Bo to też druga edycja Graffiti Jam Session w przygranicznym mieście. Stoi za nią miejscowy writer, na co dzień nauczyciel języka angielskiego w Zespole Szkół w Kobylanach, Grzegorz Puczka. Po raz kolejny zaprosił grafficiarzy z Polski i zagranicy. Przyjechali z Białorusi, Gdańska, Białegostoku, Warszawy, Siedlec, Siemiatycz i Białej Podlaskiej. Dołączyli też ci z Terespola.
Chcieli wspólnie spędzić czas i zrobić coś, co lubią najbardziej. Grzesiek wyprosił więc dwie ściany sklepu przy ul. Topolowej u właściciela Poleskich Specjałów. Ten się zgodził, choć do końca nie wiedział, co zastanie na elewacji. Potem trzeba było postarać się o sponsorów, którzy pokryli koszty zakupu farb i zapewnili coś na ząb, zaprosić b-boyów, a na dwa dni przed przyjazdem gości przygotować podkład pod graffiti.
Rankiem 6 lipca stanęły rusztowania i drabiny, no i impreza ruszyła. Było malowanie, pokaz breakdance`u, film i koncert hip-hopowy w Pizzerii Solare. Wieczorem graffiti było gotowe.
Najważniejsi są ludzie
Grzesiek jest znanym w regionie writerem. To on jest współautorem dwóch murali w Piszczacu: jednego poświęconemu historii miejscowości, drugiego – żołnierzom wyklętym. Przygodę z graffiti zaczął siedemnaście lat temu. Podczas letniego obozu poznał kolegę, który wtajemniczył go w arkana tej sztuki. Pod jego okiem wykonał pierwsze prace, wówczas jeszcze na papierze. Po raz pierwszy na murze namalował dwa lata później. Dziś na swoim koncie ma wystawy, prowadzenie warsztatów street artu, a jego tag, czyli podpis, widnieje na niejednej ścianie w Polsce i za granicą. A że po tylu latach graffiti wciąż go kręci i do tego ma zdolności organizatorskie, postanowił postawić na jam session.
– Pierwszy odbył się dwa lata temu. Wtedy malowaliśmy przy tej samej ulicy, tyle że na ścianie sklepu metalowego. Teraz zgodę wyraził kolejny właściciel, za co jestem mu bardzo wdzięczny. Mieliśmy do dyspozycji dużą powierzchnię, więc zaprosiłem piętnaście osób. Większość z nich znam z innych eventów, które odbywają się zarówno w Polsce, jak i zagranicą – mówi Grzegorz. Dodaje, że każdy writer przez lata tworzy swoją siatkę znajomych, która wciąż się poszerza i jest dość hermetyczna. – I to jest właśnie najważniejsze w tym, co robimy: ludzie – podkreśla.
Dwa dni wcześniej z dwójką kolegów wykonał tło pod graffiti. – Zaplanowałem, że zrobimy imitację dziury w ścianie i właśnie w jej środku powstanie graffiti. Writerom niczego nie narzucam. Ustaliliśmy jedynie, że wszyscy malujemy w tych samych kolorach. Poza tym każdy maluje coś od siebie. Najczęściej są to charakterystyczne dla każdego znaki: pieces (od masterpiece) i tagi. Każdy z nich pozostawi więc na tej ścianie cząstkę siebie, kawałek swojej pasji. By to zrobić, nierzadko pokonali setki kilometrów, znaleźli czas w natłoku obowiązków zawodowych i rodzinnych – wyjaśnia Grzegorz.
Pierwsze kroki
Tomek Badalski w takiej imprezie uczestniczy po raz pierwszy. Jest z Terespola, właśnie dostał się na malarstwo użytkowe na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. – Do tej pory malowałem tradycyjnie lub cyfrowo. Graffiti jest dla mnie czymś nowym, uczy innego sposobu myślenia. Stosując dotychczasowe metody, miałem jakiś margines błędu. Zawsze można było coś zamalować, powtórzyć. Tymczasem tu ciąży na mnie duża odpowiedzialność za każdą linię. Dzięki temu uczę się ostrożności i racjonalnego podejmowania decyzji – mówi.
Na ścianie sklepu zaplanował narysować robota. – Stylistyką przypomina Iron Mana, ale też jest w nurcie steampunka. Praca zajęła mi około 2,5 m wysokości i 70 cm szerokości powierzchni. Nim stanąłem przy elewacji, wykonałem szkic. Musiałem go jednak zmodyfikować, by dopasować do reszty prac. Cieszę się, że tu jestem. Jako osoba początkująca mogę się tu sporo nauczyć, podpatrzeć coś dla siebie. Szara, nudna ściana dała możliwość wyrażenia ekspresji wielu artystom i jestem pewien, że będzie podobać się mieszkańcom. Właściciel budynku na pewno zyska, bo ściana przyciąga uwagę. To dobra forma promocji – uważa Tomek.
