Teofila Sobieska wyniosła z domu rodzinnego bardzo surowe i bogobojne wychowanie. Nie inaczej wychowywała swoje córki, nie przywiązując większej wagi do ich wykształcenia. Tak więc zarówno Katarzyna, jak i jej młodsza siostra Anna nie odebrały innego wykształcenia, jak tylko domowe, ale obie, a zwłaszcza Katarzyna, wyniosły z domu rodzinnego nawyk czytania, a lektura z konieczności musiała im zastępować edukację.
Pierwszy wybranek
Z chwilą wybuchu powstania Bohdana Chmielnickiego Teofila wraz z córkami schroniły się we Lwowie. Tu młodziutką Katarzyną zainteresował się książę Dymitr Jerzy Wiśniowiecki (1631-1682), starszy syn Janusza Wiśniowieckiego i Katarzyny Eugenii z Tyszkiewiczów. Młodzi zapałali do siebie pierwszą gorącą młodzieńczą miłością i wkrótce zostali kochankami, planując nawet wspólną przyszłość.
Ślub obojga, do którego dążył zwłaszcza Wiśniowiecki, wydawał się być szczęśliwym zwieńczeniem ich młodzieńczej miłości, a mógł być wręcz przez obie rodziny pożądany, gdyż Katarzyna zaszła w ciążę. Zdecydowany sprzeciw matki Katarzyny zniweczył wszelkie plany młodych na wspólne życie. Kategorycznej postawie Teofili Sobieskiej (Katarzyny nikt nie pytał o zdanie) próbował sprzeciwić się książę Dymitr Jerzy, który planował nawet porwanie panny i ślub z Katarzyną wbrew woli jej matki. Rodzina i przyjaciele odradzili jednak Wiśniowieckiemu ten desperacki postępek.
Tymczasem sytuacja wynikająca z już zaawansowanej panieńskiej ciąży Katarzyna "pachniała" skandalem obyczajowym. Aby go uniknąć, Teofila Sobieska zmuszona była szybko wydać córkę za mąż, ale już za wybranego przez siebie kandydata. Jej wybór padł na świeżo owdowiałego, dwukrotnie od Katarzyny starszego, Władysława Dominika Zasławskiego-Ostrogskiego. Jedyną "zaletą" księcia Władysława Dominika była jego ogromna fortuna, którą odziedziczył po swoich rodzicach. Już wśród współczesnych miał opinię pozbawionego zalet i talentów utracjusza. Zgoda księcia Władysława Dominika na ślub z ciężarną Katarzyną była korzystna nie tylko ze względów majątkowych, ale przede wszystkim przyczyniła się do "zatarcia" skandalu obyczajowego.
Ślub Katarzyny z Władysławem Dominikiem odbył się w ostatniej dekadzie lutego 1650 r. we Lwowie. W około dwa tygodnie po ślubie, bo 6 marca tego roku, Katarzyna urodziła zdrowego syna, któremu nadano imiona – Aleksander Janusz. Ówczesne prawo, ale też i obyczaj, stanowiło, że dziecko urodzone w małżeństwie, jeśli nawet jego biologicznym ojcem nie był mąż, stawało się prawnie dzieckiem tego małżeństwa i otrzymywało nazwisko męża matki.
O małżeństwie Katarzyny z księciem Zasławskim-Ostrogskim niewiele wiemy. Trwało ono stosunkowo krótko, gdyż książę zmarł 5 maja 1656 r., przeżywszy zaledwie 38 lat. Wiemy natomiast, iż w małżeństwie z Zasławskim-Ostrogskim księżna Katarzyna urodziła w Starym Siole w 1654 r. córkę Teofilę Ludwikę.
Wychodząc za mąż z nakazu matki, Katarzyna nawet nie marzyła, że jeszcze kiedykolwiek będzie jeszcze miała bliski kontakt z Dymitrem Jerzym Wiśniowieckim, swoją pierwszą i niespełnioną miłością. Los jednak okazał się przewrotny, gdyż po kilkunastu latach, Wiśniowiecki po śmierci swej pierwszej żony Marianny Angeli z Zamoyskich, został jej zięciem, żeniąc się z Teofilą Ludwiką. Ślub Teofili Ludwiki i Dymitra Jerzego odbył 10 maja 1671 r. w Ujazdowie, a udzielał go biskup poznański Stefan Wierzbowski.
