Iza uzyskała czas 2:28.35. Chociaż do minimum olimpijskiego jej trochę zabrakło, to biorąc pod uwagę jej ogromne kłopoty zdrowotne w ostatnim czasie, wynik jest świetny. Cieszy również uzyskane przez nią minimum na Mistrzostwa Europy w półmaratonie. To był szczęśliwy bieg również dla innych Polek. Aleksandra Lisowska zapisała się w historii polskiego maratonu bijąc rekord kraju z czasem 2:25:52. Bardzo dobrze pobiegła również Angelika Mach, która uzyskała minimum na Igrzyska Olimpijskie i pobiła własny rekord życiowy 2:26:20. Miejsca Polek w rywalizacji: Lisowska ostatecznie zajęła 26 miejsce, Mach - 33 miejsce, Aleksandra Brzezinska - 38 miejsce, Izabela Paszkiewicz - 43 miejsce. W ogólnej rywalizacji kobiet najszybsza okazała się Etiopka Worknesh Degefa - 2:15:51, która pokonała swoje rodaczki Almaz Ayanę (2:16:22) oraz Hiwot Gebrekidan (2:17:59). Wśród mężczyzn honoru Polski najlepiej bronił Andrzej Witek, który ambitnie finiszował z rekordem życiowym - 2:18:09. Poniżej 2:20 pobiegł jeszcze Florian Pyszel - 2:19:21. Wygrał Etiopczyk Sisay Lemma (2:01:48) z Etiopii, przed Kenijczykiem Alexandrem Mutiso (2:03:11) i rodakiem Dawitem Wolde (2:03:48).
Izabela Paszkiewicz, biegaczka pochodząca z Terespola
- Jeżeli chodzi o start to jestem bardzo zadowolona. Jeszcze trzy tygodnie wcześniej nie uwierzyłabym w ten rezultat. Miałam problemy zdrowotne - anemię. Szczęście w nieszczęściu zareagowałam szybko. Zostało wtedy pięć tygodni do maratonu. Brałam leki. Treningi robiłam normalnie. Mimo tego, że samo wyjście sprawiało problem. Biegało się ciężko. Nogi bolały, czułam się źle. Oddechowo makabra. Był trening, który nie skończyłam. Byłam blisko rezygnacji ze startu. Całe szczęście po fatalnych dziesięciu dniach była poprawa. Z dnia na dzień było coraz lepiej. W ostatnim tygodniu były treningi nawet świetne. Bardzo chciałam podziękować moim siostrom Justynie i Weronice. One mi pomagały. Jedna jechała rowerem, druga biegała ze mną. W takiej asyście byłam bezpieczna. Na treningach nie forsowaliśmy organizmu i nie goniliśmy za formą. Korciło zaryzykować i pójść mocno. Ambicja chciała ale rozum mówił co innego. Nie było stresu i nerwów. Jakiś miałam taki spokój. Nawet mówiłam, że coś tak wszystko jest za dobrze. Trochę w ostatnim czasie było pod górkę to tym razem w końcu wyszło słońce. Jeśli chodzi o sam start, maraton w Walencji to warunki pogodowe i trasa idealna. Startowało trzydzieści trzy tysiące ludzi z całego świata. Cały maraton przebiegłam z kimś. Co chwilę mijało się kogoś. Były grupy. Coś pięknego. Ja miałam w planie zacząć spokojnie. Wstępnie na wynik 2.30 i później przyspieszać jeżeli by wszystko było dobrze. Wyszło pięknie. Myślę, że można było z tego wyniku jeszcze urwać. Marzyłam o wyniku 2.29.0. Minimum na ME w półmaratonie w Rzymie. Korciło przyspieszyć po 30 km. Jednak cały czas miałam obawy żeby nic się nie stało. Już na 37 km byłam tak szczęśliwa bo wiedziałam, że biegnę szybciej, a na 40 przeszczęśliwa, że to nie jest sen. Nawet udało się przyspieszyć. Można też powiedzieć, że zachowałam siły, zdrowie. Chwilę odpoczynku i jeszcze będzie walka o kwalifikacje na Igrzyska Olimpijskie w Paryżu.
Napisz komentarz
Komentarze