojemu ojcu – Janowi Szulikowi, gajowemu Leśnictwa Przyłuki. – Doskonale pamiętam te wyjazdy do lasu, tata w mundurku, w czapce z raportówką i trąbką, które są nieodłącznymi akcesoriami gajowego – wymienia regionalista.

Adam Szulik zadedykował swoją książkę ojcu Janowi Szulikowi, który był gajowym w Leśnictwie Przyłuki (fot. Archiwum Adama Szulika)

"(...) [Ojciec] pokazał mi las, jego życie i bogactwo, pracę ludzi lasu, urokliwe osady leśne (gajówki), wyniosłe i potężne drzewa. Pozwolił zachwycić się magią lasu i docenić jego tajemniczość. Zapisało się to we mnie niezapomnianym zapachem żywicy i konwalii oraz smakiem leśnych owoców" – brzmi dedykacja.

Tysiące rozmów i "przekopane" archiwa

Materiały do książki pochodzą głównie z archiwów Nadleśnictwa Międzyrzec, ale też innych nadleśnictw. Na poszukiwaniu informacji, które go interesowały, autor spędził wiele, wiele godzin. – Poszukując kompletnych życiorysów różnych ludzi, musiałem dotrzeć do wielu miejsc w całej Polsce, posłużyć się "leśnymi kontaktami", by dotrzeć do historii, które opisuję. Praca nad książką trwała 8 lat, bo nie chciałem zostawić pewnych tematów czy biogramów niedokończonych. Bywali w naszym nadleśnictwie ludzie, którzy np. awansowali dalej albo stąd wyjechali i jak tu nie wspomnieć o tym, jak dalej potoczyły się ich drogi i jak dopełnili żywota – podkreśla autor.

Rodzina Kopciów przed gajówką Danówka

Wiele informacji znalazł na miejscowych cmentarzach m.in. w Międzyrzecu Podlaskim, Komarówce Podlaskiej, Białej Podlaskiej, Dołdze czy Drelowie. Niekiedy bywało, że trzeba było ułożyć sporą część drzewa genealogicznego, by ustalić fakty i porozmawiać z potomkami gajowych. 

– Zdjęcia wpadały mi w ręce w przeróżny sposób, często przez przypadek albo jakiś znajomy zobaczył coś, co wiedział, że mnie zainteresuje albo w gazecie Las Polski. Sporo czasu zajęło mi ustalenie wszystkich nadleśniczych i okresów ich urzędowania oraz elementów biograficznych, ale uznałem, że to bardzo ważna informacja w kontekście historii Nadleśnictwa Międzyrzec. Tajemnicze było np. to jak wyglądał pierwszy nadleśniczy Jerzy Składziński. Przypadek zrządził, że przeglądając kolejne roczniki Lasu Polskiego, zatrzymałem się na roku 1959. Oczy mi zaświeciły, bo trafiłem na nekrolog: "Jerzy Składziński, ostatnio pracownik Okręgowej Dyrekcji Lasów Państwowych w Łodzi". W opisie biograficznym oczywiście była informacja o tym, że był nadleśniczym naszego nadleśnictwa. Tak się zaczął poczet nadleśniczych, a wymienieni są wszyscy – opowiada Adam Szulik. 

W publikacji właściwie kompleksowo opisuje historię Nadleśnictwa Międzyrzec, wymieniając m.in. wszystkich dotychczasowych pracowników.

Dla uwidocznienia wzrostu topoli na zdjęciu, na pniu drzewa umieszczono zegarek i paczkę papierosów "Sporty". Przy drzewie leśniczy Kazimierz Łaziuk i gajowy Marian Makaruk (po lewej) (fot. Świat starych gajówek)

Na 360 stronach pojawia się łącznie 730 nazwisk, 615 fotografii oraz 750 dokumentów. Książka podzielona jest na rozdziały: "Gajówki", "Gajowi", "Nadleśnictwo Międzyrzec", "Pracownicy Nadleśnictwa Międzyrzec", a na końcu znajduje się bogaty aneks, a w nim m.in. elementy wyposażenia leśników i narzędzia, przypisy z ilustracjami oraz podziękowania dla osób, dzięki którym powstała książka. – Ludzie, rodziny gajowych bardzo chętnie dzielili się zdjęciami i opowieściami. To było dla mnie duże ułatwienie i za to jestem im bardzo wdzięczny, podobnie jak moim koleżankom i kolegom z pracy, po fachu, którzy pomagali ustalać fakty, docierać do dokumentów i zdjęć. Nikt nie odmówił pomocy – podkreśla były sekretarz Nadleśnictwa Międzyrzec. 

