- Jest zimno, pojawiła się wilgoć, a w jednym z pokoi zaczął się robić grzyb. Ubrania z szafy wyjmujemy mokre. Grzejemy się butelkami z ciepłą wodą. Jestem chora, obawiam się, że zdrowie jeszcze bardziej mi się pogorszy – mówi Grażyna Kociszewska. PKP, które zarządza budynkiem przy ul. Kolejowej 1, wymontowało we wrześniu piec do centralnego ogrzewania oraz grzejniki. - Stwierdzili, że zrobiłam to bez ich zgody ogrzewanie centralne, a zakładał je mój mąż, który nie żyje już dziesięć lat. Instalacja jaką założyliśmy funkcjonowała ok. czternaście lat i nikomu nie przeszkadzała. PKP obiecywało, że zrobią ogrzewanie. Dzwoniłam do Krakowa i do Lublina oraz do Białej Podlaskiej. Słyszałam, że na dokumencie nie ma podpisu. Innym razem, że nie ma czyjejś zgody – żali się mieszkanka Chotyłowa. Dodaje, że zgodziła się na demontaż założonego przez męża ogrzewania, gdyż PKP zagroziło karą 5 tys. zł. - Z czego miałabym zapłacić? – pyta retorycznie.
Córka jest chora
– Pracownicy zatrudnieni przez PKP przyjechali i powiedzieli, że będą demontować ogrzewanie. Nie dali nam pisma, ani potwierdzenia, że takie prace zostaną wykonane. Kiedy dzwoniliśmy do PKP, słyszeliśmy, że dadzą nam elektryczne grzejniki, ale nie zgodziłam się na to, gdyż wiązałoby się to z ogromnymi wydatkami. Mąż przywiózł farelkę żeby dziecko miało ciepło w pokoju. Córka ma problemy ze zdrowiem, więc cały czas powinna przebywać w ogrzewanym pomieszczeniu – zaznacza druga lokatorka mieszkania. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 27 października
Napisz komentarz
Komentarze