Jak się pani czuje?
Doznałam odmrożenia rąk, na dłoniach mam rany, mogę je tylko lekko zginać bo mnie bolą. Miałam też pęcherze w okolicach kolan, ale nie są to poważne obrażenia. Obecnie jestem pod obserwacją lekarzy w Szpitalu Specjalistycznym im. Ludwika Rydygiera w Krakowie. Nie wiem jeszcze, kiedy zostanę wypisana do domu. Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu. Miałam zabieg czyszczenia ran na rękach. Nastąpiła też znaczna poprawa stanu mojego zdrowia.
Dlaczego pani się zdecydowała się zdobywać Babią Górę w takich warunkach atmosferycznych, w stroju morsa?
Jestem morsem od trzech lat. Co roku zdobywamy górę. Jestem też osobą aktywną sportowo. W tym roku ze znajomymi podjęliśmy wspólną decyzję, że idziemy zdobyć Babią Górę. Sprawdziliśmy odcinek, który planowaliśmy przejść czyli czerwony szlak od przełęczy Krowiarki. Trasa miała zająć nam 2,5 godziny, bo chcieliśmy iść najkrótszą z możliwych dróg. Wychodząc sprawdziliśmy temperaturę, wynosiła wówczas – 5 stopni Celsjusza. Była to temperatura dobra na wejście. Oczywiście braliśmy pod uwagę, że pogoda może się zmienić. W takim przypadku planowaliśmy się ubrać i wzięliśmy ze sobą ciepłą odzież. Gdyż uważamy, że zdrowie i bezpieczeństwo są najważniejsze.
Czy pani się rozdzieliła z grupą wchodząc na szczyt?
Nie, cały czas byliśmy razem. Wchodziliśmy w czwórkę. Dopiero pod koniec trasy dwie osoby z grupy postanowiły się ubrać i zawrócić. Ja z kolegą, ze względu na to, iż czuliśmy się dobrze, chcieliśmy, nadal w strojach morsa, iść na szczyt. (...)
Cały wywiad przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 26 stycznia
Napisz komentarz
Komentarze