Życie w domu na skraju lasu

Punktem, a w zasadzie punktami wyjścia do powstania książki jest 26 gajówek, rozmieszczonych na terenie Nadleśnictwa Międzyrzec. Część z domów gajowych wciąż funkcjonuje i tętni życiem, wiele jednak stało się już historią, jak pierwsza opisana osada, czyli gajówka w Dołhołęce, która spłonęła.

Każda gajówka jest dokładnie opisana, są więc nazwiska gajowych i okres, w którym urzędowali, wszyscy jej mieszkańcy, rozmieszczenie pomieszczeń w budynku oraz inne obiekty na terenie osady. Są archiwalne dokumenty i mnóstwo zdjęć z życia gajówek. Warto dodać, że każda osada miała swoją charakterystyczną nazwę. – Etymologia jest dość prosta, nie ma w niej przypadku. Przeważnie nazwą gajówki była nazwa ostępu leśnego, w którym stał budynek. I tak, Góry to najwyżej położony teren w leśnictwie Przyłuki, Łysochy to obszar upraw, pól, można powiedzieć, że łyse tereny. Nazwa Krasne z kolei, to jak opowiedziała jedna z mieszkanek tej gajówki, pochodzi od tego, że gdy latem wychodziło się na podwórze, było ono czerwone od kraśniaków, Dąbrowa znajdowała się natomiast niedaleko potężnego kompleksu dębowego, a Byk w pobliżu miejsca, gdzie odbywają się rykowiska jeleni. Pustosz znajduje się daleko od innych domostw, wkoło jest tylko las – wymienia Adam Szulik.

Gajowy Szymon Karwowski, doświadczony i odważny leśnik, brał udział w I wojnie światowej (fot. Świat starych gajówek)

W książce możemy przeczytać 22 wspomnienia wieloletnich mieszkańców poszczególnych gajówek. I tak, Tomasz Bieniek, obecny sołtys Żerocina, znany społecznik to jeden z ostatnich mieszkańców gajówki Puchacze. Oto jak m.in. wspomina ten czas:

"Jako gajowy dostałem dubeltówkę «boka», dla bezpieczeństwa, bo przeganiałem kłusowników i złodziejaszków leśnych. Zemścili się, włamali się do gajówki, poprzecinali kłódki do szafy z bronią i ukradli broń. Pomimo tego mam bardzo dobre wspomnienia z mieszkania w gajówce. Człowiek żył, pracował, powiększała się rodzina – rodziły się i rosły moje dzieci. Gdy przychodziłem do domu, to była radość. Nikt nie chodził głodny, mieliśmy krowę i świnki. Był prąd, z czasem kupiliśmy kolorowy telewizor i wideo. Gajowi sprawowali całodobowy nadzór nad lasem – fizycznie i faktycznie, niejednokrotnie razem z leśniczymi. Gdy Krzysztof Gajecki był leśniczym w Sitnie, to także kupił sobie konia i razem konno nadzorowaliśmy całe obchody. Teraz ZUL-e (zakłady usług leśnych – przyp. red.) robią w lesie wszystko, a kiedyś się organizowało ludzi, wyznaczało robotę, nadzorowało. Była w nas ciekawość każdego kolejnego dnia".

Z kolei w gajówce Dąbrowa dzieciństwo i młodość spędziła Anna Łosicka z domu Makaruk. Tak opisuje czas, spędzony w leśnej osadzie:

 "Pamiętam, jak mam nas budziła o trzeciej rano i szłyśmy po ciemku na grzyby. Zawsze nam powtarzała, że nie idzie się na grzyby, gdy ludzie już wracają z lasu. Sprawdzało się, zawsze byliśmy pierwsze i z koszami pełnymi grzybów wracałyśmy do domu. Potem krótka drzemka, a gdy tata krówkę napasł, trzeba było ją wydoić, i do szkoły. A tata do pracy – do lasu. (...) Chociaż gajówka była oddalona od wsi, wiele rodzin przychodziło do nas na wieczorki – kobiety robiły na drutach, przędły wełnę na kołowrotkach, darły pierze, a mężczyźni grali w karty. Tak upływał czas. Prąd doprowadzono dopiero w 1968 roku. (...) Na co dzień było spokojnie i cicho, ale od czasu do czasu zdarzały się podniosłe uroczystości: Pierwsza Komunia Święta czy nawiedzenie domów przez obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Był to czas dla bliskich i możliwość spotkania się z dalszą rodziną".

