Barbara Ciok ma 45 lata. Jest bezdomna. Nie ma mieszkania, adresu, nie ma nawet tymczasowego meldunku. Dach nad głową miała tylko dzięki dobrym ludziom. Kobieta walczy w urzędzie o mieszkanie socjalne. Jednak na każdym kroku spotyka się z odmową. – Wydreptałam ścieżki, pisałam pisma, wszystko na nic – ubolewa.
Przed zimą musi wyprowadzić się hotelowego pokoju, który zajmowała przez dziesięć lat. Jego właściciele zamknęli hotel i sklep, który znajdował się na dole budynku, a budynek wystawili na sprzedaż. – Na razie mogę tu zostać. Nikt nie będzie tylko dla mnie ogrzewał takiego dużego lokalu, a gdy znajdzie się nabywca, to przecież nie kupi budynku razem z lokatorem – mówi kobieta.
Jedyna szansa, aby pani Barbara nie trafiła na ulicę, to mieszkanie socjalne. Jednak komisja mieszkaniowa znów odmownie rozpatrzyła jej podanie. "Pani sprawa była omawiana na wspólnym posiedzeniu komisji samorządowo-społeczno-gospodarczej rady gminy. Gmina nie posiada wolnych lokali. Nadmieniam, że w niedługiej przyszłości samorząd rozważy budowę nowych mieszkań socjalnych" – czytamy.
Niech sobie wynajmie
Zdesperowana kobieta swoim losem chciała zainteresować radnych gminnych. – Pani Barbara za chwilę nie będzie miała gdzie mieszkać. Trzeba tę sprawę w jakiś sposób rozwiązać – mówiła na sesji radna Marzanna Kaliszuk.
Marek Kratiuk, przewodniczący rady gminy, uważa jednak, że mieszkanka gminy powinna poradzić sobie sama. – Jest to kobieta w sile wieku, samotna i samodzielna, to mogłaby sobie wynająć mieszkanie. Całe życie spędziła beztrosko, a teraz obudziła się, że nie ma gdzie mieszkać. Mamy rodzinę, matkę z dziećmi, czy osoby niepełnosprawne, którym rzeczywiście trzeba pomóc – mówił.
Jak się dowiedzieliśmy, gmina dysponuje trzema lokalami zastępczymi: dwa to mieszkania przy Szkole Podstawowej w Bezwoli, trzecie, przy ul. Zaszkolnej w Wohyniu, niedawno się zwolniło. Nakaz opuszczenia lokalu otrzymała lokatorka, której dzieci się usamodzielniły i ona – jako osoba samotna – dostała wypowiedzenie.
Czy Barbara Ciok ma szansę otrzymać ten lokal? – Ta sprawa była rozważana i sytuacja jest rzeczywiście trudna. Gmina mieszkań socjalnych nie ma w nadmiarze, a kolejka oczekujących jest długa. Czasami trzeba podejmować trudne decyzje i rozstrzygnąć, komu pomoc jest bardziej potrzebna – tłumaczy Tomasz Jurkiewicz, sekretarz gminy Wohyń.
Marek Kratiuk dodaje, że standard tego mieszkania jest marny. – Trzeba by najpierw zrobić tam generalny remont – mówi. Nadziei na to, że pani Barbara znajdzie tam schronienie, raczej nie daje.
Wychowała się w domu dziecka
Barbara Ciok nie miała łatwego życia. Wychowała się w domu dziecka. Trafiła tam razem z bratem bliźniakiem, kiedy była małą dziewczynką. Rodzice nie byli w stanie zająć się nimi. – Moja mama sama potrzebowała opieki, a tata był już staruszkiem – wspomina. Matka była schorowana, a ojciec w chwili narodzin bliźniąt był już po sześćdziesiątce.
– To byli bardzo biedni ludzie. Całe życie mieszkali "w komornem". Mieli u ludzi pokoik z kuchnią – opowiada. Rodzice pani Basi byli niepiśmienni. – Oboje potrafili napisać tylko swoje nazwisko – mówi. Rozumiała, że nie mogą się opiekować dziećmi. – W domu dziecka przynajmniej nauczyłam się czegoś, bo ani mama, ani tata nawet przy lekcjach nie byli w stanie pomoc.
