Proces w sprawie zajścia na przejściu granicznym w Koroszczynie w 2019, gdy utknął tam transport z tygrysami wiezionymi z Włoch do Rosji zbliża się do końca. Sąd czeka na odezwę z Włoch. – Z korespondencji prowadzonej z prokuraturą w Rzymie wynika, że 22 lutego tego roku został przesłuchany drugi ze świadków, natomiast pierwszy świadek został przesłuchany w październiku 2024 roku. Czekamy w tym momencie na odezwę z Włoch. Ne wiemy, czy strona włoska dokona tłumaczenia dokumentów, czy sami będziemy musieli wykonać tę czynność. W tym momencie jak się wydaje, całość materiału dowodowego została zgromadzona – informowała ponad miesiąc temu SSR Barbara Wójtowicz.
Posiedzenie przerwano do 11 kwietnia w nadziei, że do tego czasu dokumenty z Włoch dotrą i będzie się można z nimi zapoznać. Niestety po raz kolejny sąd poinformował przybyłych na rozprawę, że sytuacja się nie zmieniła.
– Na dzień dzisiejszy prokuratura włoska nie pochyliła się nad moim pytaniem co do tego czy w związku z wykonaniem Europejskiego Nakazu Dochodzeniowego i przesłuchaniem świadków, akta sprawy zostały przez nich wysłane do Sądu Rejonowego w Białej Podlaskiej. Na ten moment nie udzielono nam na powyższe odpowiedzi. W związku z tym rozprawę przerywamy ponownie – mówiła na kwietniowym posiedzeniu sędzia Wójtowicz.
Pełnomocnik polskich weterynarzy nie kryje, że czeka na dokumenty z Włoch z zainteresowaniem. Zeznania składał bowiem włoski lekarz weterynarii, który przygotowywał dokumenty weterynaryjne dla transportu oraz osoba, która miała już na granice Polski z Białorusią dostarczyć oryginały części z nich. – Liczymy na to, że ta odpowiedzialność, którą w pełnym zakresie miała strona włoska za przygotowanie i zorganizowanie transportu, zostanie ujawniona - mówi mec. Adam Szkodziński, obrońca granicznych lekarzy weterynarii. – Nieprawidłowości za sposób organizacji tego transportu ponoszą w pełnym zakresie Włosi. Takie są po prostu fakty i liczę że w tych zeznaniach to zostanie po prostu ujawnione.
Prokuratura w toczącym się procesie oskarża dwóch weterynarzy granicznych, dwóch włoskich kierowców i Rosjanina. Weterynarz graniczny Jarosław Nestorowicz oskarżony jest o niedopełnienie obowiązków, natomiast Eugeniusz Karpiuk, który bezpośrednio dokonywał kontroli weterynaryjnej na granicy, ma te same zarzuty i dodatkowo zarzuty znęcania się nad zwierzętami. Obaj weterynarze uważają, że są niewinni, chcą występować pod pełnymi nazwiskami i nie chcą utajniać wizerunku. Od początku uczestniczą w kolejnych rozprawach sądowych, stawiając się na większości z nich.
Osoby, które uczestniczyły w transporcie zwierząt, czyli Włosi i Rosjanin, oskarżone są o znęcanie się nad zwierzętami poprzez niezapewnienie odpowiednich warunków w trakcie podróży, doprowadzenie do ich cierpienia i pogorszenia ich dobrostanu. Nie przyznają się do winy. Oskarżeni obcokrajowcy dotąd ani razu nie pojawili się na sali rozpraw. Ich wersję wydarzeń znamy z wyjaśnień złożonych w czasie postępowania i odczytanych przez sąd na pierwszej rozprawie. Przed sądem w Białej Podlaskiej reprezentują ich pełnomocnicy.
– Mam na bieżąco kontakt z klientem. Kontaktuje się i pyta o postęp rozprawy. Nie widziałem dotąd powodów do stawiennictwa osobistego mojego klienta, gdyż złożył obszerne wyjaśnienia do akt sprawy. Poza tym w obecnej sytuacji geopolitycznej nie wiem czy w ogóle jego stawiennictwo byłoby możliwe – mówi mec. Błażej Więcław, pełnomocnik Rosjanina, Rinata V.
Zdaniem mec. Więcława, wszystko sprowadza się do oceny czy jego klient był organizatorem transportu. – W mojej ocenie on organizatorem nie był. On jechał za transportem, asystował mu. Organizatorem jest firma transportowa i to ona odpowiada za transport. Środek transportu został dopuszczony przez organy włoskie i przez włoskiego lekarza weterynarii. Nie widzę więc w tej sprawie odpowiedzialności mojego klienta. On reprezentował odbiorcę i baczył, by po drodze tej przesyłce nic się nie stało. To firma transportowa ponosi odpowiedzialność – prezentuje stanowisko obrońca Rosjanina.
Napisz komentarz
Komentarze