Pracownicy Nadleśnictwa Międzyrzec przed siedzibą w Międzyrzecu Podlaskim przy ul. Warszawskiej 53, rok 1984

Takich historii jest wiele. Każda daje nam obraz życia w domu na skraju lasu, pracy gajowego, codzienności jego rodziny, które często splecione były nierozerwalnie z historią, niekiedy trudną i tragiczną, naszego regionu.

Trudne czasy, ale szczęśliwe

Jednym z takich przykładów jest historia rodziny Hawryluków, którą na kartach książki "Świat starych gajówek" wspomina Krystyna Stolarczyk z domu Hawryluk.

"Odkąd pamiętam mój tata Jan był gajowym. Już w 1930 roku pracował w lasach Nadleśnictwa Turów, Leśnictwo Grabowiec. Nasza rodzina była duża – ośmioro dzieci. Ja byłam najstarsza, urodziłam się w 1934 roku. W czasie II wojny światowej zamieszkiwaliśmy część gajówki Dąbrowa. Po wojnie nasza rodzina przeprowadziła się do gajówki Zahajki. To były trudne czasy, nowa władza – nowe porządki. Gdy w 1946 roku w Żerocinie zastrzelono milicjanta, ojciec został aresztowany, bo nie wskazał kto chowa się w lesie – cóż za «bandyci». W areszcie był trzy i pół miesiąca, najpierw w Międzyrzecu Podlaskim, a potem w Lublinie. Płakaliśmy i tęskniliśmy za tatą. Wyglądaliśmy, czy nie wraca. Pewnego razu, gdy pies zaszczekał, wszyscy rzuciliśmy się do okien – tata wrócił. Tej radosnej chwili nie zapomnę do śmierci. Całą gromadką otoczyliśmy tatę" – czytamy we wspomnieniach Krystyny Stolarczyk.

Przez pokolenia gajówkę Góry w Dołhołęce zamieszkiwała rodzina Koszewskich. Te czasy w książce Adama Szulika wspomina Krystyna Borowik z d. Koszewska:

"Mój ojciec Józef Koszewski i dziadek Stanisław zawsze byli gajowymi w Leśnictwie Przyłuki. Już przed wojną tata pracował w lasach u hrabiego Potockiego. Także dziadek Stanisław był gajowym u hrabiego, który hodował bażanty, dziadek je karmił mrówkami i ich jajami. Przypłacił to utratą części ręki – skóra pod wpływem kwasu mrówkowego zeszła z ręki. Ręka trudno się goiła i była bardzo sina (...) Tata był bardzo związany z lasem – jak mu ukradziono duże dęby, to ze dwie doby chodził po gospodarstwach i szukał sprawców. Kilka razy był nawet pobity. Bo nieodbite pnie to więzienie! Jedno zdarzenie zapamiętałam szczególnie dobrze. Było to chyba podczas wojny, pamiętam, jak ojca i dziadka, pod bronią, w nocy, w samej bieliźnie, wyprowadzono z rękami podniesionymi i postawiono pod stodołą. Wszyscy płakaliśmy, że już nie wrócą żywi! Ale po kilku godzinach wrócili. To były najdłuższe chwile strachu i niepewności w moim życiu. Mimo wszystko dobrze wspominam te czasy, dobrze się żyło, mama zawsze była szczęśliwa".

Pracownicy Rejonu Lasów Państwowych Międzyrzec, rok 1951

Okładka z przesłaniem

Książka jest wspaniale przygotowana nie tylko pod względem merytorycznym, ale również graficznym. Duże wrażenie robi już sama jej okładka. Za opracowanie graficzne publikacji odpowiada Krzysztof Stefaniuk, pochodzący z Międzyrzeca Podlaskiego. 

– To artysta ze wszech miar. Jak zaproponowałem mu, by zrobił projekt okładki, zapytał, jaki jest temat książki. Podałem mu temat, a Krzysztof zrobił mi sześć projektów okładki, niemal z marszu. Ten wybrany, był szóstym. Na początku wydał mi się dość abstrakcyjny, zaintrygował mnie. Ja sobie wyobrażałem, że na okładce będzie jakaś gajówka, może zdjęcie taty, elementy wyposażenia leśniczego. Krzysztof jednak stwierdził, że tak, owszem te elementy zawrzemy, ale w środku książki. Dodał, że okładka nie może być tak oczywista. Trochę dyskutowaliśmy na ten temat, ale ostatecznie uznaliśmy, że ten projekt będzie najlepszy. Krzysztof zaproponował również format książki i całą ją złożył – wyjaśnia Adam Szulik.

