- W domu naszej mamy Doroty Wilk doszło do groźnego pożaru. Dzięki interwencji sąsiada mamie udało się w porę opuścić płonący budynek i nie ucierpiała na zdrowiu. Jednak po jej obecnym życiu pozostały tylko zgliszcza - mówi Robert Wilk.
Dodaje, że do zdarzenia doszło w nocy z 5 na 6 grudnia 2023 roku w Białej Podlaskiej.
- Zniszczenia wyrządzone przez ogień są tak ogromne, że budynek nie nadaje się do odbudowy. W ciągu jednej nocy kobieta straciła dach nad głową oraz wszystko, co miała w posiadaniu. Straty oszacowano na ponad 300 tys. złotych - przekazuje syn poszkodowanej.
Podkreśla, że rodzina zrobi wszystko, co będzie w jej mocy, by pomóc mamie stanąć na nogi, ale każda dodatkowa pomoc będzie na wagę złota. - Dlatego zdecydowaliśmy się utworzyć zbiórkę. Naszym celem jest wybudowanie małego domu dla mamy, która całym sercem pragnie móc wrócić do miejsca, w którym spędziła połowę swojego życia. Wiemy, że będzie to długi i trudny proces, jednak mamy nadzieję, że znajdą się osoby, które zechcą przyłożyć do jego osiągnięcia pomocną dłoń - podkreśla Robert Wilk.
Jakie były okoliczności zdarzenia?
- Sąsiad wstawał przed godz. 3.00. Usłyszał, że psy głośno szczekają, więc wyszedł zobaczyć, co się stało. Wówczas zobaczył palący się dom mamy. Zaczął stukać w drzwi, wtedy obudził moją mamę, która wyszła z budynku o własnych siłach. Nie była świadoma, że dom się pali, spała. Po wizycie sąsiada wzięła kurtkę i wyszła na zewnątrz, gdyż dach był już w płomieniach i nie było czasu na ratowanie dobytku - mówi Robert Wilk.
Przyznaje, że za zebraną kwotę nie uda się wybudować domu. Jednak, zbiórka ma też inny cel. - Mamie to bardzo pomaga. Widzi, że bardzo wiele osób zaangażowało się w zbiórkę. Dzięki temu czuje się znacznie lepiej niż w dniu, po pożarze. Nie sądziła, że tyle osób okaże pomoc, nawet drobną, ale liczy się gest - zaznacza Robert Wilk.
Dodaje, że jeżeli uda się zebrać odpowiednią kwotę i pomogą dzieci Doroty Wilk, może uda się postawić niewielki domek, by kobieta miała swoje miejsce na ziemi.
- Dowódca straży pożarnej twierdził, że pożar wybuchł dwa lub trzy metry od komina, więc wykluczył jego nieszczelność. Mama podkładała do pieca o godz. 19.00 po raz ostatni. A pożar wybuchł ok. godz. 3 rano. Bardzo prawdopodobne jest zwarcie instalacji elektrycznej, ale jaka była przyczyna na ten moment nikt tego nie wie - stwierdza Robert Wilk.
Napisz komentarz
Komentarze