Pytana o największą przygodę w czasie podróży, przyznaje, że najwięcej emocji dostarczyła jej nauka surfingu wzdłuż pięknych plaż w Carcavelos położonym nad Oceanem Atlantyckim.
– Uwielbiam naturę i sport, a pływanie na desce to połączenie obydwu sfer. Doskonale pamiętam pierwsze lekcje, kiedy po kilkunastu bezskutecznych próbach, pokonania wypychających mnie na brzeg fal, czułam się tak zmęczona, jakbym zdobywała Kilimandżaro. Bolały mnie wszystkie mięśnie: ramiona, plecy, klatka piersiowa, a nawet stopy. Surfing to bardzo ogólnorozwojowy sport i zarazem najcięższy z listy tych wypróbowanych przeze mnie – przyznaje. Dodaje, że kiedy już udało się złapać pierwszą falę, satysfakcji i radości nie było końca. - Adrenalina, która się wtedy wytwarza, niesamowicie wpłynęła na moje samopoczucie i sprawiła, iż do tego sportu chcę wracać za każdym razem, gdy nadarzy się okazja - zauważa.
Najbardziej śmierdzący owoc świata
Aneta chętnie w czasie wyjazdów próbuje lokalnych potraw. Do najdziwniejszych zalicza durian. Najbardziej śmierdzący owoc świata, rosnący w Azji Południowo – Wschodniej. – Durianu mogłam spróbować w czasie mojego wyjazdu do Wietnamu. O tym owocu mówi się, że albo się go pokocha albo znienawidzi. Zapach faktycznie jest odrzucający, ale jego smak przypomina słodką ugotowaną cebulę – mówi podróżniczka.
Wyjaśnia też, że często je owoce morza. Spośród nich poleca lapas, które można dostać na Maderze. - To mięczaki, przyczepione do przybrzeżnych skał, żywiące się algami i odrywające je od podłoża zębami, które już jakiś czas temu zdetronizowały nić pajęczą jako najmocniejszy naturalny materiał. Na Maderze raczej nikt ich zębami się nie interesuje, za to zapieczone z masłem czosnkowym i podane z cytryną, są popularną przystawką. Pięknie wyglądają i równie wspaniale smakują - zaznacza.
Bialczanka nie tylko nie korzysta z ofert biur podróży i planuje wyjazdy samodzielnie, ale też chętnie nocuje u lokalnych mieszkańców, którzy ogłaszają na portalu internetowym możliwość couchsurfingu czyli bezpłatnego przyjęcia na nocleg turystów. – Jest to dobra opcja dla tych, którzy chcą podróżować z małym budżetem, ale nie tylko. Zazwyczaj dzielę wyjazd, tak by połowę dni spędzić u mieszkańca kraju, który odwiedzam, a na drugą część podróży rezerwuję hotel – wyjaśnia. Opowiada też, że do wyjątkowych noclegów zalicza ten, który spędziła na luksusowym jachcie w porcie koło Aten. – Właścicielka w pełnym zaufaniu przekazała mi i moim koleżankom klucze do jachtu, byśmy mogły spędzić na nim dwie noce. Byłyśmy zdziwione, iż powierzyła nam swoją łódź, bezpłatnie – zauważa Aneta. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 9 lutego
Napisz komentarz
Komentarze