Opisuje też znaczenie okładki: – W tle jest las za mgłą, co oznacza pewną tajemnicę. Jednak na nim wyraźnie zarysowany jest jakby korzeń drzewa, odnogi, jakiś szyfr, ale przechodzące na końcu w klucz. Każdy rozdział jest też takim kluczem, wstępem do lasu i świata starych gajówek.

Za redakcję i korektę odpowiada natomiast Bożena Leszkowicz. – Bardzo dobrze rozumiała o co mi chodzi, świetnie czuła to, co chcę przekazać, niekoniecznie ja sam potrafiłem to tak ubrać w słowa jak ona. Obojgu jestem bardzo wdzięczny, bo efekt przerósł moje oczekiwania i myślę, że jest wart tego, by puścić go dalej w świat – podsumowuje autor. 

W powstanie książki zaangażowanych było wiele osób, wszystkie autor wymienia w podrozdziale "Podziękowania".

Miejmy nadzieję, że książkę "Świat starych gajówek. Ślady i wspomnienia" zobaczymy już niebawem na półkach księgarni w całej Polsce. 

Prośba Adama Szulika

W książce "Świat starych gajówek. Ślady i wspomnienia" mimo wielu lat pracy, są jeszcze niewiadome. – Są twarze i ludzie, zwłaszcza z lat 50., których nie udało mi się rozpoznać, dotrzeć do rodziny. Jeśli ktoś ma wiedzę, kim jest człowiek z jakiegoś zdjęcia, a który nie jest wymieniony w książce, proszę, by się ze mną skontaktował – apeluje Adam Szulik.

Jeśli więc ktoś chciałby podzielić się swoją historią, związaną z daną gajówką lub jest np. potomkiem gajowego, leśniczego czy nadleśniczego, wspomnianego w publikacji, proszony jest o kontakt z autorem pod numerem 600 051 549 albo adresem e-mail [email protected].

Kilka pojęć ze słownika leśnika

 

Książka "Świat starych gajówek. Ślady i wspomnienia" to kompendium wiedzy o zawodzie leśnika. Znajdziecie tam m.in. mnóstwo słów, którymi w pracy posługują się ludzie, związani z leśnictwem. Oto przykładowe definicje.

Gajówka – budynek zazwyczaj stojący w lesie, mieszkanie służbowe dla pracowników Służby Leśnej – podleśniczych lub gajowych, pomocników leśniczego. Każda gajówka oprócz adresu administracyjnego miała nazwę zwyczajową. W wielu z nich znalazło odzwierciedlenie położenie gajówek – niejednokrotnie w trudno dostępnych częściach kompleksów leśnych.

Leśniczówka – budynek służący za mieszkanie leśniczemu, będący jednocześnie siedzibą leśnictwa.

Cechówka – przyrząd podobny do młotka, służący do odbijania na drewnie znaku (cechy) nadleśnictwa.

Klupa – popularna nazwa średnicomierza, narzędzia służącego do pomiaru średnic drzew stojących i drewna okrągłego. Składa się z listwy z podziałką najczęściej wyrażoną w centymetrach oraz dwóch prostopadle przytwierdzonych do listwy, równoległych do siebie ramion, z których jedno jest stałe, drugie zaś może przesuwać się po podziałce.

Nieodbite pnie – pnie po ścięciu drzewa. Kłoda nieobmierzona i niewprowadzona do ewidencji staje się okazją do kradzieży. Dawniejsze przepisy obligowały do odbijania również pozostałych w gruncie pni. Robiono to za pomocą specjalnego numeratora i cechówki, które przez uderzenie pozostawiały na pniu zaznaczony numer.

Asygnacja – dokument, który nabywca/uprawniony do poboru drewna otrzymuje z nadleśnictwa przy zakupie z Lasów Państwowych bądź ze starostwa w przypadku lasów innych własności.

Zrąb – ostatni etap w życiu drzewostanu użytkowanego gospodarczo. Podczas zrębu usuwa się jednorazowo lub etapami wszystkie drzewa na powierzchni.

