"Przyszła kryska na matyska" to popularne w naszym kraju powiedzenie. Według Słownika Języka Polskiego znane jest już co najmniej od XVII wieku. Co było inspiracją do jego powstania?
Okrutny los kotów
Dokładnie nie wiadomo i do dziś są różne teorie na ten temat. Źródła podają, że przysłowiowy Matys to zdrobniała forma od imienia Matias (w innym wariancie Matiasz) lub bardziej swojsko brzmiącego Macieja. Nie zważając na to, oba jednak pochodzą najprawdopodobniej od biblijnego imienia Mathia. Zarówno Matias i Maciej były bardzo popularne wśród ludności wiejskiej na ziemiach polskich, już w XVI w. Wtedy też stały się synonimem chłopa, zwłaszcza prostackiego i gruboskórnego. Jednocześnie imiona te nadawano najczęściej kotom. Podobnie jak na Podhalu konie często są nazywane Kuba, w Rosji koty — Waśka, z czasem "matyski", pisane małą literą, stały się odpowiednikami domowych zwierząt.
W takim znaczeniu matysek właśnie występuje w bajce Franciszka Morawskiego pt. "Kot i szczur stary", gdzie po raz pierwszy pojawia się zdanie, które stało się popularnym polskim przysłowiem. W bajce mowa jest między innymi o kocie, udającym wisielca. Z kolei także występująca w powiastce mysz, widząc ten przerażający widok mówi nagle: "Przyszła kryska na matyska i oto dynda".
Tutaj warto wspomnieć okrutny zwyczaj, który funkcjonował w dawnej Polsce. Gdy kota uznawano za domowego szkodnika, gospodarze bezwzględnie obchodzili się z delikwentem i po prostu go zabijali poprzez powieszenie. Dziś z pewnością takie zachowanie uznano by słusznie za bestialstwo, jednak przed wiekami była to niestety okrutna norma. Dlatego też przysłowiowa "kryska" mogła oznaczać też śmierć. Jednak w powszechnym użyciu przysłowie należy rozumieć w ten sposób, że spryciarzowi, czyli kotu, długo się dobrze wiodło i wszystko udawało, ale nagle nastąpiła katastrofa. Los, który spotkał kota, to właśnie niespodziewana „kryska”, czyli „kreska” kładąca kres jego myśliwskim zapędom.
Takie jest tłumaczenie i pochodzenie powiedzenia ze słownika języka polskiego.
Sprytny dziad wędrowny
Jednak niegdyś na południowym Podlasiu lub na północnym Polesiu wydarzyła się historia, którą również można uznać za źródło tegoż przysłowia. Co takiego wydarzyło się przed stu laty w naszym regionie?
W dawnych czasach od wsi do wsi, po okolicznych miejscowościach błąkał się wędrowny dziad, co w tamtym czasie nie było niezwykłym zjawiskiem. Miał zawsze przy sobie płócienną torbę, którą nosił przewieszoną przez ramię oraz długi kij. Na imię było mu Matys. Różnił się on od innych dziadów, odwiedzając kolejne domostwa nie wykrzykiwał od progu przeróżnych modlitw i błagań o jedzenie czy kilka groszy. Był też nad wyraz zdrowy i silny, bez przeszkód mógł podjąć normalną pracę, dającą stałe źródło dochodu. Matys był jednak wyjątkowo sprytny i wędrownym dziadem został z wyrachowania, chcąc mieć łatwy pieniądz. I trzeba przyznać, że radził sobie świetnie, wykorzystując ciemnotę i naiwność ówczesnego ludu. W jaki sposób?
Należy wspomnieć, że jeszcze przed wiekiem wiejska ludność wierzyła w zjawiska i moce nadprzyrodzone. Szatańskie zjawy, czary i magia towarzyszyły ludziom na co dzień. Co chytrzejsi wykorzystywali to na wszelkie możliwe sposoby. Wśród nich był bohater naszej opowieści. Dla zarobku wymyślił sobie metodę "gra w kości".
Dramatyczna przepowiednia
Chodził Matys po lasach i polach, a gdy tylko znajdował podczas swych licznych wędrówek jakąś zwierzęcą kość, chował ją do swej torby z nadzieją, że się przyda. Tak też się działo. Idąc później miedzą do wsi, kładł kość na polu jakiegoś chłopa i przykrywał ją lekko ziemią. Podchodził do właściciela ziemi i rozpoczynał niezobowiązującą rozmowę. Najczęściej dopytywał o drogę. Następnie przyglądał się z bacznością gospodarstwu i mówił do chłopa te słowa: "Widać, że źle się u was dzieje, gospodarzu". Każdy chłop, który słyszał te słowa początkowo był zdziwiony, ale po dalszej rozmowie przyznawał Matysowi rację. Ten tylko na to czekał. Po chwili wdrażał w życie swój sprytny plan. "Za dzień, może dwa nieszczęścia was nawiedzą i upadki". Mężczyzna coraz bardziej zaniepokojony słowami wędrownego dziada, dopytywał, o co chodzi. "Wszystko bydło wyzdycha, a i ciężka choroba i was dopadnie". Na taką przepowiednię każdy bladł i gotów był zrobić wszystko, by uniknąć tragicznego losu. A o to właśnie chodziło sprytnego Matysowi... (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 5 stycznia
Napisz komentarz
Komentarze