Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 22 listopada 2024 05:57
Reklama
Reklama

Przy krosnach odkrywają zapomnianą tradycję

Wyciągnięte ze strychów i piwnic stare krosna przeżywają drugie życie na południowym Podlasiu. A powstające w pracowniach tkackich w Hrudzie, Mordach, Nowym Holeszowie i Terespolu nadbużańskie perebory rozsławiają południowe Podlasie. Tradycyjny wzór tkany na koszulach, ręcznikach i obrusach wpisany został na krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO.
Przy krosnach odkrywają zapomnianą tradycję

Dawniej na Podlasiu krosna stały prawie w każdej izbie. A tkacką tradycję babcie i matki przekazywały swoim wnuczkom i córkom już od najmłodszych lat. Umiejętności samodzielnego wytwarzania tkaniny były niezwykle przydatne, zwłaszcza gdy po wojnie w sklepach i magazynach nabycie czegokolwiek, nie mówiąc już o nowej koszuli, spodniach czy obrusie, graniczyło z cudem.

Wraz z rozwojem przemysłu włókienniczego tradycyjny warsztat tkacki wypierały maszyny, a krosna lądowały na strychach i składzikach. Dzisiaj tę zapomnianą technikę próbują ocalić od zapomnienia panie z kilku pracowni tkackich, w Hrudzie, Nowym Holeszowie, Mordach, Terespolu. A dzięki ich staraniom tradycyjny nadbużański perebor trafił na krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO.

Pościałki i koszule

Marianna Jówko z Hruda pamięta, jak miała 10 lat, a mama wołała ją do krosien. – "Siadaj i rób, bo nie będziesz miała koszuli, pościałki i na gołej słomie będziesz spała", mówiła do mnie mama. Zawsze wtedy siadałam razem z nią i po kolei uczyłam się tej techniki. To było naturalne, że młode dziewczyny umiały tkać, bo trzeba było utkać wszystko, i ręcznik, i prześcieradło, i powłokę na pościel, koszulę, spodnie, a nawet worki do gospodarstwa. A która gospodyni nie potrafiła obsłużyć krosien, to mówiło się, że w takim domu jest bieda – wspomina pani Marianna. 

Choć, jak przyznaje nasza rozmówczyni, samodzielnie wykonana odzież nie zawsze była praktyczna i wygodna. Bo uszyta przez jej mamę koszula dzienna tak kłuła i drapała po ciele, że po kilku godzinach męczarni młoda dziewczyna po prostu rzuciła ją w kąt.

Nie porzuciła jednak pasji do tkactwa. Robi to już od 20 lat. Na początku zainspirowało ją wytwarzanie narzut na łóżka i chodników. Później, za sprawą powstałej w Gminnym Ośrodku Kultury w Hrudzie pracowni tkactwa, pani Marianna – podobnie jak kilka innych kobiet – ponownie odkryła w sobie miłość do snucia nici. A dodatkowo nauczyła się wytwarzania regionalnego wzoru, jakim jest perebor.

– Nie znałam tego wzoru, ale nasza dyrektor była taka uparta. Woziła nas po świecie w poszukiwaniu tego tradycyjnego i oryginalnego wzoru. Aż pewnego razu pojechałyśmy do Stanisławy Baj, do Dołhobród, która zdążyła nas nauczyć tkania pereborów. Później próbowałyśmy już same na krosnach w domu kultury – opowiada Jówko. I z dumą pokazuje utkane przez siebie wzory.

Perebor od przebierania

Perebor to pas ornamentu powstający metodą wybierania na czterech nicielnicach, tkany łącznie z białym tłem. Służy do zdobienia koszul, spódnic, fartuchów, ręczników. Element zdobniczy wykonany jest na krosnach drewnianych, czteronicielnicowych, tkany splotem prostym lub rzędowym o treści geometrycznej: romby, trójkąty, gwiazdy, wzór x, linie spiralne, łamane i roślinne zgeometryzowane. Najczęściej w zestawieniu kolorów: czerwonego, wiśniowego, brązowego, granatowego z przewijającymi się dla kontrastu pojedynczymi lub podwójnymi nitkami czerwonymi, białymi i czarnymi, stanowiąc wzór pasowy na płótnie.

Pochodzenie nazwy wiąże się z czynnością, jaką wykonywała tkaczka przebierając nici osnowy deseczką – i stąd perebor (przebieranie). 

W poszukiwaniu oryginalnego wzoru

Do odkrywania tradycyjnego nadbużańskiego pereboru Bożennę Pawlinę-Maksymiuk, obecnie emerytowaną dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Białej Podlaskiej, przed kilkoma laty skłoniła potrzeba uszycia oryginalnego stroju ludowego. W poszukiwaniu kogoś, kto nadbużańskie perebory tka, trafiała w różne miejsca, nawet na Białoruś.

– Początkowo myślałam, że za wschodnią granicą odnajdę ten wzór, ale okazało się, że to nie jest nasze wzornictwo – wspomina pani Bożenna. Wtedy dowiedziała się, że osobą, która jako jedyna w Polsce tka perebory, jest Stanisława Baj z nadbużańskich Dołhobród w gminie Hanna. I wraz z twórczyniami ludowymi pojechały do niej. – Pamiętam, że warsztat i utkane przez panią Stanisławę wzory zrobiły na nas ogromne wrażenie. Pomyślałyśmy, że to ogromnie trudne. Choć panie tkały już na krosnach, nigdy nie miały okazji tkać pereboru – dodaje Pawlina-Maksymiuk.

