Skąd pomysł, żeby w Białej Podlaskiej pojawił się tygodnik regionalny?
Taki był wtedy plan centralny. Propagandą rządził sławetny Jerzy Łukasiewicz, który wymyślił stworzenie prasy terenowej. W ramach kombinatu RSW „Prasa, Ksiażka, Ruch” stworzył tygodniki w tych województwach, w których nie było wówczas rodzimej prasy. I tak powstał Tygodnik Zamojski, Tygodnik Chełmski i Słowo Podlasia. Lublin zajął się całą logistyką, czyli wyszukiwaniem miejsc na redakcje, załatwianiem samochodów dla nich i wynajmem mieszkań dla dziennikarzy, bo trzeba mieć na względzie, że na terenach nie było dziennikarzy rodzimych, wszyscy byli na początku z „importu”.
Jak się więc odbywało, to „werbowanie” dziennikarzy i tworzenie redakcji?
Władze partyjne województwa, czyli ówczesna pani sekretarz KW PZPR w Białej Podlaskiej Anna Ciesielczuk decydowała o obsadzie redaktora naczelnego. Ponieważ wcześniej była pracownikiem muzeum w Hrubieszowie, miała z tych czasów kontakty w Kielcach, więc tam uruchomiała znajomości. Znalazła tam niezwykle barwną i pozytywną postać pana Wojciecha Podoleckiego. On właśnie został pierwszym redaktorem naczelnym Słowa Podlasia. Przywiózł ze sobą pana Andrzeja Kwiatkowskiego, który został jego zastępcą. Obaj pracowali wcześniej w Echu Dnia w Kielcach, a Podolecki był też związany z radiem Kielce. Nowy naczelny przyjechał do Białej nie znając miasta ani ludzi. Był jednak zafascynowany tym terenem, bo sam pochodził ze Lwowa i kresowość południowego Podlasia go urzekała.
Redaktor naczelny sam jednak gazety nie stworzył, a mówi Pan, że na miejscu nie było dziennikarzy...
No właśnie. Jak zaczęli szukać ludzi do pracy to ja właśnie odwiedzałem kolegów z oddziału terenowego Sztandaru Ludu w Białej Podlaskiej. Zajrzał do nas Podolecki i zaczęliśmy rozmawiać o tygodniku. Spytał, czy nie chciałbym pracować w nowej gazecie. Ja oczywiście odmówiłem, ale obiecałem, że pomogę mu kogoś znaleźć. Nasze rozmowy zakończyły się w jego kuchni, przy wyśmienitej kolacji. Był wybitnym kuchmistrzem i przy takim „pichceniu” wielu ludzi werbował do pracy. W czasie tej rozmowy od razu zaproponowałem mu kila nazwisk, m.in. Jerzego Sroki, Ryszarda Sielskiego i Henryka Czarkowskiego.
W ramach pomocy wpadłem na pomysł, że zorganizuję dla kolegów z Lublina wycieczkę do Białej Podlaskiej. Zaprosiłem dziennikarzy z Radia Lublin, Sztandaru Ludu, Kuriera Lubelskiego i Polskiej Agencji Prasowej. Zebraliśmy ponad 30 osób i wyruszyliśmy do nowego województwa bialskopodlaskiego na objazd. Ówczesne władze województwa zorganizowały nam zakwaterowanie w hotelu w Zalesiu, wraz z uroczystą kolacją. Pokłosiem tej wizyty były ustalenia, że koledzy dziennikarze przygotują materiały do pierwszych wydań Słowa Podlasia. Wybitny fotograf Waldek Stępień, mający w swym zdjęciowym archiwum wiele zdjęć z terenu okolic Białej Podlaskiej, przekazał je Podoleckiemu, na potrzeby gazety. I tak się to zapisał w historii Słowa ten dziennikarski autokar.
To były jednak zaledwie początki. Dziennikarze innych redakcji nie mogli Słowa wspierać wiecznie...
Wojtek potem sobie świetnie radził. Z czasem pojawili się młodzi adepci sztuki dziennikarskiej: Adaś Trochimiuk, Janusz Chomiuk, Zbyszek Krzak, Marek Pietrzela. Wszyscy mocno ustawili się na sprawy oświaty i kultury regionu. Ludziom się to podobało. Powołanie województwa wywołało w mieszkańcach potrzebę rozwijania takiej tożsamości regionalnej. Bardzo dużo pisano więc właśnie o kulturze, wydarzeniach aktualnych i życiu szkół. Trzeba pamiętać, że to był szary PRL, nie było wolnej wymiany myśli i idei, nad wszystkim górowała monopartia . Jednak to życie kulturalno – społeczne w regionie kwitło i ludzie się nim ogromnie interesowali.
Zespół redakcyjny, to pół sukcesu, a jak wyglądał proces techniczny powstawania gazety?
W procesie technicznym najważniejsza była maszynistka, która przepisywała teksty przyniesione przez dziennikarzy. Te teksty były makietowane na papierowej makiecie strony. Makiety wraz z przepisanymi tekstami trafiały do drukarni w Lublinie - Lubelskich Zakładów Graficznych, do działu linotypów. Linotypy, to było takie skrzyżowanie maszyny do pisania z małą fabryczką gorącego ołowiu. Pan pisał na klawiaturze, a z boku wychodziły całe wiersze odlane w specjalnym stopie. Później zecer układał to w sztywnej ramie wielkości strony gazetowej, zgodnie z makietą. Robiło się odbitkę, która przechodziła przez korektę i wracała do zecera, celem wprowadzenia poprawek. poprawiona strona trafiała piętro wyżej do cenzora, który zatwierdzał stronę własnoręcznym podpisem. Wtedy ta wracała do korekty, później znów do zecera, a potem do produkcji. Maszyny do druku były ustawione na wypuszczenie 15 tys. sztuk gazety na godzinę. Wystarczyło więc, żeby materiały do numeru wysłane zostały do Lublina o godz. 15.00 dnia poprzedzającego ukazanie się numeru.
Czym było pojawienie się tygodnika regionalnego dla młodego województwa bialskopodlaskiego?
Proszę sobie wyobrazić rok 1979 i mieszkańca powiedzmy Janowa Podlaskiego, który po raz pierwszy ma możliwość przeczytać w prasie o swojej miejscowości, swoich sąsiadach, swojej szkole czy bibliotece. Słowo Podlasia to był wielki skok cywilizacyjny dla ówczesnego województwa, które zanotowało wówczas znaczący awans społeczny. Zasługi tygodnika są nieocenione dla tworzenia się tożsamości regionu.
A czemu pierwszy numer Słowa Podlasia ukazał się tuż przed sylwestrem?
Data nie była przypadkowa. To był prezent władz wojewódzkich dla mieszkańców. Można powiedzieć, taki upominek pod choinkę.
Napisz komentarz
Komentarze