Od paru miesięcy przedstawiciele liczącej 180 osób załogi próbują wynegocjować u prezesa Olgierda Meysztowicza nie tyle podwyżki, co wyrównanie do najniższej krajowej. Zakład mleczarski pracuje 24 godziny na dobę, a zarobki, jak mówi nasz rozmówca, stoją w miejscu od wielu lat, mimo że wzrosło najniższe wynagrodzenie w kraju.
W końcu zakład stanął. Od 4 lutego nie ma produkcji. Pracownicy przychodzą na zmiany i nic poza tym.
– Atmosfera jest bardzo napięta i dynamiczna. Najpierw po zakładzie rozeszła się wieść, że wszyscy wylatują na bruk. Po paru godzinach rozmów usłyszeliśmy, że zwolnionych zostało kilkanaście osób. Wszyscy się boją o pracę, ale nie mamy zamiaru ustąpić – informował w poniedziałek na bieżąco nasz rozmówca.
Więcej na ten temat w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa nr 6.
Napisz komentarz
Komentarze