Jak mówił Piotr Kisiel z Holi w gminie Biała Podlaska, rolnicy przyjechali na protest do Białej Podlaskiej, gdyż chcą się solidaryzować z polskimi rolnikami protestującymi w Brukseli. - Ze względu na to, że nie mogliśmy tam dojechać postanowiliśmy zrobić protest informujący o naszych postulatach. Chcieliśmy przekazać, że Zielony Ład nadal nam zagraża, jak i niekontrolowany, w żaden sposób, import produktów rolno-spożywczych. Naszym celem jest informowanie, że protest nadal trwa, nie poddajemy się. Chcemy, żeby na naszych stołach nie zabrakło chleba, wypiekanego z polskiego zboża - przekazał Piotr Kisiel.
Dodał, że rolnicy polskiego chleba nie chcą zastępować “syfem” sprowadzanym spoza krajów Unii Europejskiej.
- Walczymy o przyszłość polskiego rolnictwa, jest ona zagrożona przez dyrektywy, nie tylko Zielonego Ładu, ale wydawane przez polskich i unijnych urzędników. Musimy zawalczyć o to, żebyśmy mogli godnie żyć i pracować. Na tę chwilę blokuje nam się tę możliwość pod przykrywką Zielonego Ładu. Cały czas musimy spełniać wymagania, które z codziennymi realiami nie mają nic wspólnego. Nakazuje nam się kiedy mamy siać, kiedy zbierać plony. Jesteśmy jednym z filarów polskiej niezależności - wskazał rolnik. Zauważył, że jeśli nic się nie zmieni, upadnie polskie rolnictwo.
Czeka nas inna rzeczywistość
- Musimy się nastawić na celowe uprawy, wiele się zmieniło, odkąd ziemię uprawiali nasi pradziadkowie i dziadkowie. Dzięki unowocześnieniu gospodarki nasza żywność, nawet na zachodzie Europy spełnia warunki żywności ekologicznej. Obecnie konkurujemy z krajami używających środków ochrony roślin, które w Polsce zostały wycofane w latach dziewięćdziesiątych. My mamy badania i certyfikaty, spełniamy szereg obostrzeń, a ceny skupu żywności są drastycznie niskie - zaznaczył.
Wskazał, że do Polski ściąga się zboże techniczne, które radykalnie obniża ceny skupu polskiego zboża. - Gospodarstwa to miejsce zatrudnienia wielopokoleniowych rodzin. Przyjechaliśmy, by zainteresować Polaków naszą sytuacją. Stańcie za nami, żebyście mogli kupować produkty, które są tanie i zdrowe, jutro możecie się obudzić w innej rzeczywistości - podkreślił. Dodaje, że trwa rejestracja stowarzyszenia, które ma zrzeszać rolników z regionu. - Koszt produkcji na Ukrainie jest dużo niższy, bo nie ma tam obostrzeń, gdyby mieli takie same jak my, ich towar nie byłby konkurencją - zauważył Piotr Kisiel. Zaznaczył też, że dopłaty do zboża są kroplą w morzu potrzeb.
Natalia Musiejczuk z gminy Mordy, organizatorka protestu w powiecie siedleckim, wyjaśniła, że prowadzi gospodarstwo z ojcem. - Nasze gospodarstwo ma ponad 100 lat, utworzył je mój pradziadek. Zauważyłam na przestrzeni lat, że jest coraz gorzej, coraz ciężej. Płacimy niewyobrażalne kwoty, żeby rolnictwo zmodernizować. Rodziny rolników martwią się o swoją przyszłość i swoich dzieci. Jako córka rolnika, martwię się, czy poradzę sobie, jestem tutaj, żeby jakaś zmiana się pojawiła - przekazała Natalia Musiejczuk. Dodała, że rolnicy z powiatu bialskiego i siedleckiego będą uczestniczyć w przejazdach ciągników co drugą i czwartą sobotę. - Mamy też pomysły na kolejne formy protestu, będzie to wywieszanie flag na domach, autach, ciągnikach, bramach. Chodzi o to, żeby uświadamiać ludzi, co się wokół nich dzieje - zaznaczyła. Wskazała, że Zielony Ład dotyczy każdego obywatela.
Nie mamy jak konkurować
Piotr Bursztyński, z Rakowisk wskazał, że Polsce jest jedynie 300-400 tys. prawdziwych rolników. - Jeżeli chcemy odsunąć od siebie Zielony Ład, musimy pójść na wybory do europarlamentu i zagłosować zgodnie z sumieniem - zaapelował rolnik.