Zostawili swój ślad
"Pour" z Brześcia jest członkiem działającej od piętnastu lat na Białorusi bardzo znanej grupy writerów. Malował też w Polsce: m.in. w Białej Podlaskiej, Warszawie, Krakowie, Wrocławiu. – Graffiti zajmuję się od 2001 roku. To duża część mojego życia. Dzięki tej pasji poznałem mnóstwo ciekawych ludzi, ale przede wszystkim samego siebie i prawdę o otaczającej mnie rzeczywistości – zdradza.
W przygranicznym mieście jest częstym gościem. Przyciągają go tu zwykle niskie ceny produktów w sklepach. – Robię tu zakupy, jak spora część mieszkańców mojego miasta. Dziś jestem tu jednak w innym charakterze. Cieszę się, że także dzięki mnie Terespol będzie jeszcze ładniejszy – mówi.
Z kolei Stanisław Gabrysiak przyjechał aż z Gdańska. – To miasto, w którym graffiti było obecne, od kiedy pamiętam, i to na dobrym poziomie. Tak jest do dzisiaj. Sam oddaję się tej pasji od czternastu już lat i jest to nieodłączny element mojego życia. Gdy mam dwumiesięczną przerwę w malowaniu, czuję się nieswój. Mało jest ścian, na których można legalnie uprawiać swoją twórczość. Dlatego też korzystam z zaproszeń na imprezy takie jak ta. Nie ukrywam, że ważne są tu względy towarzyskie. Fajnie jest zobaczyć się z chłopakami po latach niewidzenia. Pogadać o wspólnej pasji. Emocje są tu najważniejsze – zaznacza.
To nie pierwsza ściana w Terespolu, na której złoży swój podpis. Brał już udział w poprzedniej edycji imprezy. Tym razem do tagu domalował komputer. Wyświetlił na nim życzenia urodzinowe dla kolegi.
Był i taniec
Grafficiarzom towarzyszyli b-boye z grup Twisted Feet Crew oraz The East Border Crew.
– Na kulturę hip-hopu składają się cztery elementy: graffiti, breaking, rap oraz DJ-e. Dlatego przy okazji takich jak ten jamów, elementy te są łączone. Stąd nasza tu dziś obecność – mówi jeden z b-boyów Kacper Dudziuk. – Sam zaczynałem tańczyć, gdy miałem dwanaście lat. Dziś jestem instruktorem, uczę w bialskiej szkole tańca Zamek. Cieszy mnie, że także w naszym regionie wciąż są młodzi ludzie, którzy interesują się tym gatunkiem. Boom na ten taniec był jakieś dziesięć lat temu. Było wielu jego amatorów, ale część z nich szybko rezygnowała, widząc, ile trzeba poświęcić czasu i wysiłku, by wykonać jakąś ewolucję. Dziś jest większa świadomość i mam wrażenie, że tego tańca uczą się przede wszystkim ci, których naprawdę to pochłania. Breaking wciąż ma się dobrze.
Powstaje miasteczko graffiti
Projekt przyciągnął uwagę Mirosława Michalaka. Na początku czuł lekki niepokój o to, co na ścianie powstanie.
Po kilku godzinach obserwacji nie miał wątpliwości, że tak jak dwa lata temu, tak i teraz chłopaki nie zawiedli. – Można powiedzieć, że przy Topolowej zaczyna nam powstawać takie miasteczko graffiti. Może ktoś jeszcze zdecyduje się przekazać na ten cel kolejną ścianę? Warto, bo fajnie to wygląda. Tak sobie myślę, że takie graffiti mogłoby powstać też na budynku stojącym na naszym stadionie, który dziś wygląda niezbyt estetycznie – mówi pan Mirosław.
Efekt końcowy podoba się też Mariuszowi Sołodusze: – Widać talent młodych ludzi i ich ogromną pasję. Graffiti nadaje charakteru temu miejscu. Myślę, że inicjatywa jest pożyteczna dla właściciela także dlatego, że nie będzie musiał wydawać funduszy na odnowienie elewacji.
Projekt Grześka postanowił wesprzeć finansowo, zresztą jak wielu innych przedsiębiorców i instytucji. – Dziękuję im wszystkim z całego serca. Gdyby nie oni, druga edycja imprezy nie mogłaby dojść do skutku. Cieszę się, że są się w naszym lokalnym środowisku ludzie, którzy znajdują zrozumienie dla pasji i czują potrzebę upiększania naszego miasta. Szczególne podziękowania składam Urzędowi Miasta i Miejskiemu Ośrodkowi Kultury, instytucjom, które dodatkowo patronowały mojemu przedsięwzięciu – mówi inicjator akcji.
A Łukasz Pogorzelski z MOK w Terespolu zaznacza: – Jako dom kultury z wielką przyjemnością wspieramy oddolne inicjatywy naszych mieszkańców i czekamy na kolejne pomysły do zrealizowania.
Napisz komentarz
Komentarze