Jak zareagowała rodzina, gdy dowiedziała się o pana starcie w wyborach?
Zacznę od tego, że dla mnie rodzina jest najważniejsza w życiu. Mamy z żoną pięciu wspaniałych synów, z których jesteśmy bardzo dumni i których wychowaliśmy najlepiej, jak umieliśmy. Staraliśmy się w nich zaszczepić patriotyzm, tradycję i wiarę naszych ojców. Decyzję o starcie w wyborach konsultowałem z nimi. Jestem im bardzo wdzięczny, że mogę na nich liczyć w tym niełatwym dla mnie czasie. Jak rozmawiamy w domu o zbliżających się wyborach, to śmieję się, że są całym moim sztabem wyborczym.
Jesteśmy na finiszu kampanii, jak pan ją ocenia?
Panie redaktorze, kampania wyborcza to dla każdego kandydata czas wzmożonej pracy. Uważam, że najważniejszy jest bezpośredni kontakt z wyborcą, dlatego staram się odwiedzić jak największą liczbę miejscowości w moim okręgu wyborczym. Myślę, że jak ktoś startuje w wyborach i zabiega o głosy, to powinien mieć odwagę wyjść do społeczeństwa i przekonywać do siebie i swojego programu. Każdy człowiek jest tak samo ważny, niezależnie czy mieszka w dużym mieście czy małej wiosce. Ja od początku mówiłem, że nie będę prowadził kampanii negatywnej, mimo to zostałem kilkukrotnie bezpardonowo zaatakowany przez popleczników mojego rywala. Szkoda, że mieszkańcy nie mogą liczyć na żadną debatę.
A uważa pan, że taka debata powinna się odbyć pomiędzy panem a obecnym senatorem?
Jestem gotowy na uczciwą debatę o naszym regionie i jego problemach, zawsze o każdej porze dnia i nocy. Uważam, że jesteśmy to winni naszym wyborcom. Jeżeli byście państwo taką debatę chcieli zorganizować, to ja z góry potwierdzam swoją obecność.
Mówił pan, że odbywa dużo spotkań z mieszkańcami. Na co ludzie zwracają głównie uwagę podczas tych rozmów?
Zdecydowanie najczęściej na wszechobecną drożyznę. Kilka dni temu na rynku w Parczewie rozmawiałem z jednym rolnikiem, który się żalił, że córka studiuje we Wrocławiu i za pokój płaci miesięcznie 1500 zł, gdzie jeszcze dwa lata temu, ten sam pokój kosztował 1000 zł. Z kolei jedna z pań, przemiła emerytka wskazywała, że cóż z tego, że dostaje 13. i 14. emeryturę, skoro ceny prądu, ciepła, leków oraz czynsz mieszkaniowy poszybowały tak w górę, że nie jest w stanie zaoszczędzić. Coraz częściej z ust ludzi słyszę, że oni nie chcą, żeby państwo im dawało, chcą tylko, żeby przestało im zabierać.
A są jeszcze inne tematy, które poruszają w rozmowach z panem?
Oczywiście. Chociażby w gminie Kąkolewnica, gdzie rozmawiałem ze zrozpaczoną matką, której córka jest studentką. Otóż przeciętny dochód z pracy w indywidualnych gospodarstwach rolnych, z 1 ha przeliczeniowego, wyniósł w 2022 r., według GUS 5549 zł. Jest to kwota aż o 2261 zł wyższa niż w roku 2021. Dochód ten jest uwzględniany przy ustalaniu miesięcznej wysokości dochodu na osobę w rodzinie studenta i doktoranta ubiegającego się o stypendium socjalne oraz kredyt studencki. Ta pani wprost powiedziała, że przez to córka straci stypendium, a ich rodziny nie będzie stać, żeby wyłożyć te pieniądze z własnej kieszeni.
Rząd chwali się, że inflacja spada, benzyna tanieje, a najniższa krajowa idzie do góry. Mówią, że jest coraz lepiej.
Inflacja jest szczególnie niebezpiecznym zjawiskiem, skutkuje wzrostem cen, ale też zjada oszczędności Polaków. Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, że jeżeli mają przykładowo odłożone 10 tysięcy złotych, to przy inflacji około 15 proc., a taka była w 2022 r., po roku tracą 1500 złotych. Co gorsza pieniędzy "zjedzonych" przez inflację już nigdy nie odzyskają. Dobrze, że pan wskazał przykład płacy minimalnej. Przez złe decyzje rządu oraz wysoką inflację płaca minimalna rośnie bardzo szybko. W przyszłym roku 3,6 mln Polaków będzie zarabiać płacę minimalną, to jest prawie 30 proc. pracowników. W 2020 było to tylko 1,5 mln. Doprowadzi to do sytuacji, że niezależnie od tego, jak długo pracuje i jakie ma doświadczenie, każdy będzie zarabiał tyle samo. To będzie szczególnie niesprawiedliwe w stosunku do pracowników budżetówki. Odnośnie cen paliw, to obecnie są one sztucznie zaniżone. Jestem w stanie przyjąć z panem każdy zakład, że po wyborach ceny mocno podskoczą.
