Na początku jednak przypomnimy, co to właściwie jest odpust. Wielu z nas z pewnością jeszcze pamięta dziecięcą ekscytację na to słowo. Kojarzyło nam się bowiem ze straganami wypełnionymi po brzegi zabawkami, kolorowymi wiatraczkami, watą cukrową i innymi słodkościami, które podczas odpustu były rozstawiane przed kościołem. Skąd się wzięła ta tradycja?
Na pamiątkę nadania imienia
Odpust parafialny jest świętem patronalnym kościoła parafialnego. W pierwszych wiekach chrześcijanie nie budowali kościołów do sprawowania kultu. Eucharystię sprawowano w prywatnych domach, które nazywano „Domus Ecclesiae”, czyli „Kościoły Domowe”. Od IV wieku, po uzyskaniu wolności zaczęto budować kościoły. Były to przede wszystkim bazyliki i tak zwane „aedicula” - mały budynek, kościółek lub po grecku „tropaion” - znak zwycięstwa. Te ostatnie wznoszono na grobach lub w miejscach męczeńskiej śmierci chrześcijan. Z czasem małe pomniki i ołtarze stawały się budynkami kościelnymi. Wybór miejsca nie był więc przypadkowy. Budowano kościoły w miejscach, gdzie istniał kult świętych, zwłaszcza męczenników. Dzięki temu kościoły otrzymywały swoich świętych patronów. Troszczono się także, aby w nowym kościele znajdowały się relikwie świętego. Pierwsze kościoły przyjmowały za swoich patronów zwłaszcza apostołów i świętych męczenników. Potem dedykowano nowe kościoły Najświętszej Maryi Pannie, a w wiekach późniejszych także Jezusowi Chrystusowi, Duchowi Świętemu oraz odwoływano się do przymiotów boskich np. Opatrzności Bożej, Miłosierdzia Bożego i wydarzeń zbawczych. Dzień nadania tytułu kościołowi stawał się świętem kościoła i parafii. (...)
W taki sposób świętowano odpust także na południowym Podlasiu i Polesiu. Podczas jednego z takich parafialnych świąt doszło do pewnego dziwnego zdarzenia, o którym do dziś opowiadają sobie mieszkańcy parczewskich okolic.(...)
Żebracy i wędrowne dziady
Niegdysiejsze odpusty różniły się nieco od tych współczesnych, nie jednak ilością i jakością straganów czy podniosłością wydarzenia. Podczas odpustów kilkadziesiąt czy nawet kilkaset lat temu pomiędzy kramarzami i stoiskami, można było spotkać wielu żebrzących ludzi, wędrownych dziadów, dla których odpust był okazją do zdobycia jedzenia i pieniędzy.
Pomiędzy żebrakami panowała swego rodzaju konkurencja, było ich bowiem wielu, a każdy chciał zdobyć dla siebie jak najwięcej. Kłócili się więc o najlepsze miejsca, bo każdy starał się zająć takie, którędy przechodziło mnóstwo ludzi. Bywało i tak, że przekrzykiwali się wzajemnie w modlitwach i błaganiach o wsparcie, a później podziękowaniach. Musieli zwracać na siebie uwagę, by zebrać jak najwięcej pieniędzy i jedzenia. Wśród takich wędrownych dziadów, trafiali się czasem artyści, którzy podczas odpustów i jarmarków śpiewali nabożne pieśni, recytowali wiersze, a nawet grali na skonstruowanych przez siebie przeróżnych instrumentach, często też na harmonijce lub flecie. Niektórzy z nich opowiadali o przedziwnych i tajemniczych zdarzeniach, wspominali miejscowe legendy. Tacy mogli liczyć na większy „zarobek”, gdyż ludzie słuchając tej ich dziwnej muzyki i opowieści wzruszali się nieraz i chętniej do kieszeni sięgali. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 29 grudnia
Napisz komentarz
Komentarze