Mateusz Siwiec z Cicibora Dużego, nie jest rolnikiem, ale brał udział w proteście. - Jestem tutaj, by wspierać rolników z powiatu bialskiego i siedleckiego. Rolnictwo to niezależna gałąź gospodarki, o którą trzeba walczyć. Od rolników zależy produkcja zdrowej i dobrej żywności, która jest doceniana na zachodzie Europy, a nam się wciska coś, co nie spełnia norm - zauważył Mateusz Siwiec.
Karol Żarkiewicz z Lipinek w gminie Sosnówka, w powiecie bialskim, prowadzi gospodarstwo rolne o profilu roślinnym. - Nie podobają mi się nierówne szanse na rynku. Nie zgadzam się na sprowadzanie produktów nie tylko z Ukrainy, ale nawet z Brazylii, gdzie nie ponosi się tak dużych kosztów produkcji, a sprzedawać musimy po tych samych cenach. Nie jestem w stanie konkurować z tymi krajami. Koszty mam ogromne, ceny za produkty spadły zamiast wzrosnąć - mówił. Dodał, że nie podoba mu się dyrektywa mówiąca o tym, że część ziemi powinna leżeć odłogiem. - Później będę musiał ponieść koszty, bo nieużytkowaną ziemię zarosną chwasty i samosiejka, a ich usunięcie zajmie czas i wiele wysiłku - wskazał Karol Żarkiewicz. Pytany o przyszłość, odpowiada: - Mam nadzieję, że będę mógł nadal uprawiać ziemię, że coś się zmieni.
Paweł Sawczuk z Cełujek, w gminie Biała Podlaska, hoduje zwierzęta i uprawia pola, wskazuje, że jest w sytuacji, kiedy nie wie, co go czeka. - Nie są winni Ukraińcy, tylko ludzie, którzy pod przykrywką Ukrainy sprowadzają swoje towary do polskich firm. Pojawia się coraz więcej firm holenderskich i niemieckich, które sprowadzają zboża z Ukrainy. Dla naszych polityków powinniśmy być pod parasolem ochronnym, a nie jesteśmy. Nasz produkt musi konkurować, z produktami wielkich korporacji. Płacimy bardzo dużo na fundusze ochrony rolnictwa, które nic nie robią w kierunku ochrony polskich rolników. Sytuacja jest ciężka - zaznaczył Paweł Sawczuk. Dodał, że swoją przyszłość widzi w ciemnych barwach. - Nasza praca nie rekompensuje zaciągniętych kredytów. Powinniśmy sprzedawać towar w opłacalnych cenach, a tak nie jest. Ponosimy duże nakłady pracy, ale nie wiemy za ile sprzedamy np. zboże - podkreślił.
Ireneusz Kozak, z Sitnika, prowadzi produkcję roślinną i zwierzęcą. - Mamy problem z importem zbóż spoza Polski i Unii Europejskiej. Walczymy ze śladem węglowym, a transport z Ukrainy zostawia ślad węglowy. Robi się cyrk. Produkcja narodowa jest wykańczana, a spoza kraju jest przywożona, mimo, że nie spełnia norm - zaznaczył Ireneusz Kozak.
Andrzej Terlikowski, z gminy Sarnaki, z powiatu łosickiego, przyznaje, że przyjechał wesprzeć rolników z powiatu bialskiego. - U siebie protestowaliśmy cztery razy, to były protesty, które trwały po kilka dni. Sytuacja nie napawa optymizmem. Zagrożeniem jest dyrektywa dotycząca zalewania łąk torfowych, które są mi potrzebne, bo dają paszę dla zwierząt. Kolejne założenie Zielonego Ładu dotyczy wyłącznia 3 proc. gospodarstwa z użytkowania. Jeśli miałbym kupić 3 hektary ziemi za 150 tys. zł, to co roku ugorowanie 3 proc. ziemi nie przyniesie mi zysku. Dyrektywa została wycofana chwilowo, ale nie wiadomo czy nie wróci - zauważył Andrzej Terlikowski. Wskazał też, że skoro staniało zboże, to chleb w piekarni też powinien stanieć. - Dlaczego bochenek czy makaron o 30 proc. nie staniały? - pytał.
Odeszła Katarzyna Polaczuk. Wielka strata! - mówią przyjaciele
Napisz komentarz
Komentarze