Minęło już kilka miesięcy od Igrzysk Olimpijskich. Jak je wspominasz?
Lekcja życiowa i sportowa. To chyba najlepsze określenie. Porażka sportowa ukształtuje mnie na kolejne lata.
Nie powiedziałbym, że udział w Igrzyskach to porażka. Wystartowałaś w elitarnym gronie sześćdziesięciu najlepszych kobiet w podnoszeniu ciężarów na świecie.
Faktycznie zdobyć kwalifikacje było bardzo ciężko i sam fakt, że się na Igrzyska dostałam to już duży sukces. Jednak cel był większy i nie poszło po naszej myśli. Trzy niezaliczone podejścia w rwaniu zakończyły mój udział. Wiadomo, że takie rzeczy się zdarzają. Największe sławy ciężarów będąc faworytami wielkich imprez, nie zaliczali rwania i kończyli zawody. Pomost brutalnie weryfikuje zwłaszcza dyspozycję dnia. Ja to odbieram jako doświadczenie i lekcję życiowo-sportową. Po prostu trzeba wyciągnąć wnioski i to odrobić w przyszłości.
Jakie wrażanie z całych Igrzysk pozostały w pamięci?
Duma z siebie i z pracy, którą wykonujemy z trenerką Pauliną Szyszką, by właśnie być w takim miejscu.
Za cztery lata kolejne Igrzyska. Zapewne już planujesz jak się na nie dostać?
Na pewno te cztery lata szybko miną. Mimo, że z dzisiejszego punktu widzenia czasu jest sporo. Będziemy się starać zakwalifikować na Igrzyska i z bogatsi o nowe doświadczenia sportowym zająć tam miejsce w czołówce. Kluczowe jest jak te cztery lata się potoczą. Czy zdrowie pozwoli na realizację planów. Czy podnoszenie ciężarów w ogóle jeszcze będzie istnieć. Ja myślę, że wszystko potoczy się dobrze i mój „american dream” się spełni i będę mogła w Los Angeles powalczyć. Nie ma jeszcze informacji jakie będą kategorie wagowe i jaki system kwalifikacji, dlatego na dziś dzień trudno jest planować szczegóły. Oczywiście przygotowania do Igrzysk jako takie są zaplanowane.
To plan daleki, ale sa też plany bliskie. Przed nami Puchar Polski i Mistrzostwa Świata.
Puchar Polski to mój pierwszy start po Igrzyskach. Dam z siebie wszystko jak to zawsze. Jadę wygrać Puchar Polski i udowodnić, że jestem najlepsza w kraju. Młode zawodniczki mnie gonią, ale ja nie odpuszczam i walczę o pełną pulę. Na Mistrzostwa Świata zakwalifikowałem się wykonując limit narzucony przez PZPC 240 kg w dwuboju. Bronię szóstego miejsca. Z reguły na dużych imprezach po Igrzyskach poziom nie jest najwyższy, ale pamiętać trzeba, wiele mocnych zawodniczek z mojej kategorii nie startowało w Paryżu i one będą bardzo chciały coś udowodnić. Celem jest zająć miejsce szóste lub poprawić wynik sprzed roku. Jak będzie czas pokaże. Ja nigdy nie typuje, które miejsce zajmę. Jadę walczyć na maksa. Co to da? Zobaczymy.
Nie jest tajemnicą, że na Igrzyskach startowałaś z urazem nadgarstka, czy już jest wszystko w porządku?
To prawda. Po Paryżu dostałam trzy zastrzyki w nadgarstek. Nie wiadomo było, czy nie czeka mnie zabieg. Na ten moment jest dobrze, trochę odczuwam nadgarstek, ale jest o wiele lepiej niż przed Igrzyskami. Prawda jest taka, że miałam ogromny dyskomfort przed startem w Paryżu z tego powodu. Ja nie należę do tych, co narzekają i spychają nieudane występ na problemy zdrowotne. To był bardzo ciężki rok i nic dziwnego, że odbiło się to na zdrowiu. Do tego jeszcze perypetie z trenerem kadry, o których było głośno, a które na pewno nie wpływały pozytywnie.
Czy te problemy poza sportowe się zakończyły?
Był konkurs na trenera kadry, nie został rozstrzygnięty. Nie ma wyjaśnień dlaczego się tak stało. Ja się staram od tego odcinać. Mam swoją robotę na niej się skupiam, a bronią mnie wyniki.
Po Igrzyskach bardzo dużo zawodników narzekało na wsparcie polskich związków sportowych. Na warunki jakie im stworzono...
Poza siatkówką w żadnym innym sporcie w Polsce nie jest wesoło. O tym głośną mówią sportowcy. Największym problemem jest to, że środki, które idą na sport przechodzą długą drogę zanim to co zostanie trafi do zawodnika. Jesteśmy chłopcem do bicia. Nie wspiera się zawodnika na tym poziomie na jakim powinno, a jak coś nie wyjdzie wszystko spada na jego głowę. Ja po Igrzyskach usłyszałam, że specjalnie spaliłam rwanie. To jakieś kuriozum. To ja poświęcam dwadzieścia cztery godziny na dobę by walczyć na takich zawodach. Więc to absurd, że ja tam pojechałam by coś celowo nie wyszło. To cel naszej pracy mojej i trenerki. Miałybyśmy to celowo zepsuć? W polskim sporcie musi się dużo zmienić, by mógł odżyć. To musi być praca od podstaw.
Czy ta Weronika Zielińska sprzed Paryża i ta po, różnią się?
Chyba nie. Ja staram się przede wszystkim odrobić lekcje z tego co było przed Igrzyskami i w trakcie. Na razie trudno ocenić czy mi się udaje, bo jeszcze nie startowałam w zawodach. W perspektywie lat treningów, minęło niewiele czasu, zaledwie kilka miesięcy od Paryża. Na pewno jestem pewniejsza siebie i częściej patrzę z pewnością na swoją wartość, na którą zapracowałyśmy z trenerką. Na pewno na wiele rzeczy patrzę z większym spokojem i staram się godzić z rzeczami, na które nie mam wpływu. Zasadniczo bardzo się nie różnię. Dalej chcę być najlepsza, chcę walczyć i rywalizować. Dalej jestem fajterką i zawsze nią będę.
Napisz komentarz
Komentarze