I od tego wyjazdu zrodził się pomysł powołania pracowni tkackiej w Hrudzie. Krosna wyciągnięte ze strychów, piwnic, składzików na nowo zaczęły pracować, choć niektórzy nie rozumieli zapału, z jakim panie przystąpiły do reaktywacji dawnego warsztatu. Towarzyszyła temu obawa, bo żadna z kobiet nie znała i nie tkała tego wzoru.

– Gdy rozstawiałyśmy krosna, niektórzy z niedowierzaniem mówili: "Po co one znoszą tutaj te stare graty?". No i tak zaczęła się nasza przygoda z tkaniem pereboru. Przy pracowni zaczęły się zrzeszać kolejne osoby, które zainteresowały się wykonywaniem tego wzoru. Organizowaliśmy konkursy tkackie – wspomina Pawlina-Maksymiuk.

Więcej na temat nadbużańskich pereborów czytaj w papierowym lub elektronicznym wydaniu "Słowa" z 13 grudnia.

Monika Pawluk

Powiązane galerie zdjęć:


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: chyży rójTreść komentarza: niech najpierw szczepią psy i koty będąnce w niewoli w miescie,Dodatkowo właściciele nie sprzątają po swoich niewolnikach,Postawić strażnika miejskiego i niech wali mandaty,od tego jest.Data dodania komentarza: 21.11.2024, 10:57Źródło komentarza: Wścieklizna w natarciu. Wykryto ją u domowego psa i krowyAutor komentarza: chyży rójTreść komentarza: a to dlatego,bo trzeba używać i rozumu a im zabrakloData dodania komentarza: 21.11.2024, 10:48Źródło komentarza: Kierowała po alkoholu. Uderzyła w busaAutor komentarza: AndrzejTreść komentarza: Ja na temat specjalności.Byłem w wojsku 40 lat wstecz, na szkole młodszych specalistów i po niej zostałem dowódcą obsługi R-140 M.Myślałem że nie ma już tej specjalności,a to dlatego że taka radiostacja,tzn,anteny nadawcze wysyłają w eter tyle energii,że każdy może szybciutko zlokalizowac miejsce.Nawet wtedy,w latach 80 mówiono nam że każda rsdt.dużej mocy to ,,świeci jak zimny ogień odpalony z zupełnej ciemności'.Oczywiście były na radiostacji urządzenia do pracy zdalnej,chyba z odległości do 150m,ale nigdy tego nie ćwiczyliśmy.Więc jestem bardzo zdziwiony,że wojsko ciągle szkoli ludzi z alfabetu Morsa,jest to przestarzałe,przy dzisiejszej cyfryzacji.Data dodania komentarza: 21.11.2024, 10:33Źródło komentarza: Mistrz MMA w szeregach terytorialsów. To międzyrzeczaninAutor komentarza: BartekTreść komentarza: Nie sposób nie dostrzec emocji, jakie towarzyszą Twojej wypowiedzi, ale wydaje mi się, że przedstawiasz rzeczywistość w sposób nazbyt uproszczony i jednowymiarowy. Oczywiście, dorosłość wymaga odpowiedzialności, a założenie rodziny jest jej istotnym elementem, ale przecież nie jest to jedyna definicja dojrzałości czy wartości człowieka. To, że ktoś nie ma jeszcze rodziny, nie oznacza, że jego opinie na temat patriotyzmu, obronności czy poświęcenia nie mają znaczenia. Twoja krytyka młodych ludzi, którzy mówią o wojnie czy bohaterstwie, opiera się na założeniu, że każdy, kto nie doświadczył wojny, idealizuje ją i traktuje jako romantyczną przygodę. To spore uogólnienie. Faktycznie, są osoby, które mogą nie rozumieć w pełni, czym jest wojna, ale równie dobrze można powiedzieć, że ktoś, kto nigdy nie służył w wojsku, może mieć bardzo realistyczne i świadome podejście do tych spraw. Nie jest to czarno-białe. Co więcej, podkreślasz, że polska tradycja heroizmu, którą wiążesz z upadkiem I i II Rzeczypospolitej, jest przyczyną problemów naszego kraju. Nie sposób jednak nie dostrzec, że właśnie ta tradycja dała nam bohaterów, którzy walczyli o niepodległość i wolność – nie tylko w zbrojnych konfliktach, ale też w codziennej pracy, działalności politycznej i społecznej. Zgadzam się, że wojna to koszmar – brud, smród, krew i cierpienie. Nikt, kto naprawdę rozumie jej naturę, nie traktuje jej jako romantycznej przygody. Ale czy oznacza to, że nie powinniśmy o niej rozmawiać, przygotowywać się do obrony kraju, czy doceniać poświęcenia tych, którzy byli gotowi walczyć za swoje ideały? Krytyka młodych, którzy szukają swojego miejsca w tradycji wojskowej czy patriotycznej, wydaje się nieco niesprawiedliwa. To nie znaczy, że są naiwni – być może po prostu szukają sensu, który jest głęboko zakorzeniony w naszej historii i kulturze. Ostatecznie, odwaga i odpowiedzialność nie mają jednej definicji. Można być odpowiedzialnym i odważnym w rodzinie, ale również w służbie publicznej, w wojsku, czy po prostu w codziennym życiu. Każdy etap życia ma swoje wyzwania i nie powinniśmy deprecjonować jednych wyborów na rzecz innych.Data dodania komentarza: 21.11.2024, 09:01Źródło komentarza: Mistrz MMA w szeregach terytorialsów. To międzyrzeczaninAutor komentarza: chyży rójTreść komentarza: "dlatego, że", nieuku, zapamiętaj. Nie ma żadnego "dlatego, bo".Data dodania komentarza: 21.11.2024, 08:45Źródło komentarza: Kierowała po alkoholu. Uderzyła w busa
Reklama
Reklama