Choć skarga na działania dyrekcji ZO wpłynęła do urzędu gminy dzień po zajściu, komisja skarg i wniosków przyjrzała się jej dopiero w czerwcu, wzywając na wysłuchanie skarżącą i dyrektora. Matka 13-latka twierdziła, że już 5 kwietnia pisemnie poinformowała szkołę, że w czasie strajku uczeń nie będzie chodził na zajęcia. Jednak tego dnia dyrekcja szkoły poinformowała też uczniów, że 8 kwietnia zajęcia odbędą się normalnie, a nieobecność w szkole w tym dniu będzie odnotowana. Matka twierdziła, że 8 kwietnia w dobrej wierze wysłała dziecko do szkoły. Syn pojechał do niej rano autobusem szkolnym. Już o 8.30 był w domu z powrotem. Jak twierdzi matka, przyszedł pieszo, pokonując cześć drogi poboczem ruchliwej k19. Dziecko twierdziło, że po przybyciu do szkoły uczniowie nie mieli żadnej informacji, jak będą wyglądać zajęcia i co mają robić. 13-latek uznał, że skoro wcześniej rodzic pisemnie poinformował szkołę, że dziecko podczas strajku na zajęcia nie przyjdzie, to może, bez konsultacji z nauczycielami wrócić do domu. Część uczniów dzwoniła po rodziców, on nie miał telefonu, więc zdecydował się wracać pieszo.
Matka zarzuciła dyrekcji brak właściwej organizacji pracy szkoły w dniu 8 kwietnia. Dodatkowo wskazała, że doszło do narażenia życia i zdrowia syna na niebezpieczeństwo. Radni uznali rację rodzica w pierwszej kwestii. Co do drugiej stwierdzili, że rada nie jest kompetentna w ustalaniu winy w zakresie zarzutów karnych, jakie stawia kobieta i jako właściwy organ wskazali prokuraturę.
Cały artykuł przeczytacie w aktualnym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, nr 34
Napisz komentarz
Komentarze