Pasję do wspinaczki w Pawle Sawczuku zaszczepili rodzice, którzy zabierali go w dzieciństwie na górskie wędrówki. Odwiedzali Sudety i Karkonosze. Później pasjonat zapisał się do harcerstwa, więc zdobywał górskie szlaki wspólnie z innymi druhami. Kiedy dorósł zaczął chodzić z bratem po tatrzańskich szczytach, zdobył Rysy, Orlą Perć, Czerwone Wierchy, Kościelec. Wspinał się na wysokości od 2000 do 2500 tys. metrów n.p.m. Następnie wspólnie z bratem zdecydowali, że chcieliby zdobyć wyższy szczyt. Padło na Gerlach - najwyższy szczyt Tatr na Słowacji. Wybrali się na wspinaczkę z przewodnikiem górskim, ponieważ na Gerlach można wchodzić tylko z kwalifikowanym specjalistą.
Zdobywca Mont Blanc i Kilimandżaro
- Szczyt ma 2655 metrów n.p.m., więc była to jednodniowa wyprawa. Wspinaliśmy się po ostrych skałach, podobnie jak na Orlej Perci. Kiedy się udało zaczęliśmy myśleć o kolejnym wyzwaniu. Zdecydowaliśmy, że następnego roku zdobędziemy Mont Blanc w Alpach - mówi Paweł Sawczuk. Dodaje, że była to już dłuższa wyprawa, trwająca 9 dni. - Byliśmy w cztery osoby, pojechaliśmy samochodem do Włoch, gdzie odbyła się aklimatyzacja, następnie tunelem przejechaliśmy na stronę francuską. Tam wspinaczka zajęła nam 2 dni, a 1 dzień zajęło nam zejście. Najpierw nocowaliśmy w schronisku niższym na wysokości 3100 metrów n.p.m., a później w drugim na wysokości 3800 metrów n.p.m. To było do tej pory najtrudniejsze wspinanie się - mówi Paweł Sawczuk. Zauważa, że większość osób na Mont Blanc wchodzi z przewodnikami, ale on z grupą znajomych zdecydowali się wejść samodzielnie. - Wchodziliśmy na koniec maja zeszłego roku. W Alpach panowały wówczas warunki zimowe - przekazuje. W tym roku z bratem i z ks. Tomaszem Kosteckim zdobył Kilimandżaro. - Wyprawa trwała 11 dni. Polecieliśmy samolotem z międzylądowaniem w Katarze. Przenocowaliśmy w hotelu jedną noc, następnie udaliśmy się na sześciodniowy trekking trasą, a przedostatniego dnia wstaliśmy w nocy żeby wejść na szczyt. Start był z wysokości 4600 metrów n.p.m., a weszliśmy na wysokość 5895 metrów n.p.m. Kolejnego dnia odpoczęliśmy i zeszliśmy na sam dół - wyjaśnia. Zauważa, że wyprawa na Mont Blanc była niebezpieczniejsza, ale podróż na Kilimandżaro dostarczyła wrażeń związanych z podziwianiem innej przyrody i poznawaniem innej kultury. - Wspinanie wpływa na mnie bardzo pozytywnie. Dostarcza wielu emocji. To jedna z moich dwóch pasji, drugą jest strzelectwo sportowe. Chodzenie po górach pozwala mi pokonywać swoje słabości, mierzyć się z kolejnymi celami. Po każdym zdobytym szczycie, pojawia się myśl, że chciałbym zdobyć następny - przyznaje Paweł Sawczuk.
Choroba wysokościowa i nie tylko
Informuje, że przed każdym wyjazdem w góry odpowiednio się przygotowuje. Zaczyna półtora miesiąca przed terminem wspinaczki. Podejmuje się ćwiczeń, które mają trzydniowy cykl. Jednego dnia biega, następnego robi pompki i przysiady, a następnego pływa na dystansie 1 km. Później dołącza do ćwiczeń bieganie po schodach na klatce, na ósme piętro. - Ćwiczenia pozwoliły mi zwiększyć wydolność organizmu, która podczas chodzenia po górach się przydaje. Dzięki temu nie zdobywam szczytów z językiem na brodzie i nie robię tego resztkami sił - mówi Paweł Sawczuk. Tłumaczy, że we wspinaniu górskim są różne fazy, pierwsza dotyczy oswojenia się z wysokością, kiedy chodzi się po krawędziach, gdzie jest bardzo łatwo o wypadek. Dodaje, że pojawia się też choroba wysokościowa. - Zaczyna się pojawiać na wysokościach powyżej 3000 metrów n.p.m. Wtedy zaczyna brakować tlenu. Objawy to ból głowy, mdłości, utrata apetytu. Jednym szybciej to przechodzi, inny wolniej, ale każdy tego doświadcza - przekazuje.