Dom Dziecka w Białce wspomina dobrze. Dopiero pobyt w placówce w Czemiernikach dał jej w kość. – Po prostu starsi wychowankowie znęcali się nad nami. Miałam skórę przypalaną papierosami, musiałam prać ich spodnie, skarpetki, zbierać pety na ulicy dla starszych kolegów. Stamtąd uciekałam do rodziców – mówi. Zresztą ciągnęło ją do domu, brakowało jej rodziców. – Ale rozumiałam, dlaczego tam jestem – tłumaczy.
Placówkę opuściła jako 20-letnia dziewczyna. Zamieszkała z rodzicami. Wkrótce wyszła za mąż. Mąż był z Osowna. Małżeństwo nie trwało długo. – To był alkoholik. Pił spirytus, znęcał się nade mną psychicznie i fizycznie, bił mnie – opowiada.
Po rozwodzie czwórka dzieci została przy ojcu. Matka, jak orzekł sąd, nie miała warunków, aby dzieci zatrzymać. – Wolałam, żeby zostały z ojcem niż trafiły do domu dziecka – dodaje. – Chciałam oszczędzić swoim dzieciom tego, co sama przeszłam. Z dziećmi mam kontakt. 18-letni syn przyjeżdża do mnie, chodził ze mną na maliny.
Dach nad głową znalazła w hotelu
To było dziesięć lat temu, jak wyszła z domu męża na ulicę. Rodzice już nie żyli. W gminie ubiegała się o mieszkanie socjalne, ale go nie dostała. Przyszła do hotelu i zapytała, czy może wynająć pokój na dwa miesiące. Została dziesięć lat.
– Początkowo opieka społeczna pomagała mi płacić za wynajem, potem przestali. To zaczęłam to odrabiać. Sprzątałam w hotelu, kiedy byli goście, kosiłam trawę, pomagałam w sklepie – mówi. – To są bardzo dobrzy ludzie. Bardzo mi w życiu pomogli. Dzięki nim nie trafiłam na ulicę. Byłabym jak ci bezdomni z dużych miast. Jak jeżdżę do lekarzy, to widzę, jak żyją na dworcach.
Kobieta jest schorowana. Na długiej liście widnieje choroba Graves-Basedowa, która spowodowała wytrzeszcz lewego oka, na które praktycznie nie widzi. Konsekwencją choroby jest też podwójne widzenie. Czeka ją operacja oka. Leczy się w Lublinie, Warszawie. Miała też nowotwór szyjki macicy.
– Jestem pod stałą kontrolą lekarzy: okulistów, ginekologów, endokrynologów. Leki kosztują, w aptece w Wohyniu mogę kupować je na raty. Gdy w piątek zbierałam maliny, poczuła się źle. Pojechałam do ośrodka zdrowia, z którego trafiła prosto na SOR radzyńskiego szpitala. Zasłabłam od słońca – mówi.
Zarobić parę groszy
Wynajęcie mieszkania w Wohyniu to koszt 500 zł plus rachunki. Pani Barbara otrzymuje 600 zł zasiłku stałego na orzeczony II stopień niepełnosprawności. Korzysta też z pomocy opieki społecznej, ale tylko zimą. Latem radzi sobie, zatrudniając się przy pracach sezonowych – zbiera truskawki, maliny. Stałej pracy nie ma. Powinna pracować w warunkach pracy chronionej, zgodnie z orzeczeniem wydanym przez komisję lekarską, i prowadzić oszczędzający tryb życia, unikać słońca. – Chodzę do malin, mimo że cały dzień jestem na słońcu. Bo co mam zrobić i za co żyć? Chociaż tę parę złotych zarobię – mówi.
Pani Barbara jest pod opieką Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej. Stanisława Ossowska, kierownik GOPS w Wohyniu, wie, że podopieczna mieszka kątem u ludzi. Jednak przydział mieszkania nie leży w gestii opieki społecznej. – Dajemy stały zasiłek, zimą pomagamy kupić żywność i opał – wyjaśnia.
Co stanie się z panią Barbarą, jeżeli urzędnicy po raz kolejny odmówią jej pomocy? – Wyląduję na dworcu, będę jak menelka – rozpacza kobieta.
~ Anna Kowalska
Napisz komentarz
Komentarze