Wyłuszczarnia – przedsiębiorstwo leśne, zajmujące się pozyskiwaniem nasion drzew iglastych ze zbieranych i suszonych w suszarniach szyszek, głównie sosny i świerka.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: chyży rójTreść komentarza: niech najpierw szczepią psy i koty będąnce w niewoli w miescie,Dodatkowo właściciele nie sprzątają po swoich niewolnikach,Postawić strażnika miejskiego i niech wali mandaty,od tego jest.Data dodania komentarza: 21.11.2024, 10:57Źródło komentarza: Wścieklizna w natarciu. Wykryto ją u domowego psa i krowyAutor komentarza: chyży rójTreść komentarza: a to dlatego,bo trzeba używać i rozumu a im zabrakloData dodania komentarza: 21.11.2024, 10:48Źródło komentarza: Kierowała po alkoholu. Uderzyła w busaAutor komentarza: AndrzejTreść komentarza: Ja na temat specjalności.Byłem w wojsku 40 lat wstecz, na szkole młodszych specalistów i po niej zostałem dowódcą obsługi R-140 M.Myślałem że nie ma już tej specjalności,a to dlatego że taka radiostacja,tzn,anteny nadawcze wysyłają w eter tyle energii,że każdy może szybciutko zlokalizowac miejsce.Nawet wtedy,w latach 80 mówiono nam że każda rsdt.dużej mocy to ,,świeci jak zimny ogień odpalony z zupełnej ciemności'.Oczywiście były na radiostacji urządzenia do pracy zdalnej,chyba z odległości do 150m,ale nigdy tego nie ćwiczyliśmy.Więc jestem bardzo zdziwiony,że wojsko ciągle szkoli ludzi z alfabetu Morsa,jest to przestarzałe,przy dzisiejszej cyfryzacji.Data dodania komentarza: 21.11.2024, 10:33Źródło komentarza: Mistrz MMA w szeregach terytorialsów. To międzyrzeczaninAutor komentarza: BartekTreść komentarza: Nie sposób nie dostrzec emocji, jakie towarzyszą Twojej wypowiedzi, ale wydaje mi się, że przedstawiasz rzeczywistość w sposób nazbyt uproszczony i jednowymiarowy. Oczywiście, dorosłość wymaga odpowiedzialności, a założenie rodziny jest jej istotnym elementem, ale przecież nie jest to jedyna definicja dojrzałości czy wartości człowieka. To, że ktoś nie ma jeszcze rodziny, nie oznacza, że jego opinie na temat patriotyzmu, obronności czy poświęcenia nie mają znaczenia. Twoja krytyka młodych ludzi, którzy mówią o wojnie czy bohaterstwie, opiera się na założeniu, że każdy, kto nie doświadczył wojny, idealizuje ją i traktuje jako romantyczną przygodę. To spore uogólnienie. Faktycznie, są osoby, które mogą nie rozumieć w pełni, czym jest wojna, ale równie dobrze można powiedzieć, że ktoś, kto nigdy nie służył w wojsku, może mieć bardzo realistyczne i świadome podejście do tych spraw. Nie jest to czarno-białe. Co więcej, podkreślasz, że polska tradycja heroizmu, którą wiążesz z upadkiem I i II Rzeczypospolitej, jest przyczyną problemów naszego kraju. Nie sposób jednak nie dostrzec, że właśnie ta tradycja dała nam bohaterów, którzy walczyli o niepodległość i wolność – nie tylko w zbrojnych konfliktach, ale też w codziennej pracy, działalności politycznej i społecznej. Zgadzam się, że wojna to koszmar – brud, smród, krew i cierpienie. Nikt, kto naprawdę rozumie jej naturę, nie traktuje jej jako romantycznej przygody. Ale czy oznacza to, że nie powinniśmy o niej rozmawiać, przygotowywać się do obrony kraju, czy doceniać poświęcenia tych, którzy byli gotowi walczyć za swoje ideały? Krytyka młodych, którzy szukają swojego miejsca w tradycji wojskowej czy patriotycznej, wydaje się nieco niesprawiedliwa. To nie znaczy, że są naiwni – być może po prostu szukają sensu, który jest głęboko zakorzeniony w naszej historii i kulturze. Ostatecznie, odwaga i odpowiedzialność nie mają jednej definicji. Można być odpowiedzialnym i odważnym w rodzinie, ale również w służbie publicznej, w wojsku, czy po prostu w codziennym życiu. Każdy etap życia ma swoje wyzwania i nie powinniśmy deprecjonować jednych wyborów na rzecz innych.Data dodania komentarza: 21.11.2024, 09:01Źródło komentarza: Mistrz MMA w szeregach terytorialsów. To międzyrzeczaninAutor komentarza: chyży rójTreść komentarza: "dlatego, że", nieuku, zapamiętaj. Nie ma żadnego "dlatego, bo".Data dodania komentarza: 21.11.2024, 08:45Źródło komentarza: Kierowała po alkoholu. Uderzyła w busa
Reklama
Reklama