Została z majątkiem
Katarzyna z Sobieskich, wychodząc za mąż za Władysława Dominika, nie wniosła mężowi żadnego posagu. Przez męża została jednak hojnie uposażona. Po owdowieniu 4 kwietnia 1656 r. przyszło jej więc zarządzać nie tylko majątkami, które stanowiły jej dożywocie, ale całą ogromną schedą w imieniu swego nieletniego syna Aleksandra Janusza, który zgodnie z wolą przybranego ojca miał ją dziedziczyć w całości, gdy dojdzie odpowiedniego wieku. Było to zadanie ponad siły i możliwości księżnej i dlatego chętnie i z pełnym zaufaniem skorzystała z opieki i pomocy swego starszego brata, Jana Sobieskiego.
Księżna Katarzyna zdawała sobie sprawę, że brat obligowany szeregiem obowiązków nie zawsze będzie mógł przyjść jej z pomocą w potrzebach majątkowo-gospodarczych, zwłaszcza iż dla całego kraju zalewanego "potopem" szwedzkim nastały wyjątkowo trudne czasy. Przed działaniami wojennymi księżna Katarzyna schroniła się w Bardiowie na Słowacji. Tu poznała Michała Kazimierza Radziwiłła, który "zwabiony" stojącą za nią olbrzymią fortuną, rozpoczął zabiegi o jej rękę. Zabiegi te zostały uwieńczone sukcesem i już 13 czerwca 1658 r. w Dubnie strony podpisały intercyzę.
Ślub z Radziwiłłem
Ślub Katarzyny z Michałem Kazimierzem odbył się 7 lipca 1658 r. w Starym Siole, zaś wesele 14 tego miesiąca we Lwowie. Ponowne zamążpójście sprawiło, iż księżna Katarzyna znalazła się w znacznie lepszej sytuacji przy negocjacjach w sprawach majątkowych ze swoim rodzeństwem. Znacznej komplikacji uległa kwestia ordynacji ostrogskiej, szczególnie po nagłej i niespodziewanej śmierci ostatniego ordynata, ukochanego syna księżnej Katarzyny, Aleksandra Janusza, który zmarł 31 maja 1673 r.
Kluczowym zamkiem ordynacji Ostrogskiej było Dubno. W Dubnie zmarły ordynat utrzymywał stały garnizon wojskowy i tu deponował swoje najcenniejsze mobilia. Zarówno Radziwiłłowie, jak i Wiśniowiecki podjęli zabiegi o opanowanie zamku – twierdzy w Dubnie, ale spotkali się ze zdecydowanym oporem ze strony Adama Radlińskiego, komendanta garnizonu, ustanowionego przez ostatniego ordynata, Aleksandra Janusza. Radliński po śmierci ordynata poczuł się "panem na włościach" i nie zamierzał ustąpić z Dubna. Księżna Katarzyna i jej zięć, Dymitr Jerzy, nie tylko nie zamierzali połączyć sił, ale każde z nich działało na własną rękę.
Zdecydowanie przeciwko zięciowi wystąpiła księżna Katarzyna, co tylko zaogniło spór. W tej sytuacji potrzebna okazała się być mediacja Jana Sobieskiego. Bieg wydarzeń w kraju sprawił, że spór o ordynację ostrogską musiał zostać czasowo zawieszony, gdyż 10 listopada 1673 roku zmarł we Lwowie król Michał Korybut Wiśniowiecki. W okresie bezkrólewia, tj. do 21 maja 1674 r. Jan Sobieski zbyt był zajęty sprawami elekcji, aby myśleć o sporze siostry z jej zięciem.
Całą historię przeczytacie w numerze 3/2018 Słowa Podlasia
Jerzy Flisiński
Napisz komentarz
Komentarze