To nie jest tanie hobby
Nie ukrywa, że największą satysfakcję daje zdobycie szczytu, okupione wcześniejszymi przygotowaniami, wylanym potem, zmęczeniem. - Wspaniałym uczuciem jest, kiedy ogląda się widoki ze szczytu. Szczególna radość jest, kiedy zdobywamy szczyty wspólnie z bratem i możemy dzielić nasze doświadczenia - zaznacza. Ma już plany na najbliższą przyszłość. - Chciałbym zdobyć pierwszy sześciotysięcznik, będzie to Island Peak, który ma 6189 metrów n.p.m. i znajduje się w Himalajach. Najprawdopodobniej uda mi się tego dokonać w przyszłym roku wiosną - mówi Paweł Sawczuk. Przyznaje, że wspinaczka górska nie jest tanim hobby. - Zdobycie Gerlacha zajmuje jeden dzień, więc największy koszt to wynajęcie przewodnika górskiego, który ma uprawnienia do wprowadzania turystów na szczyt. - Dwa lata temu kosztowało to 1500 zł za dwie osoby. Należy też doliczyć koszty noclegu i wyżywienia, które ponosi każdy, kto wyjeżdża w góry czy nad morze. Przewodnik dostarcza kaski, uprzęże, więc o to nie trzeba się martwić - wskazuje. Na wyprawę na Mont Blanc wydał ponad 5 tys. zł. - Wynikało to z tego, że musiałem kupić kask, czekan, raki, uprząż, liny i inne - przekazuje. Dodaje, że dochodzą opłaty za dojazd do Włoch, a potem do Francji oraz koszty noclegów. - Nocleg w jednym schronisku jest obowiązkowy, na trasie na Mont Blanc. Jednak nie ma obowiązku wynajęcia przewodnika. Koszt byłby większy, gdybym udał się na wyjazd z polską firmą, a nie samodzielnie - wyjaśnia. Tłumaczy, że żeby wejść na Kilimandżaro trzeba na miejscu wynająć licencjonowaną agencję czyli Tanzańczyków - przewodnika i kucharza, którzy idą razem z turystami na szczyt. - Oni rozkładają namioty, przygotowują posiłki i pomagają zaplanować podróż, są też tragarze. Prócz kosztów takiego sześciodniowego trekkingu trzeba doliczyć koszt noclegów w hotelu, dzień przed wejściem na szczyt i dzień po zejściu oraz lot oraz wizę. Obowiązkowe są też wcześniejsze szczepienia na takie choroby jak krztusiec, błonnica, tężec, dur brzuszny, żółta febra, WZW A+B. W sumie zapłaciłem za ten wyjazd ok. 14 tys. zł - informuje pasjonat.
Paweł Sawczuk pochodzi z Międzyrzeca Podlaskiego, od piętnastu lat mieszka w Warszawie. Pracuje jako programista na stanowisku architekt rozwiązań. - Mam dobrze płatną pracę, cztery dni pracuję zdalnie. Staram się nie zaniedbywać rodziny, więc przygotowania do wypraw wykonuję wieczorami. Zamiast spędzać swój wolny czas na oglądaniu seriali, ćwiczę przed wyjazdami. Wykorzystuję też na przygotowania kondycyjne weekendy oraz święta. Żona zgadza się na moją pasję, zaraziłem ją swoim hobby, więc jeździ również na górskie wyprawy, ale na razie po Polsce, raz na dwa-trzy miesiące. Wtedy ja zajmuję się dziećmi - wyjaśnia.
Napisz komentarz
Komentarze