Jaki i kto na tym naprawdę korzysta? Na to pytanie odpowiada agent Północ Nieruchomości, Edyta Bancerz.
Chodzi o program, dzięki któremu więcej osób stać będzie na własne mieszkanie lub dom. Już wiadomo, że Polacy próbują się załapać na Bezpieczny Kredyt 2 proc. Według danych z połowy sierpnia wnioski złożyło ponad 29 tys. osób. Podpisano już 2021 umów na prawie 730 mln zł.
Cena metra kwadratowego
Program ma jednak ścisłe zasady, a cześć z nich dotyczy limitów finansowych. Co prawda nie ma określonej maksymalnej ceny za metr kwadratowy, ale jeżeli małżeństwo z dzieckiem może zaciągnąć najwyżej 600 tys. zł kredytu, a wkład własny może wynieść maksymalnie 200 tys. zł to oznacza, że takie mieszkanie ma kosztować najwyżej 800 tys. zł. Co do singli, to limit kredytowy wynosi 500 tys. zł.
Limity w Bezpiecznym kredycie 2 proc. zostały wprowadzone, aby, jak zapewniał minister Waldemar Buda, szef resortu rozwoju i technologii, aby nie wspierać bogatych. Problem polega na tym, że nawet 800 tys. zł umożliwia w największych miastach Polski zakup tylko niewielkiego mieszkania.
Sztuczka dewelopera
Problem w tym, że program tak ożywił rynek mieszkaniowy, że ceny poszybowały. Okazuje się, że niektóre firmy deweloperskie już sobie poradziły z tymi limitami. Sprzedają droższe domy i mieszkania i nadal spełniają zasady finansowe. Jak to możliwe? Otóż w akcie notarialnym sprzedaży – kupna mieszkania wpisana jest cena w programie akceptowalna. Pozostała jej cześć to już nie zapłata za metr kwadratowy, ale cena za usługi dodatkowe. Trudno jest udowodnić, że takie działanie jest omijaniem prawa.
Kto na tym zyskuje? Po pierwsze klient, bo otrzymuje rządową pomoc. Po drugie, deweloperzy, bo sprzedają mieszkania i na tym zarabiają.
– Problem może pojawić się w sytuacji, kiedy inwestor zechce wprowadzić pewne zmiany, np. w układzie pomieszczeń mieszkania i coś pójdzie nie tak. Nie mając dowodu zapłaty za tę usługę, trudno mu będzie dochodzić swoich praw – tłumaczy agentka Północ Nieruchomości, Edyta Bancerz.
Co robią inwestorzy?
Na nieuczciwe praktyki decydują się również inwestorzy. Zdarza się, że mają za małą zdolność kredytową. Banki różnie liczą zdolność kredytową. Pod uwagę biorą dochód z 3,6 lub 12 miesięcy. A wielu klientów pracując na umowę o pracę, dostaje przelewem wynagrodzenie, tzw. najniższą krajową a resztę otrzymuje "pod stołem". W takiej sytuacji niektórzy decydują się "pójść po podwyżkę". Podpisują aneks do umowy i otrzymują na konto większe wynagrodzenie, a po uzyskaniu kredytu wszystko wraca do poprzedniego stanu.
– Jest to ryzykowne działanie, chociażby dlatego, że niektóre banki wymagają, żeby na konto klienta regularnie wpływała kwota w wysokości np. co najmniej 80 proc. tej, która została uwzględniona do wyliczenia zdolności kredytowej – przestrzega agentka Północ Nieruchomości.
Dodaje, że wartym rozważenie i legalnym sposobem na podwyższenie zdolności kredytowej jest np. wydłużenie okresu kredytowania kredytu gotówkowego, jeśli taki mamy, i zmniejszenie tym samym wysokości miesięcznej raty, a także zmniejszenie limitu na karcie kredytowej,
Napisz komentarz
Komentarze