Co pan sądzi odnośnie imigrantów, należy ich przyjmować? Wszyscy widzimy zdjęcia z naszej granicy, coraz trudniejsza jest sytuacja we Włoszech.
Ludziom trzeba pomagać, ale tylko tym, którzy naprawdę tego potrzebują. Proszę zobaczyć na to, co dzieje się dziś we Francji, Belgii czy Niemczech. Niekontrolowany napływ ludności, często z cywilizacji obcych nam kulturowo, rodzi ogromne napięcia społeczne. Polityka migracyjna musi być przemyślana i wyważona. Niedopuszczalna jest sytuacja, w której polskie wizy można było kupować na straganach gdzieś przy ambasadach. Z tego powodu z rządu wyleciał minister Wawrzyk, który następnie stracił jeszcze miejsce na listach PiS-u do sejmu. Pragnę przypomnieć, że Polska przyjęła kilka milionów obywateli Ukrainy. Więc niech nikt nam nie mówi, że nie umiemy pomagać.
Wspomniał pan o Ukrainie. Obecnie nastąpiło duże ochłodzenie relacji między Warszawą a Kijowem.
Kiedy nasz kraj zalewały produkty rolne z Ukrainy, zarówno rząd jak i komisarz Unii Europejskiej ds. rolnictwa, czyli taki minister rolnictwa całej Unii, Janusz Wojciechowski nie robili nic. Dopiero gdy rolnicy zaczęli protestować, coś się ruszyło. A przecież tę sytuację można było bez trudu przewidzieć i zadbać o naszych rolników. A dziś Ukraina, która jest w stanie wojny, straszy nas sądami i poucza, co mamy robić. Prezydent i premier przecież tyle razy jeździli na Ukrainę, tyle było wspólnych uścisków. Prezydent Duda przyznał nawet prezydentowi Zełenskiemu najwyższe polskie odznaczenie, Order Orła Białego. Przyznam szczerze, że przykro się na to wszystko patrzy.
Wróćmy jeszcze na chwilę do przedsiębiorców. Wiem, że pan często porusza problemy, z jakimi się borykają, zwracając uwagę na duże obciążenia tej grupy.
Panie redaktorze poza tym, że jestem rolnikiem, jestem też przedsiębiorcą i wiem, jak trudno dziś prowadzić swój biznes. Mali i średni przedsiębiorcy wytwarzają blisko 50 proc. Produktu Krajowego Brutto. Jak nie zagwarantujemy im możliwości odpowiedniego rozwoju, to pozamykają swoje działalności albo przeniosą je do innych krajów. Dlaczego do dziś rząd nie był w stanie opodatkować ogromnych korporacji zagranicznych, które w Polsce nie płacą w ogóle, bądź płacą bardzo małe podatki? Bardzo nie podoba mi się, jak rząd traktuje rodzimych przedsiębiorców. Już w przyszłym roku, Polacy pracujący na własnych działalnościach gospodarczych, będą musieli przelewać do ZUS-u prawie 1980 zł miesięcznie. A zgodnie z prognozą Ministerstwa Finansów w roku 2027 będzie to już prawie 2400 zł. Ja zadaje sobie pytanie, kto to wytrzyma? Zaczyna to powoli tak wyglądać, jakby rząd karał ludzi za to, że ciężko pracują.
Jestem ciekawy, co by pan powiedział tym wszystkim wyborcom, którzy jeszcze nie podjęli decyzji, na kogo oddadzą swój głos?
Żeby się nie bali i uwierzyli. Chciałbym, żeby wróciła normalność, by każdy mógł swobodnie wypowiadać swoje poglądy. Dziś jak rozmawiam z ludźmi, to wiele osób podchodzi, życzy powodzenia, ale boi się oficjalnie wyrazić swoje zdanie. Jesteśmy strasznie podzieleni jako społeczeństwo i przyznam, że bardzo mnie to boli. Politycy, partie polityczne przeminą, a my zostaniemy z tymi niezabliźnionymi ranami jak Himilsbach z angielskim. Mieszkam tutaj, mam dzieci i najbardziej zależy mi, by nasz region się rozwijał, a młodzi ludzie nie musieli wyjeżdżać za chlebem. Jak powiedział kiedyś Wincenty Witos "Polska winna trwać wiecznie".
Napisz komentarz
Komentarze